Sherlock Holmes powróci na duży ekran, ale dopiero w 2020 roku
Zgodnie z oczekiwaniami, historia z "Gry Cieni" doczeka się ciągu dalszego.
Powstanie kolejnego filmu o Sherlocku Holmesie z Robertem Downey Juniorem w roli głównej było pewne już od jakiegoś czasu (plany wytwórni sugerowało już choćby od zakończenie poprzedniej części). Wreszcie jednak Warner Bros potwierdziło oficjalnie datę premieryprodukcji. Musimy niestety uzbroić się w cierpliwość, bo trafi ona na ekrany 25 grudnia 2020 roku.
Twórcy potwierdzili już, że skład detektywistycznego duetu nie zmieni się. Doktorem Watsonem ponownie będzie Jude Law. Autorem scenariusza ma być Chris Brancato, związany do tej pory raczej z serialami („Narcos”, „Z Archiwum X”, „Beverly Hills”). Nazwisko reżysera nie zostało jeszcze potwierdzone, ale myślę, że nie ma co spodziewać się niespodzianki i wkrótce potwierdzi się udział Guya Ritchiego. Z jednej strony skupia się on teraz na nowym projekcie, z drugiej odległa data premiery Sherlocka może być właśnie wskazówką.
Czego bym sobie życzył? Aby część trzecia powróciła klimatem do odsłony z 2009 roku (wow, to już prawie 10 lat…). Naprawdę byłem pod wrażeniem tamtego filmu. Efektownym scenom walki cały czas towarzyszył jednak klimat opowieści detektywistycznej. „Gra Cieni” zbyt mocno ruszyła w stronę akcji i była dla mnie przez to sporym rozczarowaniem.
Postać głównego bohatera wydawała się tam potwornie przerysowana. Przykładem wyniesionego do granic absurdu geniuszu naszego detektywa była scena w pociągu, gdzie Sherlock uratował współpasażerów, wykazując się nie tyle zdolnością dedukcji, co wręcz talentem do przepowiadania przyszłości. Wolałem czasy, gdy tłumaczył osłupiałemu z wrażenia Watsonowi swój tok rozumowania, a nie zastawiał precyzyjne, śmiercionośne pułapki, uruchamiające się idealnie wtedy, gdy przewidział. Tymczasem „Gra Cieni” okazała się filmem bez zagadki… i to w kontynuacji zdecydowanie musi się zmienić.
Krzysztof Kempski