Shardlight – recenzja. Świetna historia w pikselowym stylu
Porywa światem przedstawionym, bohaterami i sposobem prowadzenia historii. To współczesna przygodówka, która tylko na pierwszy rzut oka przypomina klasyki gatunku. I kolejny sukces studia Wadjet Eye Games.
Wadjet Eye dało się już dobrze poznać fanom klasycznych point and clicków. Nakładem tej firmy ukazały się tytuły takie jak Gemini Rue, Primordia, Resonance czy seria Blackwell. W przypadku części z nich Wadjet Eye było tylko wydawcą, inne stworzyło własnym sumptem. Łączy je pikselowa grafika, przywołująca na myśl przeboje gatunku z lat 90. i nowoczesny projekt. Nie zarzuca tego, co w tego typu grach jest najważniejsze – wymagających, ale jednocześnie niefrustrujących zagadek. Dzięki temu Wadjet Eye wykroiło sobie na rynku własną niszę, wykreowało swój charakterystyczny styl.
Rozgrywka we wszystkich tych tytułach wygląda więc jak wyjęta sprzed 20 lat, jednocześnie wykorzystując wszystkie dotychczasowe zdobycze gatunku. To gry żywe, niezapatrzone bezkrytycznie w przeszłość, potrafiące bawić się oczekiwaniami odbiorcy i nie jadące wyłącznie na jego nostalgii. To nie są w żadnym wypadku gry „stare”.
I nie inny jest Shardlight. Pod względem projektu chyba nawet nowocześniejszy i bardziej wizjonerski od poprzednich tytułów firmy, nawet jeżeli pod względem zagadek nieco mu do nich brakuje.
Największym osiągnięciem Shardlighta jest kreacja świata przedstawionego. To, że za pomocą pojedynczych plansz udaje się twórcom stworzyć prawdziwe, żyjące swoim życiem, niemal namacalne miejsca zakrawa na geniusz. Odkrywanie kolejnych lokacji tej postapokaliptycznej rzeczywistości robi często większe wrażenie, niż udaje się wywołać współczesnym erpegom w rodzaju Fallouta 4 czy ostatniego Dragon Age'a. Niby to światy znacznie bardziej szczegółowe, a jednocześnie wyraźnie widać w nich „klocki”, z których są stworzone.
W Shardlight każda lokacja ma swoje rozmyślnie określone miejsce w tej rzeczywistości. Nie pełni roli wyłącznie funkcjonalnej - tutaj „hub”, w którym zbieramy zadania i sprzedajemy ekwipunek, a tam ruiny czy opuszczony budynek, gdzie toczy się zasadnicza akcja.
Miejsc do zbadania jest tu dużo mniej niż we wspomnianych wyżej erpegach, ale są one na tyle wiarygodne, że resztę kontekstu, tego świata, którego nie widać, dorabiamy sobie w głowie. Wadjet Eye nie popełnia tu błędu, który okazuje się zgubny dla wielu współczesnych przygodówek. Nie tworzy lokacji tylko po to, by pełniły one rolę w rozgrywce. Twórcy nie boją się umieszczania w grze miejsc, które istnieją tylko po to, by budować otoczkę.
Dom głównej bohaterki istnieje tu głównie po to, by miała ona dom. Owszem, jest tam jakiś przedmiot do znalezienia, ale ten równie dobrze mógłby być umieszczony gdziekolwiek indziej. Lokacja ta powstała przede wszystkim po to, by gracz wiedział, gdzie prowadzona przez niego postać mieszka. Takich przykładów jest więcej i widać, że twórcy przykładali dużą wagę do autentyczności świata przedstawionego.
Dzięki temu i w połączeniu z bardzo sprawnie nakreślonymi postaciami, wydarzenia przedstawione w Shardlight są wiarygodne i tym bardziej angażują. I nie przeszkadza tu nawet szczególnie to, że samej fabule wyjściowo daleko jest do oryginalności. Ot, świat zrujnowany przez wojnę, ludzkość toczy jakaś tajemnicza choroba, a do tego nad wszystkim ciąży widmo tajemniczego kultu. Nie ma tu niczego, czego byśmy już wcześniej nie widzieli, ale to nie same elementy, a ich ułożenie decydują o sukcesie tego tytułu.
Bo chociaż mający tu miejsce podział klasowy, walka rebeliantów o wyzwolenie dostępu do szczepionki na śmiercionośną chorobę z rąk arystokracji, echa upadku cywilizacji i wynikającej z niego pogardy, która rodzi się między ludźmi, wszystko to często powtarzane gatunkowe klisze, to twórcom udaje się uniknąć banału. Nie ma tu jasnego podziału na dobrych i złych, mających rację i pozostających w błędzie, altruistów i myślących tylko o własnym interesie, trzymających władzę decydentów.
Ba, nawet motywacje kierujące bohaterką nie są tu wcale tak jasne, jak może się na początku wydawać. Ona również chce w tym świecie po prostu przeżyć, starając się jednocześnie nie zaszkodzić jakoś szczególnie tym, którzy się dla niej liczą. Ale daleko jej do wzoru wszelkich cnót i gra sprytnie wykorzystuje ten fakt, by trochę namieszać w głowie odbiorcy.
Obok świata przedstawionego, największym osiągnięciem pod względem rozgrywki jest w Shardlight wywołanie w graczu wrażenia, że w jej trakcie w ogóle podejmuje jakieś decyzje. Gra jest pod tym względem całkowicie klasyczna, liniowa, z jedną konkretną ścieżką prowadzącą do końca. Scenariusz jednak kluczy, lawiruje, prowadzi gracza od miejsca do miejsca tak, że na koniec nie jest on do końca pewny, czyje polecenia czy prośby tak naprawdę wykonuje.
The Walking Dead tworzyło iluzję wyboru, dając graczowi do podjęcia istotne decyzje, które nie okazywały się mieć koniec końców aż tak dużego wpływu na fabułę, jak mógł on oczekiwać. W Shardlight wszystkie decyzje podejmuje za nas bohaterka, a jednak są one tak logiczne i sensowne, a jednocześnie ich motywacje tak świadomie niejasne, że niejednokrotnie łapiemy się na tym, że myślimy o jakimś wyborze jak o dokonanym przez nas samych. A kiedy musimy odczuć jego konsekwencje, robią one wrażenie większe, niż w niejednej teoretycznie „nieliniowej” produkcji. Bo są tak precyzyjnie zaprojektowane.
Shardlight to scenariuszowe arcydzieło, dobitny dowód na to, jak często mniej oznacza więcej, jak za pomocą bardzo skromnych środków osiągnąć efekty, o których nie śniło się waszym Cage'om.
Jeżeli coś można Sharlightowi zarzucić, to że pod względem zagadek pozostaje on nieco w tyle za najlepszymi produkcjami Wadjet Eye. Żadna z nich nie była szczególnie trudna, bo i o rzucanie wyzwania weteranom przygodówek nigdy im nie chodziło. Ale też w każdej z nich znajdowały się problemy, po których rozwiązaniu można się było poczuć trochę mądrzejszym. W Shardlight nieco ich brakuje.
Mało tego, niektóre z nich, wbrew dotychczasowym osiągnięciom Wadjet Eye na tym polu, wydają się powielać błąd klasyków gatunku – znaczenie rozwiązania pojmujemy dopiero obserwując jego efekty. Konia z rzędem temu, kto wpadnie na to, po co właściwie skłania kruki do przewrócenia kosza na śmieci tuż obok dwóch plotkujących szlachcianek. Żadna z tego typu zagadek nie jest szczególnie trudna, liczba przedmiotów niewielka i często ograniczona do tych, które zebraliśmy w najbliższej okolicy, więc rwania włosów z głowy tu nie ma. Ale nie ma też zbyt wielu ciekawych procesów myślowych, dzięki którym wpadamy na rozwiązanie w przypływie nagłej inspiracji. Więcej jest prób i błędów, prowadzących szybko do rozwiązania przy niewielkiej liczbie kombinacji lub zagadek zwyczajnie łatwych i oczywistych od samego początku.
Może taka jest jednak konsekwencja pomysłu na grę, jaki mieli twórcy Shardlight. Może bardziej złożone, wymagające zagadki zaburzałyby odbiór historii, kłóciły się z wizją autentycznego świata, w którym nie ma miejsca na skomplikowane układanki logiczne. A może po prostu cała energia projektantów została zużyta na kreację świata i zamieszkujących go postaci, a na naprawdę interesujące wyzwania nie starczyło już sił? Tak czy inaczej, tej jednej rzeczy brakuje nowej grze Wadjet Eye do wielkości.
Jeżeli jednak cenicie tego typu produkcje, to niech ten jeden szczegół nie powstrzyma was przed zagraniem w Shardlighta. Ba, być może nawet uznacie, że lekkość, z jaką idzie się przez tę grę, wychodzi jej tylko na dobre?
Platformy: PC
Producent: Wadjet Eye Games
Wydawca: Wadjet Eye Games
Data premiery: 08.03.2016
Na pewno warto poznać tę historię, jej bohaterów i samodzielnie odkryć niespodzianki, jakie przygotowali dla nas scenarzyści. Satysfakcja, jaką wyniesiecie z rozgrywki w Shardlighta w dużym stopniu zależeć będzie od waszego doświadczenia z przygodówkami, ale radość z odkrywania tej historii powinna się udzielić każdemu, kto ceni po prostu dobre scenariusze. Tylko tyle i aż tyle. Dla mnie to więcej niż daje niejedna wysokobudżetowa gra.Więcej o systemie ocen
Grę do recenzji udostępnił wydawca. Screeny pochodzą od redakcji.