Siecz, rąb i nie rzucaj kostką - Crimson Alliance
Crimson Alliance nie przejdzie do historii jako najbardziej rozbudowana gra. Ba, nawet jak na zwykłą siekankę hack & slash jest stosunkowo uboga w elementy RPG. A jednak to, co najważniejsze - rozgrywka - sprawia masę frajdy. Zwłaszcza w kooperacji.
Jak budowa cepa Wiele gier zahaczających o światy fantasy koniecznie chce przekonać nas, że opowiadają epicką historię. Nieporadnie kreślą dzieje świata i mówią o rzeczach, które dla samej rozgrywki nie mają żadnej wartości (patrzę między innymi na ciebie, Daggerdale). Crimson Alliance nie ma takich ambicji. Opowieść jest prosta jak serial z tanimi efektami specjalnymi na Polsacie. Ot, grupa nieznajomych wojowników zrządzeniem losu spotyka się i wyrusza, by połączyć siły w walce ze złem. W grze w zasadzie nie znajdziecie fabuły, bo trudno użyć tego słowa w odniesieniu do komiksowych przerywników, w których jeden z bohaterów stara się załatać dziury w pamięci i przypomnieć sobie, kogo tak naprawdę idą zabić. Nie traktowałbym tego jednak jako wady. W zasadzie doceniam fakt, że autorzy nie próbowali wcisnąć nam kolejnej historii szytej zbyt grubymi nićmi.
Zamiast tego postarali się na przykład o naprawdę przyjemną dla oka oprawę. Stylistyka nie zachęca może do pokazywania mnóstwa szczegółów, ale dzięki nieco karykaturalnemu wyglądowi postaci i bogactwu kolorów sieczka sprawia oczom przyjemność. Przyjemnie patrzy się też na klimatyczne, często skąpane w mniejszym lub większym mroku lokacje. Często wielopoziomowe i przede wszystkim różnorodne, choć też bardzo liniowe. Nie ma szans się zgubić, a jeśli już Wam się to uda, to idźcie przed siebie. Na pewno dojdziecie do ukrytego złota.
Siła, celność, magia? O ile fabularne braki w Crimson Alliance nie bolą, o tyle odejście od kanonów gatunku w kwestii kreowania postaci to już zbyt odczuwalne uproszczenie. Co powiecie bowiem na absolutny brak rozwijania statystyk własnej postaci? Początkowo byłem przekonany, że w jakiś sposób przeoczyłem okienko z charakterystyką mojego maga, ale nie - na wyczekiwany w każdym hack & slashu komunikat „level up” nie macie tu co liczyć.
Nie oznacza to jednak, że od początku do końca przygody (na normalnym poziomie trudności to jakieś 6-7 godzin) gra się dokładnie tą samą postacią. W Crimson Alliance zamiast rozwijać swoje cechy, kupujemy, czy też znajdujemy, po prostu coraz lepsze uzbrojenie, pancerze, orby. Magiczne przedmioty dokładają swoją cegiełkę do trzech umiejętności specjalnych, którymi dysponuje każda z trzech postaci (mag, najemnik, zabójczyni), czyniąc je coraz mocniejszymi. Niestety, w trakcie rozgrywki widać to dopiero pod koniec przygody, gdy wizualne efekty są jakimś znakiem tego, że faktycznie trochę „przypakowaliśmy”. To mało, zwłaszcza w przypadku maga, którego czary przez długi czas nie należą do ofensywnych atutów drużyny, a nowych nie można się nauczyć...
Było ich czworo No właśnie - drużyna. Samotna zabawa w Crimson Alliance nie jest najlepszym pomysłem. Oczywiście da się przejść grę w pojedynkę, ale o ile nie wybierzecie zwalistego najemnika, będzie to trudne. A poza tym... nudne. Jak już wspomniałem, fabuła nie istnieje, a bez wciągającej historii samotne bieganie po lochach sprowadza się tylko do ciągłego nawalania w jeden przycisk. Gdy do zabawy dołączy jeszcze ktoś (naraz mogą grać 4 osoby), robi się ciekawiej. Wrogów nigdy tu nie brakuje, więc dodatkowe ostrza czy czary pozwalają zmienić chaotyczną sieczkę w bardziej przemyślane starcia.
Szkoda tylko, że wszyscy gracze muszą znajdować się na jednym ekranie. Kamera potrafi co prawda nieco się oddalić, ale o rozdzielaniu się drużyny nie ma mowy. Pikanterii rozgrywce dodaje fakt, że znajdywane złoto nie jest dzielone po równo na każdego członka drużyny - kto pierwszy, ten lepszy. A przedmioty w sklepach kosztują czasem niebotyczne sumy.
I tak właśnie gra się w Crimson Alliance. Przez jakieś 80% czasu rozgrywki drużyna z narażeniem życia stawia czoła całkiem zróżnicowanym, czasem wymagającym bardziej zorganizowanego podejścia przeciwnikom, by potem ścigać się w ukrytych skarbcach. Mimo że narzekałem na odejście od klasycznego systemu rozwoju postaci, to skłamałbym, pisząc, że nie czerpałem z zabawy przyjemności. Ba, chętnie przejdę grę jeszcze raz, bo nad normalnym poziomem trudności znajdują się jeszcze aż trzy wyższe.
Werdykt Frajda siekania kolejnych potworów w Crimson Alliance nie płynie z żadnych skomplikowanych mechanizmów. Zasadza się na banalnej obserwacji, że w ładnej otoczce (grafice trudno cokolwiek zarzucić) i z grupką znajomych mało co nie będzie bawić. To świetna propozycja dla ludzi, którzy nie mają głowy do pseudoepickich opowieści i czasem chcą po prostu rzucić wybuchającą beczkę w grupę potworów. CA jest proste, ale i przyjemne, choć nie syci na długo. Od czego są jednak dodatkowe poziomy trudności?
Zwróćcie też uwagę na cenę - chyba po raz pierwszy na Xboksie mamy możliwość (bardzo ograniczoną, ale jednak) dostosowania jej do swoich potrzeb. Gra w zestawie z trzema postaciami kosztuje 1200 MSP. Jeśli natomiast zdecydujemy się tylko na jednego bohatera, zapłacimy 800 MSP. Namówcie trzech znajomych do tego samego i wydanych pieniędzy nie będziecie żałowali. O ile rzecz jasna nie jesteście przywiązani do przeliczania każdego punktu siły na obrażenia.
Maciej Kowalik