Soul Calibur 5 - recenzja

Soul Calibur 5 - recenzja

Soul Calibur 5 - recenzja
marcindmjqtx
31.01.2012 00:01, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Rozprostujcie palce, bo wraca jedna z najlepszych konsolowych bijatyk. Czy Soul Calibur 5 zatrze błędy poprzedniczki i pozwoli fanom na nowo pokochać serię? Wszystko wskazuje na to, że tak.

„Soul Calibur 4” pojawiło się na rynku w 2008 roku, pozwalając chwycić wirtualne miecze, kije i pałki posiadaczom konsol PS3 i 360. Sam nie byłem tą odsłoną zachwycony, ale wiem, że wiele osób zagrywało się w nią do nieprzytomności. Niestety równie dużo osób uznało czwórkę za jedną z najgorszych odsłon serii i przepowiadało jej upadek. Jak się zaraz przekonacie, niesłusznie.

Opowiem Wam pewną historię Jak wcześniej, tak i teraz „Soul Calibur” przedstawi nam opowieść związaną z tytułowym mieczem. Protagonistą jest tym razem niejaki Patroklos, syn znanej z poprzednich odsłon ślicznotki o imieniu Sophitia. Młodzieniec jest bardzo zapatrzony w matkę, przez co podczas pierwszych chwil w jego towarzystwie bez problemu zauważycie, że używa podobnego oręża i walczy w bardzo podobny do swojej rodzicielki sposób. Chłopak trudni się wybijaniem zakażonych ludzi (malfested), coraz bardziej zaczyna się jednak zastanawiać nad moralnym aspektem swoich działań. Ma również bardzo ważną misję, która determinuje praktycznie całe jego życie. Patroklos chce odszukać swoją zaginioną siostrę Pyrrhę i odbudować niegdyś utraconą rodzinę. Tak oto przyjdzie się nam w niego wcielić i staczać kolejne walki, które przybliżają nas do odnalezienia dziewczyny. Po jakimś czasie okaże się jednak, że będziemy mogli wskoczyć także w skórę Pyrrhy.

Wybaczcie, nie mogłem się powstrzymać

Opowieść ma kilka fajnych zwrotów akcji, ale nie rzuca na kolana, jest raczej przewidywalna. Przedstawiono ją zgrabnie, choć trudno powiedzieć, aby tryb fabularny był najjaśniejszym elementem gry. Nie ma tu zbyt wielu filmików przerywnikowych, większość opowiadają obrazki i tekst - jeśli już jednak twórcy zdecydowali się na animację, jest ona najwyższych lotów (zarówno ta renderowana, jak i bazująca na silniku gry). Na normalnym poziomie trudności ukończyłem tryb opowieści w dwie godziny i czterdzieści minut. Wam też polecam - jest fajny, choć wątpię, abyście chcieli przechodzić go po raz drugi. Umówmy się, to nie historia znana z ostatniego „Mortal Kombat”.

Trybów zabawy jest kilka. Poza opowieścią możemy się bawić offline w arcade, gdzie liczony jest nasz czas przejścia gry, a także quick battle, gdzie walcząc z wirtualnymi przeciwnikami, zbieramy do kolekcji kolejne tytuły. Jest oczywiście trening, w którym możemy w przyjemny sposób szlifować swoje umiejętności, a także vs. battle, w którym zmierzymy się twarzą w twarz z wybranym wojownikiem. Legendary Souls odblokuje się natomiast po przejściu trybu opowieści i zagwarantuje wymagające starcia wszystkim tym, którzy czują się w serii Soul Calibur mocni. Gwarantuję, że nauczycie się tu pokory.

Soulcalibur 5 - Gameplay Highlights (HD 720p)

Niestety, z uwagi na wersję gry nie udało się przetestować trybu rozgrywek sieciowych, do którego twórcy przeznaczyli zupełnie oddzielną zakładkę. Jeśli uniknięto lagów, to gra będzie okupować sieciowe usługi obu konsol, bo „Soul Calibur 5” aż prosi się o trenowanie na żywym przeciwniku oddalonym o setki albo tysiące kilometrów od naszego telewizora. Jeśli położono tę opcję, no cóż - wielka szkoda, Capcom ze swoim „Street Fighter 4” udowodnił, że można zrobić bijatykę bez lagów. Może warto wziąć z nich przykład?

Nowi bohaterowie Zestaw dostępnych w grze wojowników uległ zmianie. Starą gwardię reprezentują Siegfried, Cervantes, Ivy,  Hilde,  Maxi,  Mitsurugi, Nightmare, Tira, Voldo, Astaroth, Raphael, Dampierre, Yoshimitsu, Aeon Calcos, Edge Master i Algol. Jest tu jednak sporo nowej krwi -  Patroklos Alexander i  Pyrrha Alexander to dzieci Sophity, której tym razem w składzie zabrakło. Zagramy również Yan Leixią, nastolatką z chińskim mieczem, a także Natsu, czyli uczennicą Taki. Miłośnicy wdzięków tej drugiej będą jednak zawiedzeni, Natsu odziedziczyła jedynie podobną technikę walki, kobiece walory mistrzyni jakby gdzieś zniknęły. Zagramy również jako Z.W.E.I., Viola i Xiba. Nowi zawodnicy to świetny pomysł, wprowadzono tym do serii powiew świeżości. Oczywiście szkoda, że część wojowników musiała się z nami pożegnać, ale cicho wierzę, że pośród nowej grupy znajdziecie swojego faworyta bądź faworytkę. Mnie szczególnie do gustu przypadła Leixia, a jej sposób walki od razu zaimplementowałem w stworzonej przez siebie postaci.

Mówicie Ezio Auditore da Firenze? Jest, owszem. Do tego walka nim jest tak fajna, że bez wątpienia stanie w pierwszym szeregu najlepszych gościnnych występów w bijatykach. Jego ataki to przede wszystkim krótki dystans, choć potrafi sobie radzić również z dalszej odległości. Ezio jest naprawdę świetnie wykonany, a jego ataki ślicznie animowane. Koniecznie sprawdźcie, co potrafi.

Inaczej niż kiedyś System walki doczekał się istotnych zmian. Zniknęły tak „Critical Finishes”, jak również „Soul Gauge”. Choć zbroja (lub część ubrania) wciąż ulega zniszczeniu, to pożegnajcie się z informacją o tym, kiedy to nastąpi. Wprowadzono specjalny pasek (Critical Gauge), dzięki któremu można wykonywać bardzo silne, a w dodatku efektowne ataki. Odpala się wtedy fajna, dopracowana animacja, którą praktycznie za każdym razem ogląda się bardzo przyjemnie. Mowa o atakach „Brave Edge” i „Critical Edge”, które wykonuje się relatywnie łatwo, wystarczy tylko wcześniej spojrzeć w listę ciosów dostępną po wciśnięciu przycisku start. Tym razem można ponadto wykonywać krok w bok i w ten sposób obejść przeciwnika naokoło.

System parowania przestał mieć zasadnicze znaczenie dla rozgrywki, uległ przemodelowaniu - jeśli więc Waszą strategią było czekanie na atak przeciwnika i odpowiednie kontrowanie, warto rozważyć nowe podejście do pojedynku. Guard Impact wykonuje się tak samo dla wszystkich postaci, a zbijać można nawet ciosy z zasady nie do zablokowania. Nie ma jednak nic za darmo - taka akcja zabierze aż jedną czwartą paska Critical Gauge. Wypada więc się przyzwyczaić do nowych rozwiązań, które po kilku godzinach grania staną się naturalne i zupełnie zapomnicie o tym, co było kiedyś.

Gra wydaje się zdecydowanie trudniejsza, szczególnie na wyższych poziomach. W trybie Legendary Souls, o którym wspomniałem wyżej, po kilkunastu minutach prób zrozumiałem, że przede mną jeszcze wiele godzin treningów i przynajmniej na razie nie powinienem tam zaglądać. Odrobinę „przegięty” wydaje się ostatni zawodnik w trybie arcade, czyli główny antagonista serii - Nightmare. Raz można z nim wygrać, innym razem już na początku rundy zaserwuje nam taką kombinację, że nie zdążymy nawet podnieść się z ziemi. Radzę wtedy kombinować z rzutami, są mocne, zabierają dużo energii, a czasem banalnie łatwo jest go w taki sposób podejść.

Przyjemność z zabawy w „Soul Calibur 5” powinni czerpać zarówno ludzie, którzy nie interesują się bijatykami, jak i specjaliści, którzy niejednego arcade sticka połamali. Choć nie jestem „wymiataczem”, to bawiłem się świetnie, a gra motywowała mnie do jak najlepszego opanowania ulubionej postaci. Najpierw oczywiście walczyłem dość chaotycznie, sprawdzając na ile skuteczne są zupełnie nieprzemyślane ataki, potem jednak czerpałem przyjemność z planowania, analizowania ataków wroga i odpowiedniego na nie reagowania. Poleciłbym ten tytuł również na spotkania ze znajomymi, choć oczywiście lepiej by było, gdyby wszyscy mieli choć podstawowe pojęcie o zasadach, jakimi należy się kierować podczas zabawy tego typu.

Duch kreacji Możliwość stworzenia własnego zawodnika przypadła mi do gustu, i to bardzo. Poza oczywistym wyborem płci naszego bohaterka (bądź bohaterki), możemy zmieniać całą masę rzeczy - od cech budowy ciała, takich jak na przykład grubość ramion, talii, bioder, aż do różnych rodzajów twarzy, czy koloru włosów. Choć początkowo zestaw dostępnych ciuchów nie jest zbyt imponujący, to wystarczy pograć, aby odblokować na przykład nową sukienkę czy spodnie. To fajna motywacja do zabawy - w trybie quick battle zobaczycie natomiast, jak fajnie potrafi stworzyć zawodników sama konsola. I tak - biorąc pod uwagę fakt, że w serii Soul Calibur twórcy dość frywolnie podeszli do tematu atrybutów płci pięknej - możecie stworzyć damską postać, która teoretycznie nie powinna się móc nawet poruszać, ze względu zbyt duże obciążenie klatki piersiowej i kręgosłupa.

Soulcalibur 5 - Gameplay Highlights (HD 720p)

Jest ślicznie Bardzo podoba mi się oprawa graficzna „Soul Calibur 5”. Świetnie wykonano zarówno postacie i ich animacje, jak również tła ponad dwudziestu miejsc, w których przyjdzie nam walczyć. Gra ma nieco komiksowy szlif, moja żona stwierdziła, że jest odrobinę „mangowo”. Trudno się z tym nie zgodzić - takie podejście do tematu oprawy pasuje do serii idealnie. Animacja to poezja, gra jest niezwykle szybka, a kolorowe smugi zostawiane przez broń - bajeczne. Nie sposób nie wspomnieć o świetnej oprawie dźwiękowej. Podniosłe motywy muzyczne nie rozczarowują, a włączenie oryginalnego, japońskiego dubbingu polecam już na samym początku. „Soul Calibur 5” nie przyciął mi się ani razu, nawet wtedy, gdy na ekranie działo się naprawdę wiele. Dopracowany kod i śliczna grafika to bez wątpienia niezwykle istotne plusy gry.

Werdykt „Soul Calibur 5” to aktualnie jedna z najlepszych bijatyk tej generacji. Bawiłem się przy niej lepiej niż przy ostatniej odsłonie serii Tekken czy czwartym SC. Oczywiście nie jest to tytuł idealny, poziom trudności mógłby być bardziej wyważony, a tryb opowieści bardziej urozmaicony i wciągający. Wątek fabularny jest dość krótki, a nie każdy musi czerpać przyjemność z walki ze sterowanym przez konsolę zawodnikiem. Dlatego właśnie nie mogę się doczekać przetestowania trybów sieciowych, choć wiem, że bardzo szybko pojawią się „wymiatacze”, którzy położą mnie błyskawicznie. Taki trening to jednak podstawa bijatyk. Jeśli liczyliście na powrót świetnej serii, będziecie usatysfakcjonowani i możecie zainteresować się zakupem gry. Jeśli natomiast z bijatykami jest Wam nie po drodze, może warto spróbować, bo po kilku godzinach treningów i opanowaniu podstawowych zasad walki można tu wpaść w nałóg. Solidna porcja rozrywki.

Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).

Data premiery: 3.02.2012 Deweloper: Project Soul Wydawca: Namco Bandai Dystrybutor: Cenega PEGI: 16

Egzemplarz do recenzji udostępnił dystrybutor, firma Cenega.

Paweł Winiarski

Soul Calibur V (X360)

  • Gatunek: bijatyka
  • Kategoria wiekowa: od 12 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)