Sniper: Ghost Warrior 3 - recenzja. Do trzech razy sztuka?
A zwycięzcą tegorocznego pojedynku snajperów zostaje...
25.04.2017 | aktual.: 25.04.2017 10:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
CI Games nie spieszyło się z premierą, ale jeśli myślicie, że to i pecetowa beta, oznacza, że firma dostarczyła produkt pozbawiony irytujących błędów, to wasz strzał nie trafia nawet w tarczę. Ghost Warrior 3 ma wiele za uszami i jeśli faktycznie miał wynieść polskiego dewelopera do światowej ekstraklasy, w której czekają już Techland, CD Projekt czy nawet 11 bit, to misja się nie udała. Ale jeśli nie jesteście akcjonariuszami, a szukacie okazji do poczucia się jak snajper w otwartym świecie pełnym zwierzyny, to mam dobre wiadomości.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: CI Games
Wydawca: CI Games
Dystrybutor: CI Games
Data premiery: 25.04.2017.
Wymagania: i3 3240 3.4 GHz/AMD FX-6350 3.9 GHz; 8GB RAM; NVIDIA GeForce GTX 660 2GB/AMD Radeon HD 7850 2GB
Grę do recenzji udostępnił producent. Graliśmy na PS4. Zdjęcia pochodzą od redakcji.
Otwarty świat w Sniper Ghost Warrior 3 to co innego niż pozbawione jednej, właściwej ścieżki misje z ostatniego Sniper Elite. I wychodzi mu to na dobre. Pierwsze skojarzenie? Klon Far Cry 3 ze snajperką i dronem w roli głównej. Drugie i trzecie są zresztą takie same. I choć można stukać palcem w kalendarz, pokazując rok premiery gry Ubisoftu, to przecież francuska firma na tym samym sztafażu zbudowała kolejne odsłony. I on dalej działał.
Działa również w Sniperze, choć porównywanie skali obu gier i ilości oferowanych atrakcji nie ma sensu. Nawet jeśli i tu mapki trzech fragmentów Gruzji, które zwiedzimy pieszo lub za kierownicą gruchota, upstrzono znakami zapytania zwiastującymi poboczne atrakcje, sekretami i okazjami do polowań, to jednak Polacy od zawsze celowali w konkretny aspekt gier akcji. W kilkusetmetrowe strzały, po których wrogowie padają jak muchy. Choć uczciwie trzeba dodać, że seria nie miała jeszcze tak wszechstronnego bohatera jak Jon North.Recenzując poprzedniczkę, narzekałem na zredukowanie gracza do roli cyngla, który idzie tam gdzie gra mu każe i robi, co mu gra każe, a każde odstępstwo karane jest śmiercią. Sniper Ghost Warrior 3 zrywa z tym schematem i robi to z gracją. Cole Anderson był szczurem przeciąganym przez wąski korytarz scenariusza. Jon North jest łowcą.Z ciekawymi "pazurkami" w arsenale, którego podstawą jest oczywiście karabin snajperski. Do wyboru, do koloru - dosłownie, wraz z kolejnymi misjami w kryjówce będziemy mogli kupować kolejne modele, ulepszenia i skórki. Działa tu raczej motyw kolekcjonerski, bo już któryś z pierwszych modeli z ulepszoną lunetą i magazynkiem w zupełności wystarcza, by regulować tętno przygranicznego konfliktu. Ale to nie wszystko, bo możemy też tworzyć i kupować specjalną amunicję. Przeciwpancerna to standard, ale co powiecie na pociski wybuchające, zdolne wysadzić jeepa z wszystkimi pasażerami? Albo kule, które zawsze trafiają w środek celownika, niezależnie od wiatru i innych czynników? Pociskami można też wabić wrogów w konkretne miejsce czy oznaczać ich echolokacją przez ściany.Przydaje się to bardziej niż myślicie, bo kluczem do powodzenia w Sniper Ghost Warrior 3 jest informacja. Wróć - kluczem do największej frajdy jest informacja. Bo na normalnym poziomie trudności złożoną z czterech aktów kampanię w ten czy inny sposób przejdzie każdy. Oprócz tego są jeszcze dwa tryby, w których oferowane przy strzałach pomoce są stopniowo wyłączane (można to dostosować) i rzecz robi się prawdziwie hardkorowa.
Dla wielu zbyt hardkorowa, dlatego powyżej pisałem o kluczu do frajdy. Czyli do przechodzenia misji sprytnie. Niekoniecznie zupełnie po cichu, ale z jakimś planem. Pracując solidnym zwiadem na późniejsze łatwe strzały. Tegoroczna wszechstronność bohatera oznacza, że wreszcie jest kompetentny również w walce na bliskim dystansie. Jeśli mamy zabić cel, który znajduje się w budynku, nie ma nic złego we wpadnięciu tam z shotgunem. Na przykład przez kanały. Albo inne przejście wyjawione przez pechowca, który pozwolił się podejść i musiał wyśpiewać, co wie. Rozwalasz te drzwi wybuchem (możliwe tylko w wyznaczonych miejscach) czy otwierasz zdobytą kartą?Kilka możliwych dróg do zaliczenia zadania nie jest tu iluzją. Owszem, chciałoby się, by były sprytniej ukryte i bardziej zróżnicowane, ale są. I naprawdę cieszy zaliczenie w kwadrans misji, z którą wcześniej biedziliśmy się przez 40 minut bez happy endu na końcu. Zebrane informacje przekładają się tu na realne korzyści. Dlatego wyjście Ghost Warrior na otwarty świat znakomicie wpłynęło na świeżość rozgrywki. Najlepszym partnerem gracza jest teraz wielofunkcyjny dron. Cholernie nieprecyzyjny w sterowaniu, ale dający cierpliwemu graczowi dużą przewagę. Nie tylko wykryje wroga, ale odwróci jego uwagę (a zasięg ma spory) czy zhakuje zabezpieczenia systemu CCTV, dzięki czemu obecność Northa nie zaalarmuje kamer, a on sam podejrzy dostarczane przez nie widoczki. Pakując się w korytarze wrogiej bazy, trudno przecenić takie informacje. W kalkulowaniu ryzyka trzeba wszak wziąć pod uwagę, że nie da się tu ręcznie zapisać gry. A automatyczne punkty zapisu są skąpe.Nie wszystkie misje stworzono na jedno kopyto. Czasem chodzi tylko o zwiad i wzniesienie alarmu oznacza game over. Kiedy indziej na pole walki wkroczą inne postacie, które trzeba będzie osłaniać z dogodnej pozycji. Gdzieniegdzie czuć, że CI Games chciało po prostu zmusić gracza do wykorzystania nowego systemu wspinaczki terenowej. Uaktywniając zmysł zwiadowcy, widzimy krawędzie, których North może się złapać. Przydatna sprawa, choć mechanice brakuje szlifów i finezji, nawet w porównaniu z Far Cry 3, w którym tak przyjemnie spadało się wrogom na głowy. O parkourowej maestrii Dying Light nawet nie wspominając.Wiem, że nie braknie graczy, którzy co jakiś czas stękną, że nudno tu, po raz kolejny sprawdzając zmysłem te same ślady co pięćdziesiąt metrów wcześniej. Sam siadając do gry o snajperze, bynajmniej nie oczekuję silenia się co rusz na hollywoodzką widowiskowość. I choć większość misji to faktycznie "wejdź na teren, dostań się do celu, zabij/ukradnij/zabij i ukradnij", to tych kilka "innych" misji wystarcza, by nie czuć monotonii. A komu nie w smak kolejne większe polowanie, temu wspomniane już znaki zapytania i mniejsze lub większe misje poboczne prędko się nie skończą.Krótkie żołnierskie słowa i dowcipy niskich lotów to esencja rozmów, które North toczy z innymi postaciami w grze. Najczęściej na słabiutkich prerenderowanych filmikach, na których polski, ekspresyjny (zwłaszcza w wykonaniu żeńskiej obsady) dubbing tworzy z gestykulacją i brakiem emocji na twarzach kiczowatych modeli nieprzyjemne połączenie. Może pasowałoby 10 lat temu do jakiejś budżetowej gierki czekającej w koszu w markecie na nieświadomych. Bardzo dobrze, bo zupełnie naturalnie wypadł Piotr "Majami" Stramowski. Przynajmniej gdy mówi o żołnierskich rzeczach, a nie szuka w sobie głębszych uczuć.
A czasem szukać musi, bo fabuła to nie tylko geopolityczne napięcia i walki z separatystami na granicy Gruzji z Rosją. To też historia dwóch braci, których podróbka Menendeza z COD: Black Ops 2 rozdzieliła na polu walki. Szkoda, że skupiono się na tym pierwszym elemencie. Zawsze przedłożę opowieść o wojnie przez pryzmat ludzkiej historii nad kolejny fikcyjny konflikt, w którym ponoć wszystko stoi na ostrzu noża, a mnie niezbyt to już rusza. Malutko wyciśnięto też z wątku stojącej za wojną domową tajnej organizacji S23, która miała chyba aspirować do miana jakichś iluminatów rządzących światem z cienia.Wątek Jona i Roberta zawsze jest jedynie przypisem na marginesie i klamrą spajającą całość, która sama w sobie niezbyt ciekawi. Choć ma kilka lepszych momentów, które warto byłoby rozwinąć i rozbudować.
Ale zanim CI Games zacznie rozbudowywać grę (choć prequelowe DLC jest już dodawane do zamówień przedpremierowych), musi łatać. I robić to szybko, bo technicznie Sniper Ghost Warrior 3 prezentuje się słabiutko. Nawet pomimo wgrania przedpremierowej aktualizacji. Upstrzone nieszczególnymi teksturami, pustawe rejony wirtualnej Gruzji powodują ból źrenic u każdego, kto spędził choć kwadrans z Ghost Recon: Wildlands. W niektórych momentach gra (na PS4) łapie przedziwną czkawkę, której nie da się przepędzić i do końca misji trzeba doczłapać się w (na oko) 20 fps-ach, gdy na ekranie nie widać nic, co by to tłumaczyło. Dynamiczne pory dnia fundują czasem ładne zabawy światłem, ale na misję i tak będziecie ruszać w nocy, wiec kusi mnie wniosek, że para poszła w gwizdek, a cena jest spora. W trakcie kilkunastu godzin (a pobocznych aktywności wciąż została masa) z grą czułem się czasem jak za czasów MKS_Vir, gdy dla zabawy odpalało się demonstracje co bardziej efektownych wirusów.Dawno nie miałem okazji na amen utknąć między murkiem a jakąś beczką, więc sobie przypomniałem jak głupie to uczucie. Zapadanie się pod mapę? Efektowne jak zawsze. Kilkusekundowe "zamrożenia" gry potrafiły okazywać się permamentne. Z ekranu niknęła mi broń, a podczas wspinaczki bohater lubił wtapiać się w teren, co czasem kończyło się upadkiem. Irytujące samo w sobie, ale wkurzające tym bardziej, że nie ma tu jak własnoręcznie zapisać gry. A punkty kontrolne działają tak, że po którymś crashu musiałem zaczynać misję od początku, mimo że byłem o rozwalenie jednego pościgu od jej zaliczenia.Wisienka na torcie - oszustwa. Na filmiku po prawej widzicie wraży posterunek, jakich w grze na przejęcie czeka wiele. Pusty. Do momentu wyciągnięcia i schowania drona, gdy wrogowie spawnują się dookoła.A wiecie, że pierwszy loading może trwać nawet ponad 4 minuty? Później na szczęście ładowania towarzyszące śmierci czy szybkiej podróży są całkiem szybkie. Chyba że kolejna misja rozgrywa się w innym regionie. Wtedy znów czeka Was słuchanie zapętlonej muzyki. Muzyki, która jest tu dziwnie zmarginalizowana, choć Mikołaj Stroiński nagrał na potrzeby gry aż dwa albumy.
Jeśli idzie o ścieżkę dźwiękową, to jest ona klimatyczna, ale raczej w dyskretny sposób. Dużo lepiej słucha mi się gruzińskich, skoczniejszych utworów, które grę zaczynają i kończą, ale potem podobne dźwięki lecą tylko z badziewnych radyjek. Nawet w wozie muzyka jest domyślnie wyłączona.CI Games strzeliło celniej. To Polacy dostarczyli w tym roku lepszą grę snajperską. Choć trudno będzie w to uwierzyć, oglądając screeny czy fragmenty z rozgrywki, w której spowolnione headshoty nie są nawet koronowane "rentgenami" szkód wywoływanych przez pocisk. Litania błędów stoi mi na drodze większego zachwytu Sniper: Ghost Warrior 3, ale znalazłem tu świeżość i frajdę, której nie dała mi konkurencja. Strzał w dziesiątkę? Na pewno nie. Ale bliżej środka tarczy CI Games jeszcze nie było i dlatego warto, by czym prędzej usunęło z gry błędy. A potem dodało zapowiadany tryb multiplayer. Póki co Sniper: Ghost Warrior 3 to przygoda dla samotników.