Sea of Thieves – recenzja. Pocałujcie mnie w marynarską rzyć
Bla, bla, bla… No Man’s Sky na wodzie… Bla, bla, bla… zawartości na 3 godziny…
28.03.2018 15:57
Sea of Thieves miało być wielkim powrotem nie tylko dla Rare, ale też Microsoftu, który tym tytułem chciał udowodnić, że potrafi robić świetne gry. To również test nowej filozofii giganta, wedle której każda gra „first party” ma w dniu premiery trafić nie tylko na sklepowe półki, ale też do abonamentowej usługi Xbox Game Pass. I wszystko super, oczekiwania były olbrzymie, podobnie jak wątpliwości. Niestety, gdzieś po drodze przytrafiła się straszna rzecz – marketing.
Platformy: PC, Xbox One
Producent: Rare
Wydawca: Microsoft
Wersja PL: Nie
Data premiery: 23.03.2018
Wymagania: Windows 10, Intel i5-4690/AMD FX-8150 8 GB RAM, Nvidia GTX 770, AMD R9 380X
Grę do recenzji udostępnił wydawca. Graliśmy na PC. Obrazki pochodzą od redakcji.
Owszem, Sea of Thieves cierpi na brak zawartości. Przez większość gry albo szukamy skrzyń ze skarbami (nagrody za które swoją drogą są momentami śmiesznie niskie), albo uganiamy się za świniami, albo polujemy na szkieletowych kapitanów – jedynych NPC-ów istniejących w innym celu, niż sprzedawanie nam ubrań albo zlecanie misji. Czasem dochodzi do tego atakowanie fortów bądź walki z innymi graczami, ale w dużej mierze to wszystko. No, jak ma się wyjątkowego pecha, to można jeszcze trafić na krakena.To mało jak na grę w pełnej cenie produkcji AAA i nie ratuje tego przepiękna grafika (ta woda!) czy świetny model pływania statkiem. Co z tego, że cała załoga musi współpracować, żeby zapanować nad dużym i ociężałym galeonem. Ktoś musi sterować, ktoś inny ogarniać żagle, jeszcze kolejny dbać o naprawy i gotowość do walki, a przydaliby się jeszcze nawigator oraz majtek na bocianim gnieździe.Tymczasem załoga to cztery osoby i trzeba się nieźle nabiegać, żeby to wszystko ogarnąć. I to podczas spokojnego rejsu, bo jak dochodzi do tego walka, robi się dużo zamieszania. Zresztą nie lepiej jest, kiedy płyniemy mniejszym slupem. Na tej łajbie jesteśmy zdani tylko na siebie, ewentualnie na jeszcze jednego członka załogi, a roboty jest praktycznie tyle samo i kilka razy zdarzyło mi się podczas samotnych wojaży zaryć o dno, bo zajmowałem się czymś innym, niż sterowanie.Tylko szkoda, że to jedyne dostępne jednostki, a możliwość ich modyfikacji kończy się na dość prostej kosmetyce. Ta gra aż prosi się o możliwość uzbrojenia łajby w lepsze działa, różne rodzaje amunicji czy mocniejszy kadłub. Tak samo zresztą jak postać – możemy delikwenta ubrać w różne, często śmieszne, ciuchy, ale nie poprawimy jego statystyk.
Powoduje to, że morze złodziei zmienia się w jezioro wymoczków. I to takie bardzo płytkie jezioro, z nudną, powtarzalną rozgrywką polegającą na bezsensownym szwendaniu się po mapie. Już naprawdę lepiej spędzicie czas w jakimś „darmowym” MMORPG z Azji, ale…… że to wszystko nie ma znaczenia? Że Sea of Thieves to najlepsze kooperacyjne doświadczenie, jakiego doznałem w ostatnich latach? Że pływanie po – pozornie tylko – pustym oceanie sprawia masę frajdy? Że nie ma problemu ze znalezieniem towarzystwa do wspólnej zabawy? Że samemu też jest przyjemnie? Że potrafię spędzić pół weekendu z grą, w której „nie ma nic do roboty”? Zacznijmy jednak od najpopularniejszych zarzutów.Zawartości jest na maksymalnie 3 godziny gry.Bajka, normalnie raj recenzenta. Trzy godzinki i myk – tekst gotowy. I jeszcze można się powyżywać, że olaboga gra za 260 zyla co nic nie oferuje! Tylko dlaczego gram już ponad 30 godzin? I dlaczego ciągle trafiam na ludzi z wysokimi poziomami reputacji u poszczególnych zleceniodawców? Żeby zdobyć te poziomy, trzeba wykonywać zadania, a człowiek, który wbił 20 u każdego, spędził z grą więcej, niż „trzy godziny”. Widać to też w xboksowej wyszukiwarce grup, gdzie coraz więcej ogłoszeń, w których warunkiem jest odpowiednio wysoki poziom reputacji.Nikt w to nie gra! Serwery są puste.Dlatego xboksowa aplikacja na Windowsie 10 ciągle wypluwa mi nowe ogłoszenia od ludzi szukających załogi do wspólnej zabawy. Dlatego praktycznie zawsze na horyzoncie majaczą jakieś maszty, a przy wielu fortach widać zacumowane statki. Faktycznie, nikt w to nie gra.Nie ma progresji.A musi być? Odnoszę wrażenie, że tak bardzo się zafiksowaliśmy na poziomie postaci, że gramy nie dla frajdy, tylko dla kolejnego napisu „Level up!”. Pływając po oceanie w Sea of Thieves ani razu nie brakowało mi umiejętności specjalnych czy paska z doświadczeniem. To nie jest gra tego typu i jak tylko człowiek sobie to uświadomi, zaczyna po prostu dobrze się bawić. Wiecie w ogóle, co jest w tym braku progresji najlepsze? Teraz zrobię sobie przerwę od gry, żeby spędzić trochę czasu w najnowszym Far Cry’u, ale kiedy do niej wrócę, za dwa tygodnie, za miesiąc, nie będę czuł się w tyle za tymi, którzy grali bez przerwy. Po prostu wejdę w nią tak, jakbym wylogował się dzień wcześniej.
PvP jest słabe, a zadania powtarzalne.Znajomy opisywał na Facebooku, jak przez dwie godziny ganiał się galeonem z dużo zwinniejszym slupem i prawie przegrał. Ja z kolei miałem sytuację abordażu na odległość, w której to wraża załoga wystrzeliła się z dział na mój statek. Kiedy indziej byliśmy tak skupieni na walce z wrogim galeonem, że nie zauważyliśmy, jak jeden z członków jego załogi podpłynął do nas i zdetonował beczkę prochu pod pokładem. Czego wy jeszcze chcecie?A powtarzalne zadania? One są dokładnie takie, jakie sami sobie je stworzymy. Jasne, zawsze chodzi o to samo, ale cała otoczka zależy tylko od nas i naszej załogi. To jak z sesją RPG, taką papierową, a nie komputerową – możesz chodzić od pomieszczenia do pomieszczenia i lać kolejne hobgobliny dosiadające żuków, ale możesz też dorobić do tego całą historię.Tym dla mnie jest Sea of Thieves. Szkieletem, piaskownicą (choć bez budowania), w której to my ustalamy zasady i piszemy kolejne opowieści.Rozumiem też krytykę wielu osób, bo największy problem Sea of Thieves nie leży w zawartości, rozgrywce i tym wszystkim, na co narzekają. Ta gra padła ofiarą speców od marketingu, którzy dorobili do niej całą otoczkę, obiecując złote góry i nie wiadomo jakie doznania. To też jedyne, poprawne użycie porównania z No Man’s Sky, bo obie gry łączy sztuczne budowanie hype’u.
Mimo tego uważam, że warto dać Sea of Thieves szansę. Odpalcie sobie 14-dniowy trial Game Passa, czy to na konsoli, czy na pececie z Windowsem 10, pograjcie chwilę, nawet z „randomami”. A przede wszystkim, zapomnijcie o tym, o czym pisali i mówili marketingowcy, otwórzcie się na te morskie przygody, wyjdźcie – jak powiedziałby jakiś coach z Facebooka – ze swojej strefy komfortu. Wtedy okaże się, że to naprawdę dobra gra.