She Remembered Caterpillas - recenzja. Oniryzm, gąsienice i tęga rozkmina
Wygląda bajecznie, nieprawdaż?
29.03.2019 15:59
Asia wzbogaciła życie redakcji na wiele różnych sposobów. Tu rzuci urok, tam się spóźni, to zapomni coś wrzucić na Facebooka, a potem zamiast pisać o grach wideo, niby „pracuje" przy planszówkach. Do tego wystarczy mieć z nią dobre relacje, by od czasu do czasu podrzuciła intrygującego indyczka, którego chciałaby sama zrecenzować, ale za dużo gra w planszówki. Gdyby nie Aśka, nie napisałbym dzisiaj o She Remembered Caterpillars. I nie zjadł wczoraj gąsienic z Haribo. Dobrze, że jest u nas.
Platformy: PC, Switch
Producent: Jumpsuit Entertainment
Wydawca: WhisperGames
Data premiery: 28.03.2019
Wersja PL: brak
Graliśmy na Switchu, zdjęcia pochodzą od redakcji, gąsienice z Haribo wcinał podczas zabawy Piechota, przyznaje się bez bicia.
Opisywana produkcja, jak często bywa, debiutowała na Steamie dłuższy czas temu, a dzięki premierze switchowej walczy o ponowną uwagę. Ma kilka dobrych powodów, by pojawić się w końcu na portalach branżowych - nie tylko powalającą stylistyką z hipnotyzującymi kompozycjami. Nie rozpycha się łokciami ze swoją warstwą metaforyczną (między poziomami przepływa poszarpana opowieść o relacjach rodzinnych i godzeniu się ze śmiercią), co zaliczam jej na plus. Proponuje pewien pomysł na grę logiczną, trzymając się go dzielnie do samego końca, nie nadużywając przy okazji gościnności gracza. Dlatego scena niezależna jest fajna, rozumiecie.Ano właśnie, bo jeśli po samych zdjęciach to jeszcze dla kogoś nie jest oczywiste - She Remembered Caterpillars jest pozycją logiczną. Hardkorową dosyć. Założenie banalne: doprowadź każde kolorowe żyjątko do mety. Ale zabawa już po dwudziestu minutach błyszczy ząbkami: jeden kolor przejdzie wyłącznie po gąsienicowym moście w swojej barwie, za to dostanie po głowie, jeśli spróbuje przekroczyć odpowiadającą mu „bramkę". Wystarczy wprowadzić mechanikę scalania maluchów ze sobą w celu tworzenia wymieszanych odcieni (niebieski i czerwony dadzą fioletowy) zachowujących właściwości oryginalnych członków, ale wymaganych do niektórych przejść, by zrozumieć, że łatwo nie będzie. I to zanim deweloperzy dorzucą do mikstury kolejne ustrojstwa. W efekcie gra nie stawia na kreatywność czy szalone eksperymentowanie, tylko układanie plansz w głowie o kilkanaście kroków do przodu. Jest dokładnie tym wariantem „puzzli", jakie proponuje kostka Rubika. A co przez to również rozumiem - doprowadza mój umysł do wrzenia. Często byłem całkowicie bezradny. Nie tak, jak w Baba Is You czy The Witness, czyli rozumiałem, że muszę kombinować poza schematami, tylko boleśnie bezradny z powodu własnej, zbyt humanistycznej natury. Podpowiedzi? Może na YouTubie. Przycisk do cofania czasu, żeby jakoś wybrnąć z bagna? Skąd. Caterpillars boleśnie przypomniało mi, jak niecierpliwym potrafię być człowiekiem.A skoro w obranym przekazie nie ma żadnych szumów, trzeba dokładnie rozumieć, na co się pisze. Po kilkudziesięciu poziomach rzecz kończy się równie nagle, jak zaczęła, toteż usatysfakcjonuje wyłącznie przygotowane na nią jednostki. Czy w moim mniemaniu szarpanina z robaczkowymi kolorami zasługiwała na pełnoprawną produkcję? To już zupełnie inna kwestia. Osobiście wolę coś pomysłowego od pięknie spreparowanej partii szachów. Dlatego właśnie poniżej wlepiam tytułowi notę, którą podobnie narwani do mnie zdążyli zawczasu podejrzeć. Moją uwagę utrzymała onirycznym nastrojem oraz graficznym pięknem, nie zaś proponowaną mechaniką.Osobną kwestią jest konsolowy port. Znaczy działa wzorowo, tylko żaden model sterowania nie zastąpi tutaj klasycznej myszki. Na sterowanie dotykowe ma za maleńkie pola, do używania pada nadaje się nieco lepiej, lecz izometryczna perspektywa często powoduje głupie błędy. Mówiąc wprost: trochę żałuję, że grałem na Switchu. Nieczęsto piszę to zdanie, jeśli nie wiecie. Nawet gdy na ekranie konsolki wygląda jeszcze cudowniej, zaś zabrana pod kołdrę, sprawdza się lepiej od muzyki relaksacyjnej.Przedziwna sprawa, to She Remembered Caterpillars. Oboje z Aśką spodziewaliśmy się co najmniej podobnego zaskoczenia, co ostatnio z Babą. Wyszło tylko w połowie. Znaczy - bez żadnego zaskoczenia. Ale pod każdym względem poprawnie, dlatego zapamiętanie tytułu zdecydowanie ma sens. Jeśli jesteście fanatykami łamigłówek, po pierwsze. Jeśli od nowatorstwa cenicie sobie mocniej satysfakcję z rozwikłania paskudnego zadania, po drugie. Jeśli macie słabość do spokojnych, ulotnych produkcji, które da się obecnie znaleźć tylko po niezależnej stronie barykady. Albo… jeśli szukacie odpowiedniej wymówki do pochłonięcia całej paczki gąsienicowych Haribo.