Skoro Disney skończył z robieniem gier, autorzy kilku klasyków chętnie odkupiliby prawa
Ot, chociażby taki Ron Gilbert. No, kto z nas nie chciałby zagrać w kolejne Monkey Island?
Nie trzeba nawet specjalnie bać się, że to nie byłoby już "to". Wszak Gilbert swoim Thimbleweed Park pokazuje, że nie kłania się nowym technologiom i dla niego wciąż trwa rok 1990.
18 Minutes of Thimbleweed Park - IGN First
Kasując Disney Infinity i zamykając studio Avalanche, Disney wycofał się z produkcji gier. Zamierza teraz sprzedawać licencje na swoje marki innym, ale mówimy raczej o rzeczach większego kalibru niż Monkey Island czy Maniac Mansion, które firma nabyła po przejęciu LucasArts. Aczkolwiek chętny na kupno już jest. Sam Ron Gilbert. Zarzeka się nawet, że nie liczy na dobre serce Disneya - chciałby zapłacić.
Wiadomo, że takich spraw nie załatwia się na Twitterze, ale Gilbert już wcześniej dawał znać, że bardzo chętnie wróciłby na Małpią Wyspę. Chociażby tym sentymentalnym wpisem na swoim blogu, który ukazał się z okazji ćwierćwiecza pierwszej gry z serii. Już wtedy pisał, że Disney nie wykazuje chęci odsprzedania mu marki. Prosił nawet otwarcie, by ktoś z tej firmy do niego zadzwonił.
Póki co Disney nie zadzwonił. Ani nie retweetnął.
Podobnie wygląda chyba sytuacja Warrena Spectora, twórcy Deus Exa. Prowadzone przez niego studio Junction Point było własnością Disneya do 2013 roku, gdy zostało zamknięte. Spector chciałby odzyskać projekty, których przecież Disney raczej nigdy nie zrealizuje.
Oczywiście Disney nic nie musi, ale byłoby świetnie, gdyby jakiś gracz w szeregach firmy doszedł do wniosku, że jednak można się dogadać. Sprawa nie jest nawet pewnie szczególnie paląca. Spector dołączył w lutym do studia OtherSide, gdzie pracuje nad System Shock i Underworld Ascendant. Jego projekty, na których "siedzi" Disney to głównie gry akcji. Jedna z akcją w niedalekiej przyszłości, jedna z przygodami współczesnego ninja i jedno epickie fantasy.
[źródło: Game Informer]
Maciej Kowalik