Sakaguchi: intro z God of War 3 nie jest potrzebne
Hironobu Sakaguchi, ojciec Final Fantasy, zagrał w God of War 3 i choć gra mu się podoba, to otwierająca ją sekwencja już niekoniecznie.
22.03.2010 | aktual.: 08.01.2016 13:56
Sakaguchi napisał na swoim twitterze:
Długa sekwencja początkowa. Jest ładnie zrobiona, ale nie jest potrzebna :) Jest filmowa, ale gry nie potrzebują długich wprowadzeń. To czy dla kogoś ta sekwencja jest długa czy nie jest sprawą bardzo indywidualną, dla mnie była w sam raz, ale Sakaguchi podnosi interesującą kwestię: czy gry potrzebują takich sekwencji początkowych?
Ta z God of War 3 jest filmowa aż do bólu i gdybym nie wiedząc o co chodzi wszedł do pokoju, pomyślałbym, że właśnie ktoś włączył jakąś hollywoodzka superprodukcję. Podejrzewam, że o to właśnie chodziło twórcom gry - o stworzenie odpowiednio podniosłego nastroju.
Z jednej strony bardzo dobrze, że tego rodzaju sekwencja jest obecna, bo więcej osób pozna nazwiska ludzi odpowiedzialnych za grę. Z drugiej, jest to proste naśladownictwo świata filmów i nie wiem czy szczególnie potrzebne w grach. Podobnie zresztą uważa Sakaguchi pisząc:
Gry nie są ani filmem ani komiksem. Są osobną rozrywką i powinny korzystać z własnych sposobów. Towarzyszący początkowym napisom film jest oderwany od głównej narracji gry i jedynie nawiązuje do wydarzeń z poprzednich części God of War. Dopiero po jego zakończeniu pojawia się następne, z lotem kamery dokoła Olimpu, które prowadzi prosto do Kratosa. Czy nazwisk autorów nie można byłoby umieścić właśnie tutaj, tak jak choćby miało to miejsce w Grand Theft Auto IV? To pewnie byłoby mniej widowiskowe, i czy ktokolwiek zwróciłby uwagę na personalia twórców, kiedy przez ekran przesuwają się kolejni tytani?
Można tu oczywiście po raz kolejny cofać się do 1998 roku i przywoływać przykład początku Half-Life, jako bardzo "growej" i interaktywnej sekwencji wprowadzającej. Sięgając jednak bliżej i zostawiając w spokoju klasyków, znakomity był spacer z Jokerem w Batman: Arkham Asylum, czy przebudzenie Nathana w Uncharted 2. Nie trzeba było oglądać długaśnych, to jest kilkuminutowych, filmików - gra wciągała niemalże z marszu. Zamiast ją oglądać, po prostu się w nią grało.
Choć trzeba przyznać, że japońscy twórcy gier są jednymi z ostatnich, którzy mają prawo czepiać się długich, nieinteraktywnych sekwencji początkowych.
[via Andriasang]