Sniper: Ghost Warrior 2 - Siberian Strike - recenzja. Snajperze radź sobie sam
Akcja Siberian Strike rozgrywa się przed wydarzeniami z "podstawki". Cole Anderson znów trafia za linie wroga, ale tym razem nie może liczyć na wsparcie i operatora, który będzie prowadził go za rączkę.
31.03.2013 | aktual.: 08.01.2016 13:20
W teorii, właśnie tego brakowało mi w trakcie przechodzenia Ghost Warrior 2. W recenzji narzekałem na brak swobody i sprowadzanie całej przygody do wycieczki z przewodnikiem, który nie pozwala zboczyć z wyznaczonej trasy ani na metr. Zapowiedź misji, w której będę mógł poczuć się, jak samotny wilk na polowaniu, przyjąłem więc z zaciekawieniem. Wyszło tak sobie.
Kto chemią wojuje...
Kampania Siberian Strike to trzy misje, które wyjęły mi z życiorysu około trzech godzin. To tyle, co jeden akt z "podstawki", więc nie ma co narzekać na długość zabawy. Z zapowiadaną swobodą CI Games natomiast nie poszalało, choć na pewno trochę porozpychało granice wąziutkich korytarzyków, które prowadziły nas w Ghost Warrior 2. W Siberian Strike znajdziecie dużo więcej otwartego terenu, który oferuje dużo miejsca na podchody. Gdyby tylko były one konieczne.
W całym dodatku znajdziecie zaledwie kilka miejsc, w których trzeba zwracać uwagę, na ustawienie strażników tak, by przemknąć im za plecami, gdy użycie broni palnej mogłoby przynieść więcej szkód niż pożytku. Zwykle jednak wystarczy przykucnąć kilkaset metrów od przeciwników i zupełnie jak w podstawce wystrzelać ich, niczym kaczki.
Ja cię widzę, ty mnie nie
Brak rozkazów od spottera oznacza, że kolejność eliminowania celów wyznaczamy sami, ale nie nastręcza to większych problemów. Wrogowie mają tendencję do ucinania sobie krótkich pogawędek, by potem rozejść się w odosobnione miejsca, w których będą czekać na śmierć. Jeśli najpierw ściągniecie ustawionych najwyżej snajperów, to reszta jest formalnością. Gdybyście mieli trudności z dostrzeżeniem przeciwników na tle zimowych krajobrazów, z pomocą przychodzą termowizyjne gogle, w których widać ich jak na dłoni. Ilość pozostałych przy życiu wrogów i ich ustawienie wciąż zdradza też przesadnie przydatna minimapa. Nie ma szans, byście nadziali się na przeoczonego żołnierza.
W tym temacie dodatek nie zmienia absolutnie nic - wciąż jest zbyt bezpiecznie. Wciąż czujemy się, jak na strzelnicy, zmieniając pozycję dopiero, gdy na mapce nie widać już czerwonych kropek. Wyjątkiem jest kilka momentów, w których działamy w bezpośredniej bliskości wroga, ale potencjał takich sytuacji nie został tu wykorzystany. Przestronne, dużo bardziej otwarte mapy spokojnie mogłyby zaoferować ciekawszą zabawę, gdyby tylko ktoś potrafił zaprojektować misje z większą ilością skradania i unikania przeciwników, zamiast eliminowania ich hurtem z ośmiuset metrów.
Brak zagrożenia równa się brakowi emocji, a przy wszystkich pomocnych gadżetach, którymi dysponuje Anderson, brak spottera nie jest wielkim utrudnieniem. Nie przy przeciwnikach, którzy wciąż nie słyszą odgłosu upadającego kilka metrów obok ciała i chętnie ustawiają się tak, byśmy mogli ściągnąć dwóch, korzystając tylko z jednego naboju. Takie akcje powinny być nagrodą, za sprytne dotarcie do miejsca, pozwalającego na ryzykowny strzał. W Siberian Strike równie dobrze można by do nich krzyknąć "trochę bardziej w lewo" i pewnie by posłuchali.
Eliminację zaczynamy od góry
Po pierwszym kwadransie z dodatkiem miałem zamiar pochwalić też syberyjskie krajobrazy. Zmiana otoczenia wyszła grafice na dobre, choć misja osłaniania agenta z dachu wieżowca na chwilę przypomniała mi koszmarne Sarajewo z "podstawki". Niestety choć lodowe krainy Siberian Strike wyglądają na tyle ładnie i obco, że można prawie poczuć ziejący z telewizora mróz, to jasne jest, że dodatek nie został należycie przetestowany. Z ekranu straszą artefakty graficzne, gra potrafi nieprzyjemnie zgubić płynność animacji (zwłaszcza w trakcie sprintu czy strzelaninie oko w oko z przeciwnikiem), a trzy razy po prostu zawiesiła mi konsolę. Nawet polskie napisy nie są idealne, bo idę o zakład, że w pewnym momencie miałem "kryć Diaza", a tymczasem gra kazała mi "ukryć Diaza".
Werdykt Gdyby Siberian Strike było częścią "podstawki", pewnie mówiłbym, że to moja ulubiona kampania. Zamiast spottera, za rączkę prowadzą nas tu co prawda minimapka i gogle termowizyjne, ale pole do popisu faktycznie mamy większe. W teorii. W praktyce, poza kilkoma momentami bezpośredniej konfrontacji z przeciwnikiem, dodatek wciąż jest wypraną z emocji strzelnicą. Połacie otwartej przestrzeni pomiędzy snajperem, a jego celami zwiedzamy, gdy wszyscy przeciwnicy już padli i trzeba dotrzeć do następnych. Szkoda niewykorzystanego potencjału.
Maciej Kowalik
Dodatek możecie kupić na Xbox Live (800 MSP), w Steam (9,99 Euro) i na PSN (39 zł)