Snapshot - prześliczna platformówka nie tylko dla miłośników fotografii [RECENZJA]

Snapshot - prześliczna platformówka nie tylko dla miłośników fotografii [RECENZJA]

Snapshot - prześliczna platformówka nie tylko dla miłośników fotografii [RECENZJA]
marcindmjqtx
06.09.2012 19:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Szukacie urokliwej platformówki na nadchodzące długie, jesienne wieczory przed komputerem? Proszę bardzo - oto ona.

Platformówek 2D (z obowiązkowymi zagadkami) wychodzi ostatnimi czasy mnóstwo. Jest też w tym gatunku coś takiego, że twórcy często gęsto wykorzystują go do zrobienia „czegoś więcej”. „Braid” jest więc metaforyczną historią o bombie atomowej albo związku dwojga osób, „Limbo” to alegoria piekła, czyśćca, otchłani, bez różnicy, a „Deadlight” - postapokaliptyczna historia o zombiakach, którą pewnie na upartego można zinterpretować jako wysublimowaną satyrę na coś bardzo ważnego. I - cytując wieszcza - „niby wszystko to piękne i dobre, ale może się pojawić jeden problem”. Czasami chce się bowiem czegoś prostszego, pozbawionego skomplikowanych nawiązań. Czegoś, co po prostu przyjemnie zaskakuje oryginalnym pomysłem, długimi godzinami, które można poświęcić na zabawę i wyzwaniami o konkretnym poziomie trudności.

Właśnie czymś takim jest „Snapshot”.

Teoretycznie jest tu nawet jakaś fabuła, ale została przedstawiona w formie szczątkowej, więc niezbyt angażuje. Podczas grania szybko zapominamy o jej istnieniu i skupiamy na rozgrywce. Ta kręci się zaś wokół sympatycznego robocika imieniem Pic. Pic robi picsy, czyli fotki, aparatem, który ma gdzieś wbudowany w swoje mechaniczne ciałko. Sprzęt to jednak dość niezwykły, nie służy bowiem do zapisywania niezapomnianych „chwil ulotnych jak ulotka” - cytując innego wieszcza - ale jest podręcznym teleporterem większości elementów świata przedstawionego.

Jak to działa w praktyce? Wyobraźcie sobie, że nie możecie doskoczyć do jakiejś platformy. Najprostszym rozwiązaniem jest w tym wypadku przeniesienie z drugiego końca planszy skrzynki, na którą potem będzie można się wspiąć. Drogę zagradzają kolce? Rozwiązanie może być podobne. W pobliżu nie ma żadnych skrzynek? Może jest coś innego, choćby słoń służący w „Snapshot” za trampolinę (nie pytajcie czemu - pokręcona wyobraźnia twórców to osobny temat) albo wspinający się po ścianach potworek, którego będzie można wykorzystać jako windę. I tak dalej, i tym podobne.

Podałem oczywiście tylko najprostsze możliwości. Zagadki to jedna z największych zalet „Snapshot”. O ile początkowe etapy są banalne, o tyle już po godzinie grania trafiają się takie, nad którymi można się zadumać na naprawdę dłuższą chwilę. Nie masz jak przepchnąć tarasującej drogę skrzynki? Zrzuć kulę śniegową z góry na drugim końcu mapy, zrób jej fotkę podczas spadania, przenieś i ponownie „wrzuć” do świata, przekręcając zdjęcie o 90 stopni, by poleciała w poziomie. Proste? Ale trzeba na to wpaść. Pod tym względem gra może kojarzyć się z samym wielkim „Portalem”. Podobnie jak tam, liczy się myślenie „poza schematem”. I tak jak tam, tak i tu zwykle istnieje jedno rozwiązanie problemu, gra bardziej więc przypomina dopasowywanie puzzli niż zabawę w piaskownicy, w której sfotografować i przeteleportować można wszystko i wszędzie.

Tak czy inaczej - łatwo nie jest. Sytuację utrudnia też fakt, że Pic może mieć naraz „w pamięci” jedynie trzy zdjęcia - czasami trzeba więc decydować, co zostawić, a co „wziąć ze sobą”. Ponadto „wywoływać” je można tylko w określonej kolejności (od ostatniego zrobionego do pierwszego). Co z kolei kojarzy mi się ze świetnym „Dizzym”, ale to tak tylko na marginesie.

Ci, którzy szukają jeszcze większych wyzwań, w „Snapshocie” też znajdą coś dla siebie. Przejście etapu to jeszcze nie wszystko, na każdym zrobić można więcej - zebrać wszystkie gwiazdki; odnaleźć specjalny, ukryty przedmiot i donieść go do wyjścia; oraz ukończyć planszę w określonym czasie (potwornie wyśrubowanym). Zęby nie raz Was zabolą, gdy będziecie próbowali zrobić to wszystko.

A skoro jesteśmy przy etapach, to nie sposób nie wspomnieć, jak „Snapshot” został świetnie zaplanowany. Plansze pogrupowane są po trzy. Każda taka trójka wprowadza do zabawy nowy element, a że poziomy są krótkie, to gracz nie zdąży znudzić się jednym, a już dostaje następny. Ponieważ etapów jest dużo (ponad sto), to mamy z czym kombinować, a sama gra starczy na długie wieczory zabawy. Nie musicie też martwić się o to, że wszystko, co ma do zaoferowania gra, to nudnawe skrzynki czy platformy (z zębami. Wyobraźnia twórców to, jak wspominałem, osobny temat). Poczekajcie na kule ognia albo armaty.

Werdykt „Snapshot” to perełka. Wymagający, dopracowany platformer z pomysłowymi zagadkami logicznymi, okraszony śliczną, ręcznie rysowaną grafiką i wspaniałą, momentami nieco ambientową ścieżką dźwiękową. Nie jest to może gra, przy której chcielibyście zarywać noce, bo po godzinie-dwóch ciągłego grania może już trochę znużyć, ale za to z przyjemnością wraca się do niej następnego dnia. Nie przejdzie raczej do historii, ale nie sposób nie docenić jej dopracowania. Dobrze będą się przy niej bawić zarówno ci, którzy chcą tylko trochę pogłówkować, jak i ci, którzy lubują się w wyzwaniach. Ta gra nie może się nie podobać. Bo, poza tym wszystkim, jest też najzupełniej urocza. Po prostu.

Tomasz Kutera

„Snapshot” dostępny jest tylko na PC, poprzez Steam - kosztuje tam 10 euro. W bliżej niezidentyfikowanej przyszłości gra ma się pojawić także na PS3 i PS Vita.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)