Sniper Elite III: Afrika - recenzja
Karl Fairburne i jego ukochany karabin kontra Afrika Korps oraz kolejny nazista z manią wielkości? To może skończyć się tylko w jeden sposób.
O ile fani mniej lub bardziej klasycznych strzelanin co roku mają na co czekać, to ci, którzy wolą bawić się w snajperów, nie są specjalnie rozpieszczani przez wydawców. A kiedy próbują realizować się w sieciowych bitwach Battlefield czy Call of Duty, są wyzywani od kamperów. Cześć, mam na imię Maciek i jestem snajpoholikiem - nic dziwnego, że na Sniper Elite 3 rzuciłem się z prędkością pocisku. Na początku byłem jednak... trochę rozczarowany.
Sniper Elite 3 - zwiastun premierowy Strzelać, nie gadać Nie chodzi o to, że Karl to słabiutki protagonista, obsadzony w równie cienkiej opowieści. Pozbawiony choćby namiastki charakteru, przez całą grę wypowiada zaledwie kilka zdań. Najczęściej zresztą i tak nieszczególnie porywających. Studio Rebellion nie spróbowało opowiedzieć tu żadnej historii. Owszem, zwiedzimy ważne z historycznego punktu widzenia afrykańskie miejscówki (m.in. Tobruk, przełęcz Kasserine), ale nie po to, by odegrać kluczową rolę w historycznych wydarzeniach. Fairburne ma swoją misję - Niemcy budują kolejne wunderwaffe i nie można im pozwolić na rozpoczęcie seryjnej produkcji. Nie ma tu miejsca na wątki poboczne, ciekawych bohaterów drugoplanowych czy zaskoczenie. Ale jak wspomniałem - prostą jak cep konstrukcję fabułki przełknąć jest łatwo.
Sniper Elite III: Afrika
Nie przejmowałem się też zbytnio technicznymi wpadkami, choć nie wątpię, że paskudne wnikanie w obiekty, żołnierze blokujący się na niewidocznych przeszkodach czy chwilowe szaleństwa fizyki będą w najbliższych tygodniach hitem internetu. Te wpadki zdarzają się nagminnie na początku gry. Później jest ich jakby mniej, ale wciąż widać, że w kwestii budżetu Sniper Elite 3 daleko do ekstraklasy. Gra potrafi rzucić ładnym widoczkiem, ale przez większość czasu plusem grafiki jest co najwyżej to, że nie przeszkadza. Ograniczono migotanie cieni do minimum, a obszar widoczności robi wrażenie. To ważne. Większy problem miałem z rozgrywką.
Jak zabić Ducha Pustyni? Wierząc w swoje umiejętności, rozpocząłem grę na wyższym niż normalny poziomie trudności, po czym stwierdziłem, że jest za łatwo. Misje dają teraz graczowi dużo więcej miejsca na pokazanie swojego sprytu. Znane z poprzedniej odsłony mapy złożone z korytarzy odeszły praktycznie w zapomnienie. Afryka to wielka piaskownica, w której możemy bawić się tak jak chcemy. Oprócz snajperki, Fairburne może zabrać na misje szereg gadżetów - miny przeciwpiechotne i przeciwpancerne, dynamit, ładunki wybuchowe połączone linką, które wybuchną, gdy wróg ją trąci czy nawet krzesiwo (do odpalania dynamitu z opóźnieniem). Jest się czym bawić, ale nawet na wyższym niż standardowy poziomie trudności nie było powodu, by to robić.
Przeciwnicy sprawiali wrażenie statystów, którym ktoś zapłacił, by ustawiali się pod piękne strzały z daleka i nie interesowali się zbyt mocno, dlaczego ich koledzy jeden po drugim padają z przestrzeloną głową (szczegóły tego, jakie zniszczenie robi w ciele pocisk, możemy obserwować w zwolnionym tempie w olbrzymich detalach - makabryczny widok). Po kilku oddanych z tego samego miejsca strzałach orientowali się co prawda co do pozycji strzelca, ale wystarczyło wycofać się na wcześniej oczyszczony teren, by dali sobie spokój i wrócili do spacerku pomiędzy ciałami kolegów. W trakcie pierwszych misji nie czułem się jak kot bawiący się z myszą zanim skręci jej kark. Byłem aniołem śmierci, mogącym zabić każdego i wszędzie, bez cienia obawy o to, że stanie mi się coś złego.
Sniper Elite III: Afrika
Mój karabin był najpotężniejszą bronią w historii gier. Kiedy miałem ochotę, maskowałem strzały odgłosami otoczenia, kiedy nie chciało mi się podkładać min na drodze, wychodziłem na jej środek i dwoma strzałami w odpowiednie miejsce niszczyłem czołg. Badałem, z jak daleka mogę trafić przeciwnika (z opróżnionymi płucami i bez "wspomagania"). Niby nie tego oczekiwałem od Sniper Elite 3, ale dochodziło do mnie, że i tak bawię się wybornie.
Gdyby arcade'owa strzelnica była jedynym obliczem gry, w oceniaczce nie widniałaby jednak tak wysoka ocena. Na szczęście nie jest - wystarczy w opcjach niestandardowego poziomu trudności przestawić poziom przeciwników na Elite, by rozgrywka zmieniła się nie do poznania. O ile wcześniej w zasadzie nie rozstawałem się ze snajperką, tak po tej zmianie głównym bohaterem został pistolet z tłumikiem, dzielnie wspomagany przez arsenał gadżetów. A przecież nie ustawiłem jeszcze najtrudniejszej symulacji toru lotu kuli, w której sami musimy brać poprawkę na grawitację i wiatr - na to przyjdzie kolej przy drugim przejściu gry.
Powoli, po cichu Na tym ustawieniu Sniper Elite rzuca wyzwanie fanom skradanek. Jeśli wrogowie zobaczą Karla i podniosą alarm, wyjście z tego stanu będzie nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza jeśli nie posprzątaliście po sobie ciał. Oznaczeni żółtą (sygnalizującą poszukiwania gracza) ikonką przeciwnicy potrafią przejść pół mapy, by władować mu serię w plecy. To właśnie na takie okazje warto co jakiś czas zostawić za sobą wybuchający prezent dla zbyt ciekawskiego wroga. Dopiero na tym ustawieniu można tak naprawdę dostrzec, ile możliwości dają uważnemu obserwatorowi otwarte mapy - bezsprzecznie największa zmiana na plus od czasu Sniper Elite v2. Liczba niewidocznych na pierwszy rzut oka ścieżek, przejść, piwnic przez które można wejść do budynku czy ukrytych tuneli zawstydza ostatniego Thiefa. Na otwartej przestrzeni tak samo jak w grze Eidos, koniecznie trzeba trzymać się cienia.
Sniper Elite III: Afrika
Pojawiający się na jednej z plansz ładowania banał o tym, że prawdziwy snajper najpierw lustruje otoczenie, potem planuje, a dopiero na końcu działa, warto wbić sobie do głowy. Zamiast oglądać świat przez lunetę karabinu, lepiej spojrzeć na niego przez lornetkę, oznaczyć cele (będzie je widać przez ściany, o ile nie wyłączycie tej opcji), dobrze przyjrzeć się mapie. Nie da się już wytłuc całego oddziału wroga z jednej pozycji. Snajperka staje się bronią, po którą warto sięgnąć tylko w ostateczności lub po dokładnym zaplanowaniu odwrotu - dwa strzały z jednego miejsca to maks, na co możecie sobie pozwolić. A i to po upewnieniu się, że w okolicy nie ma nikogo. I najlepiej przy akompaniamencie strzelającej z wydechu ciężarówki czy serii wystrzałów Nebelwerferów, które pozwolą zamaskować huk wystrzału (możemy tworzyć też własne osłony dźwiękowe np. sabotując generator prądu, który po chwili zacznie głośno "kaszleć"). Potem trzeba się przemieścić na inne stanowisko, zostawiając może coś wybuchowego dla patrolu.
Ale gadżety szybko się kończą, podobnie jak amunicja do pistoletu z tłumikiem. Można przeszukiwać ciała wrogów czy rozejrzeć się po okolicy za skrzyniami z zaopatrzeniem, ale i tak zwykle wszystkiego jest za mało. W ostateczności, zawsze pozostaje próba odwrócenia uwagi przeciwnika kamieniem, zakradnięcie się do niego od tyłu i bezpośrednia eliminacja. Frajda z udanej improwizacji jest chyba nawet większa, niż z idealnie wykonanego planu. A okazji nie zabraknie.
Twoja piaskownica, twoje zabawki
Sniper Elite III: Afrika
Gra zwykle stawia przed nami kilka zadań do wykonania, ale nie narzuca z góry ich kolejności. Zawsze do wykonania jest też szereg aktywności dodatkowych. Uwzględnienie niektórych z nich w planie pozwala wpłynąć na przebieg misji (zabicie radiooperatora pozwoli nie martwić się o posiłki). Inne to zachęcające do eksploracji plansz znajdźki - karty do gry, krótkie notki, ulepszenia broni czy lornetki, a nawet "dalekie strzały", które oddajemy z gniazda snajperskiego do celu, który ledwo widać. Szkoda, że szczytem polotu autorów jest kończenie misji "niespodziewanym" pojawieniem się czołgu (albo dwóch) lub ciężarówki z żołnierzami. Taniutki chwyt. A przecież temat pojedynku elitarnych snajperów sam ciśnie się do gry. Wrodzy strzelcy wyborowi pojawiają się w grze od wielkiego dzwonu i potrafią pokrzyżować szyki jeśli w porę nie wypatrzymy refleksu świetlnego w ich lunecie. Czemu nie rozwinąć tego elementu do roli namiastki starcia z bossem?
Co dwie głowy.... Druga opinia Sniper Elite III w kooperacji to mistrzostwo. Wczuwka jest świetna i pozwala przymknąć oko na fakt, że technicznie jest to gra co najwyżej średnia - ani urodziwa, ani dopracowana. O zabawę jednak chodzi przede wszystkim, prawda? Przekradanie się pod osłoną nocy jednego gracza i zaznaczanie celów, podczas gdy drugi czai się ze snajperką na wzgórzu i oddaje strzały tylko wtedy, gdy słychać burzowy grzmot - w takich momentach człowiek siedzi na skraju kanapy i "jest" w grze. Gra jest niezwykle specyficzna i fanom ze specyficznym gustem dedykowana. Warto Marcin Kosman Druga opinia: Sniper Elite III w kooperacji to mistrzostwo. Wczuwka jest świetna i pozwala przymknąć oko na fakt, że technicznie jest to gra co najwyżej średnia - ani urodziwa, ani dopracowana. O zabawę jednak chodzi przede wszystkim, prawda? Przekradanie się pod osłoną nocy jednego gracza i zaznaczanie celów, podczas gdy drugi czai się ze snajperką na wzgórzu i oddaje strzały tylko wtedy, gdy słychać burzowy grzmot - w takich momentach człowiek siedzi na skraju kanapy i "jest" w grze. Gra jest niezwykle specyficzna i fanom ze specyficznym gustem dedykowana. Zagrać? Warto. Marcin Kosman
Najnowsza część Sniper Elite rozwinęła się także pod względem trybów sieciowych. Tak jak poprzednio CAŁĄ kampanię możemy przejść do spółki z drugim graczem, wymyślając taktyki niedostępne dla samotnego wilka. Na tym współpraca się nie kończy. Dwójka snajperów może stawić czoła kolejnym falom Afrika Korps w trybie Przetrwanie (można też grać samemu), ale ciekawszą opcją jest tryb Obserwacja. Jeden z graczy wciela się w nim w strzelca, a drugi w agenta. Snajper jest najczęściej zmuszony do przebywania na wydzielonym obszarze i nie może wspomóc kolegi bezpośrednio. Może za to eliminować oznaczane przez niego cele (tylko agent ma pozwalającą to robić lornetkę). Asymetryczna zabawa zdaje egzamin śpiewająco, zmuszając do naprawdę bliskiej współpracy - wystarczy chwilowy brak komunikacji i można ładować punkt kontrolny. Strzelec sadzi kolejne headshoty, ale rola agenta nie ogranicza się tylko do siedzenia z lornetką przy oczach. Zastawiane w odpowiednich miejscach pułapki są diabelnie skuteczne, a przekradnięcie się obok oddziałów wroga, gdy te skupione są na strzelcu, i wykonanie cząstkowego zadania daje mnóstwo satysfakcji. Ale lornetka też jest ważna - bez oznaczonych celów strzelec na niewiele się przyda.
Tym razem także w konsolowej wersji Sniper Elite znalazło się miejsce dla klasycznych trybów sieciowych. Poprzednio musieliśmy czekać na aktualizację, która pojawiła się zbyt późno, by miała sens. Graczy na serwerach nie brakuje, ale sama rozgrywka trochę kuleje. W Deathmatchu nie ma sensu biegać po środku mapy, więc walki toczą się na jej obrzeżach. Na każdego ustrzelonego wroga przed sobą przypada jedna śmierć od pocisku wystrzelonego z boku. Ciekawą wariacją jest tryb, w którym zwycięża drużyna z największą liczbą punktów za odległość, z jakiej eliminowała swoich przeciwników, ale ludzie zdają się nie rozróżniać zasad tych starć od Deathmatchu.
Listę rodzajów zabawy zamyka No Cross, w którym drużyny są od siebie oddzielone przeszkodą terenową, leżą plackiem po obu stronach mapy i próbują nawzajem się wypatrzeć. Multiplayerowi brakuje rozbudowania (zdobywanie nowych rang postaci nie przekłada się na nic) i przede wszystkim jakiegoś pomysłu na zabawę. Nie mówię, że od czasu do czasu nie spędzę 20 minut leżąc w krzakach i czekając na okazję do strzału, ale nie czuję w związku z tym specjalnych emocji. W dodatku o ile w prywatnej grze mamy do ustawienia kilka opcji (np. dotyczących wspomagania celowania), to tych samych kryteriów nie można już zdefiniować wyszukując serwer.
Sniper Elite III: Afrika
Przełęcz Halfaya czy Halfaja? Jeśli tłumaczenie gry jest kinowe, zwykle wystarczy tylko zaznaczyć ten fakt w ramce recenzji. Tym razem muszę poświęcić mu jednak osobny akapit. Łatwo natknąć się tu na różnego rodzaju "kwiatki". Czasem źle odmieniono słowo, czasem jakiegoś wyrazu brakuje. Wspomniany wyżej tryb No Cross ma w polskiej wersji dwie nazwy. W tablicach wyników widnieje jako Bez Kontaktu, a na liście trybów jako Bez Krzyża (serio!). Deathmatch jest zespołowy, ale Król Odległości już drużynowy. Z kolei w trakcie meczów sieciowych na ekranie widnieje informacja Wygrywa lub Przegrywa, zamiast Wygrywasz lub Przegrywasz. Zdecydowanie zabrakło tu testów lokalizacji. A gdy przychodzi do czytania znajdywanych na polu bitwy notatek, także nieco wczucia się w epokę.
Werdykt Chciałbym zakrzyknąć, że każdy powinien zagrać w Sniper Elite III: Afrika - sam bawiłem się świetnie i za kilka dni wrócę bawić się znów, bo po 11 godzinach, jakie zajęła mi kampania, wciąż mam mnóstwo do zrobienia. Ale mam świadomość, że nie każdy będzie bawił się tak dobrze. Gra znów każe przymykać oczy na kilka kwestii, by dać się polubić. Jeśli wpadacie w furię widząc graficzne glitche - ostrzegam. Jeśli zapłaczecie słysząc "alles in ordnung" wypowiadane przez Niemca przechodzącego nad trupem kolegi - tak, takie rzeczy się tu zdarzają. Ale jeśli czujecie dreszcz emocji na myśl, że po przekradnięciu się przez szyki wroga i zabezpieczeniu swojej pozycji pułapkami będziecie wstrzymywać oddech razem z Karlem przed ważnym strzałem, to zagrajcie, bo warto.
Sniper Elite III: Afrika ma dwa diametralnie różne oblicza. Może być arcade'ową strzelnicą z pięknymi headshotami sadzonymi z połowy mapy. Może też być wymagającą skradanką, w której każdy strzał trzeba zaplanować. Ocena wysoka, bo wystawiona przez fana tematu dla tych, którzy nie będą bali się podjąć wyzwania.
Maciej Kowalik
- Platformy: PC, PS3, PS4, 360, X1
- Producent: Rebellion
- Wydawca: 505 Games
- Dystrybutor: Techland
- Data premiery: 27 czerwca 2014
- PEGI: 18
- Wymagania: Intel Pentium D 3GHz/AMD Athlon 64 X2 4200, 2 GB RAM, karta graficzna 256 MB
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.