Singularity - recenzja
Sezon ogórkowy w pełni. To idealny czas na premierę dla takich gier, jak Singularity - niezłych. Tylko albo aż niezłych.
06.07.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
W świecie czy to muzyki, czy filmów, czy gier, czy czegokolwiek innego, twórców można podzielić na dwa podstawowe typy: artystów i rzemieślników. Niczego nikomu nie umniejszając, Raven Software to studio należące zdecydowanie do tej drugiej kategorii. Jeśli więc miałbym już na początku jakoś opisać Singularity, to właśnie tak: rzemiosło. Dobre, ale wciąż - rzemiosło. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie moje nieodparte wrażenie, że zamiar twórców był właśnie dokładnie odwrotny.
Singularity wydaje się mieć wszystko, co potrzebne do osiągnięcia sukcesu. Wsparcie jednego z największych wydawców świata? Jest. Doświadczenie twórców? Prawie 20 lat w branży, nie w kij dmuchał. Technologia? Unreal Engine 3, proszę ja ciebie. Chwytliwy temat? Historia alternatywna, podróże w czasie, te sprawy - to zawsze działa. No wszystko, wszystko co trzeba, Singularity w teorii ma. W teorii...
A w praktyce Weźmy fabułę. Gracz wciela się w Nathaniela Renko, amerykańskiego żołnierza sił specjalnych, wraz z oddziałem wysłanego na wyspę Katorga-12, która emitując ogromne ilości promieniowania doprowadziła do wyłączenia przelatującego nad nią satelity. Okazuje się, że było to miejsce, w którym Rosjanie w czasach zimnej wojny eksperymentowali z wykazującym zadziwiające właściwości pierwiastkiem E99. Pozwalał on przede wszystkim na zakrzywianie czasoprzestrzeni, czyli, mówiąc prościej, podróże w czasie. Na wyspie miała jednak miejsce bliżej niewyjaśniona katastrofa, na skutek której Katorga-12 zmieniła się w ruinę i uległa zapomnieniu. Gdy Renko dociera na miejsce, okazuje się, że ma na karku nie tylko rosyjskich żołnierzy/najemników pod wodzą niejakiego Demicheva - szukającego, rzecz jasna, władzy i potęgi - ale i zmutowanych mieszkańców tudzież przedstawicieli fauny i flory. Co więcej, sama wyspa także jest problemem - ma problemy ze stabilnością w czasoprzestrzeni i nieustannie przeskakuje między rokiem 1955 a 2010.
Brzmi to nie najgorzej (pomijając fakt, że, nie wiedzieć czemu, na rosyjską wyspę wysłani zostają amerykańscy żołnierze). Problem w tym, że gra nie wykorzystuje swojego fabularnego potencjału. Przedstawiona historia ostatecznie nie trzyma się zupełnie kupy. Ciężko to poprzeć jakimś przykładem, bo musiałbym zdradzać przedstawioną w grze historię, a nie chciałbym nikomu psuć zabawy, ale uwierzcie mi - spójna to ona nie jest. Ja wiem, że to ostatecznie tylko gra i jestem w stanie przymknąć oczy na niektóre uproszczenia, ale tu jest ich po prostu za dużo. Owszem, jest w fabule Singularity parę interesujących pomysłów, na czele z całkiem niezłym zakończeniem, ale dużo też jest zupełnych dziur. Jest też parę takich rzeczy, które w zamyśle twórców miały być zaskakujące, ostatecznie jednak okazują się od początku przewidywalne
Sytuacji nie ratują zupełnie płaskie postacie poboczne. Najgorszy, wręcz denerwujący, jest chyba radziecki naukowiec-idealista Barisov. Sam Renko zresztą też nie prezentuje się lepiej - to klasyczny (i klasycznie nijaki) Gordon "Jestem-Niemową" Freeman. Naprawdę tego nie rozumiem - jaki jest sens tworzenia głównej postaci gry, która w jej trakcie nie mówi nawet słowa? Jasne, w Half-Lifie to działało, ale po pierwsze Half-Life wyszedł bardzo dawno temu, po drugie miał chociaż dobrą fabułę i świetne postacie poboczne.
Jednakże wbrew pozorom... Wbrew głupotom fabularnym, klimat gry, jakkolwiek ogólnie by to nie brzmiało, jest naprawdę niezły. Atmosfera upadku i rozkładu połączonego z wszechobecną mutacją jest całkiem sugestywna. Trochę w tym Bioshocka, trochę Fallouta, trochę inwencji własnej i w sumie działa to nie najgorzej. Nie jest strasznie, zdecydowanie nie o to chodzi, ale klimat bywa odpowiednio gęsty. Duża w tym zasługa oprawy graficznej - Singularity prezentuje się naprawdę dobrze. Nic w tym zresztą dziwnego, silnik Unreala to solidna i sprawdzona marka.
W kwestii budowania klimatu jest jednak też rzecz zupełnie nieudana, przeniesiona żywcem z Bioshocka, czyli znajdowane w różnych miejscach notatki i dźwiękowe zapisy wspomnień. To przede wszystkim w tym miejscu Singularity próbuje przekonać gracza, że jest czymś więcej, niż tylko strzelanką. Wychodzi to źle. Pomijam już to, że mieszkający na wyspie Rosjanie sporządzają notatki po angielsku. Pomijam, że zawsze mają przy sobie magnetofony szpulowe. Pomijam, że wszyscy, co do jednego - czy to żołnierz, czy naukowiec, czy przedszkolanka - czują nieodpartą potrzebę prowadzenia dziennika. Naprawdę, mógłbym na to przymknąć oczy, gdyby to czemuś służyło. Tak jak w rzeczonym Bioshocku - tam wszystkie tego typu zabiegi miały jakiś cel, przekazywały krótkie, zamknięte historie i były dodatkowo całkiem nieźle wymyślone. W Singularity są najzwyczajniej w świecie nudne.
Jedna rzecz jest za to nieintencjonalnie zabawna i koniecznie muszę o niej wspomnieć. W paru miejscach gry można znaleźć projektory wyświetlające propagandowe filmiki wychwalające życie na Katordze-12. W zamyśle miały być one socrealistyczne, dla mnie jednak były bardzo interesującym studium pt. "a tak Amerykanie widzą socrealizm". Sowieci przekonujący swoich obywateli do zamieszkania na odludnej wyspie i zapewniający ich, że będą tam żyć w dobrobycie i walczyć dla lepszego jutra? Na mój gust, to w Rosji radzieckiej, zwłaszcza w czasach stalinizmu, na taką wyspę zesłano by parę tysięcy ludzi i skoszarowano w barakach.
Tu się strzela Fabuła fabułą, postacie postaciami, klimat klimatem, ale to jest jednak, kurde bele, strzelanka. I wszystkie opisane rzeczy są, pewnie, ważne, ale jeśli strzela i gra się dobrze, to przestają mieć większe znaczenie. Tak też w rzeczy samej jest. Rozgrywka jest dosyć konserwatywna - zapomnijcie o systemie osłon czy samoregeneracji bohatera - i na szczęście po prostu przyjemna. Może trochę za łatwa (grałem na średnim poziomie trudności), zwłaszcza pod koniec, gdy Renko staje się naprawdę potężny, ale to już trochę czepialstwo. Nie sposób odmówić jej dobrego tempa i umiejętnego przemieszania różnych elementów rozgrywki. Szkoda, że zdecydowanie za mało jest walk z bossami - tylko dwie, jedna w dodatku strasznie chaotyczna.
W grze jest sporo pomysłowych broni, choć mam wrażenie, że przydają się w gruncie rzeczy jedynie cztery. Przez większość czasu nie czułem potrzeby korzystania z czegoś innego niż z karabinu (na żołnierzy) i strzelby (na mutanty), od czasu do czasu wspomagając się jedynie bardzo fajnie zrobioną snajperką oraz bronią o nazwie Seeker (grałem w angielską wersję językową), której pociskami można sterować.
Strzelby i pistolety to jednak zdecydowanie nie wszystko. Głównym elementem rozgrywki jest TMD - Time Manipulation Device, czyli Urządzenie Manipulujące Czasem. Pozwala przede wszystkim na błyskawiczne postarzanie i odmładzanie przedmiotów. Nie wszystkich jednak - tylko tych, które zostały poddane oddziaływaniu pierwiastka E99. Ostatecznie więc wszystko sprowadza się do manipulacji wybranymi przez twórców elementami świata gry i stworzonymi przy ich pomocy paroma banalnymi zagadkami logicznymi. TMD ma także kilka innych interesujących możliwości - można, przykładowo, zmienić żołnierza w mutanta jednym ruchem ręki. Można także spowolnić upływ czasu na pewnej ograniczonej przestrzeni i wykorzystać to np. do unieruchomienia przeciwników. W grze brakuje jednak elementów, które wymuszałyby korzystanie z tych możliwości. Na dłuższą metę przydatne okazuje się tylko postarzanie przeciwników (umierają natychmiast) i potężny impuls, który odrzuca wszystkich wkoło. To właśnie nazywam niewykorzystanym potencjałem.
W grze obecny jest także uproszczony system rozwoju postaci. Za znajdowany tu i ówdzie pierwiastek E99 bohaterowi można dodać trochę punktów życia, uczynić go odporniejszym na strzały itd. Nie odczuwa się tych zmian jakoś specjalnie podczas gry, ale zawsze to miły dodatek.
Multilarity Singularity ma także tryb multiplayer. W założeniach dosyć ciekawy - gracze wcielają się nie tylko w żołnierzy, ale i w mutanty (w przeciwnych drużynach). Niestety, gra jest strasznie uboga. Ma tylko dwa tryby, z czego jeden to drużynowy deathmatch - nuda. Drugi jest ciekawszy - drużyna mutantów musi w nim obronić w odpowiednim czasie trzy kluczowe miejsca na mapie. Żołnierze próbują oczywiście jak najszybciej je zniszczyć. Potem role się odwracają - pierwotni mutanci grają jako żołnierze i na odwrót. Gra się nie najgorzej, ale szybko zaczyna to nużyć, zwłaszcza że mapy w tym trybie są jedynie trzy. Rozgrywka nie została też zbalansowana i niektóre klasy okazują się zupełnie nieprzydatne.
Dobre rzemiosło nie jest złe Narzekam na to biedne Singularity i narzekam, a ono wcale nie jest takie złe. Najlepsze słowo jakie pasuje do tej gry to "średnia". Próbuje zaskakiwać interesującymi pomysłami, ale nie potrafi przy tym zupełnie wykorzystać ich potencjału. Jeśli faktycznie miało to być coś więcej niż tylko solidne rzemiosło, to niestety się nie udało. Iskry bożej nie stwierdzono.
Tomasz Kutera
Singularity (PS3)
- Gatunek: strzelanina
- Kategoria wiekowa: od 18 lat