Shaun White Skateboarding - recenzja
Konsolowi skateboarderzy nie są w obecnej generacji rozpieszczani przez autorów gier. Skate 3 jest co prawda wyśmienite, ale nie dla amatorów zręcznościowych szaleństw. Tony Hawk, który kiedyś wyznaczał nowe poziomy arcade'owej rozrywki, teraz odkrywa nowe poziomy dna. Wydaje się, że to idealny czas, by na arenie pojawił się nowy zawodnik. Szkoda tylko, że autorów Shaun Wite Skateboarding najwyraźniej zjadła trema.
Pierwsze momenty z grą intrygują. Owszem, znów wchodzimy w skórę "młodego, zdolnego", który dzięki wsparciu innych i ciężkiej pracy może zmienić świat. Jednak tym razem to wcale nie jest przenośnia.
Trik za trikiem - ku wolności Miejsce akcji - miasto New Harmony - rządzone jest przez Ministerstwo, które najchętniej każdego wbiłoby w szary garnitur, pozbawiło wolnej woli i skazało na pozbawioną jakichkolwiek emocji egzystencję. Oczywiście w New Harmony działa prężne podziemie, które stawia Ministerstwu odpór. Głównym wywrotowcem jest Shaun White, ale wbrew pozorom to nie w niego wcielimy się w grze (przynajmniej przez większość czasu). Rudzielec przechodzący "resocjalizację" w ośrodkach Ministerstwa podrzuca bohaterowi/bohaterce jedynie swoją magiczną deskę. Potem trafiamy pod opiekę kilku, nie do końca normalnych, ale z reguły zabawnych postaci.
Podpinanie Shaun White Skateboarding pod Orwellowski Rok 1984 jest bardzo przesadzone. Jednak ten ponury klimacik wszechmogącej organizacji, chcącej kontrolować każdy aspekt życia, spowite szarzyzną dzielnice czy latające roboty, potrafiące siłą wbić nas w garnitur to klimatyczne elementy. Podobnie jak śmieszno-straszne plakaty propagandowe, które oglądamy na trwających zdecydowanie za długo ekranach wczytywania. Na pewno wyróżniają grę Ubisoftu od konkurencji i sprawiają, że nie jesteśmy już na wstępie zmęczeni konwencją ulicznej kariery "od łamagi do idola". Dziwne, że powiew świeżości ma tu tak przygnębiające barwy, ale nie da się zaprzeczyć, że dzięki temu początek gry ciekawi i daje zastrzyk entuzjazmu.
Konstruktor-chuligan Później zaczyna robić się już bardziej znajomo, choć Shaun White ma jeszcze jedną ciekawostkę w rękawie - możliwość zmiany otoczenia. Początkowo oznacza to, że dzięki trikom do fragmentów miast wracają kolory, a płaska ulica wypiętrza się, tworząc kolejne skocznie i przeszkody, na których możemy kontynuować nasze combosy (i które uniemożliwiłyby mieszkańcom wyzwolonego spod jarzma Ministerstwa miasta korzystanie z samochodów, ale to szczegół). Na ich kształt nie mamy wpływu, zabawa zaczyna się dopiero przy zalążkach nowych ulic czy rurek. Wjeżdżając na nie, możemy już decydować, w którą stronę nowa trasa będzie prowadziła. W przypadku poręczy dysponujemy również laserowym celownikiem, który umożliwia łączenie ze sobą kolejnych raili w naprawdę długie szyny.
Wiele zadań opiera się właśnie na stworzeniu odpowiedniego toru, który umożliwi nam zaliczenie wszystkich celów zanim upłynie czas. Zalążków jest mnóstwo, więc znalezienie tego, od którego najlepiej zacząć bywa niełatwe. Niestety, choć często po kilkunastu sekundach coś idzie nie tak i wiemy już, że w tym podejściu nie da się zaliczyć zadania, to autorzy nie umożliwili nam szybkiego restartu misji. Musimy odczekać tę minutę czy dwie, aż będziemy mogli spróbować ponownie.
To jeden z wielu błędów, które rzutują na ostateczną ocenę gry, ale na pewno nie najgorszy. Trudno bowiem przebić animację, potrafiącą zwolnić tak, że wydaje nam się, że ktoś trzyma naszego skatera za deskę. Równie częste są klasyczne chrupnięcia, które potrafią nawet przeszkodzić w kontynuowaniu combosa. Jeszcze gdyby Shaun White Skateboarding rekompensowało to świetną oprawą... Gra wygląda jednak słabo i nie mam pojęcia, co sprawia jej takie problemy. Fakt, że kilkakrotnie zawiesiła się bez żadnego powodu, zmuszając mnie do ratowania się ucieczką do dashobardu, każe przypuszczać, że Ubisoft zwyczajnie nie przyłożył się do testów.
Poza zadaniami robiącymi użytek z konstruktorskich talentów bohatera mamy również misje fabularne, które są najprzyjemniejszym elementem gry. Zwykle operujemy w nich na terytorium Ministerstwa, a akcja (np. ucieczka, w której musimy być cały czas w ruchu) świetnie współgra z muzyką. Szkoda, że to jednak rzadkie przypadki.
Kolorowa nuda W mieście królują bardziej standardowe wyzwania, polegające na zdobyciu iluś punktów, zrobieniu długiego grinda, combosa czy spędzeniu w powietrzu określonej ilości czasu. Nie stanowią one wielkiego wyzwania, ale przede wszystkim nie sprawiają frajdy. Winny jest tu chyba najważniejszy elementy gry, w której jeździmy na desce - system trików.
Stanowi on hybrydę znanego ze Skate operowania prawą gałką oraz przypisania trików do przycisków. Wbrew pozorom nie wystarczy wychylić analoga w dół, a potem wystrzelić nim do góry, kreśląc rozmaite kształty. Ubisoft zdecydował się na dużo prostszy system - wychylenie gałki w jednym z ośmiu kierunków przygotowuje bohatera do skoku, a machnięcie nią w drugą stronę powoduje wykonanie odpowiedniego triku. Można dorzucić jeszcze modyfikatory, które pod te same kombinacje podłożą lepiej punktowane ewolucje, ale i tak jest to banalne. Owszem, pasuje do gry, w której o upadek jest niezmiernie trudno, ale tak naprawdę po dwóch godzinach zabawy nieobowiązkowe zadania omijałem szerokim łukiem. W Shaun White Skateboarding wykonywanie trików uproszczono do punktu, w którym przestało być zabawne.
Jeśli ktoś ma zamiar przekonywać mnie, że stare Tony Hawki też miały prosty system, to oczywiście zgodzę się. Błyskawicznie dodam jednak, że tam czesało się megaefekciarskie, milionowe combosy nad gorącą lawą, a każde naciśnięcie przycisku dawało natychmiastowy efekt. Błąd zwykle leżał po stronie gracza, a emocje sięgały zenitu. W Shaun White Skateboarding przegrindowanie całego rollercoastera wykonuje się przy akompaniamencie ziewnięcia, a niewykonanie zadania zbyt często jest winą problemów technicznych.
W Shaun White Skateboarding znajdziemy również całkiem rozbudowane tryby wieloosobowe. Niestety opinię tę opieram jedynie na ilości dostępnych opcji, ponieważ ani razu (!) nie udało mi się nie tyle dołączyć, co chociażby znaleźć chętnych do gry! Biorąc pod uwagę, że grę testowałem już po premierze, jest to tym smutniejsze.
Na koniec dodam jeszcze, że gra ma kinową polonizację, która wypada bardzo przyzwoicie. Przetłumaczenie "flow" na "charyzmę" na początku gry rzuciło mi się w oczy, ale później przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Kilka innych nazw również potrafiło zdziwić, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy czytał za młodu "Ślizg".
Werdykt Shaun White Skateboarding opiera się na ciekawym pomyśle i wnosi do zmonopolizowanego przez serię Skate gatunku coś nowego. Widać, że Ubisoft chciał spróbować odrodzić bardziej zręcznościowe podejście do gier deskorolkowych. Założenie jak najbardziej słuszne, ale w parze z nim nie idzie ani wykonanie, ani ilość dostarczanych emocji. Od biedy można kiedyś wyciągnąć z koszyka z przecenionymi produktami, by przekonać się, że nie każda gra skaterska musi podążać utartym schematem, ale jeśli chcecie produkcji, która wciągnie Was na dłużej, to radzę szukać gdzie indziej.
Maciej Kowalik