Rzecz o japońskim konserwatyzmie
Trwa Tokyo Game Show, więc naturalnym jest, że panuje istne zatrzęsienie informacji o japońskich produkcjach. W jakich warunkach one powstają? Jeden z czytelników postanowił podzielić się swoimi doświadczeniami.
17.09.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:24
Jak pisze j_uk_dev w komentarzach pod notką o nowym demie Vanquish, japońscy twórcy gier, na przykładzie Capcomu, są bardzo konserwatywni:
Kiedyś lubiłem "japońszczyznę", ale ostatnio zauważam, że dosięga mnie syndrom "japońskiego horroru" czyli jak obejrzałem kilka, to tak jakbym widział i resztę. Japońska technologia jeśli chodzi o produkcje gier niestety nie stoi już na takim poziomie jak kiedyś.
Współpracując z japońskimi deweloperami zauważyłem strasznie dużo konserwatyzmu na poziomie zarówno designu jak i kodowania, korzystanie z technik, których już nikt w Europie czy Stanach nie używa oraz przedstawiając zupełnie inne priorytety. Może wydawać nam się, że obecnie w grach przedkłada się fajerwerki wizualne nad gameplay, ale w porównaniu z Japonią, to Europa zupełnie inaczej balansuje te elementy zarówno w produkcji, jak i w oczekiwaniach graczy ( dlatego tak wielu graczy nie bardzo nie tyle radzi sobie z produkcjami z KKW, ale po prostu nie może ich zrozumieć, to absolutnie nie znaczy, że te produkcje są "głupie" czy że ci gracze są ).
Ok, może generalizuję, bo z jeśli chodzi o japońskie firmy, to współpracowałem z Capcom i Square ( Square bardzo dawno temu, jakieś 5-6 lat będzie, więc tam w ogóle dużo mogło się zmienić, jeśli chodzi o model pracy ). No i wszystko to zaobserwowałem właśnie głównie jeśli chodzi o Capcom. To nie jest zła firma, nie zrozumcie mnie źle, ale przedstawia taki model pracy, który dla europejskich deweloperów jest bardzo trudny do nawet zrozumienia ( np. o zgrozo bugi wizualne, w stylu "skrzynia ustawiona za bardzo na lewo od drzwi" są ważniejsze niż to, że w chapterze n-tym po zrobieniu tego czy tamtego jest crash applikacji - gra ma przede wszystkim ładnie wyglądać, co zresztą widać po większości japońskich produkcji ). Również narzucanie współpracującym deweloperom korzystania z konkretnych technik programowania ( w dodatku sporo przestarzałych, tylko że jeśli kod trafi w ich ręce, to łatwiej im przebrąć przez niego, innymi słowy zamiast spróbować nauczyć się nowych rzeczy i eksplorować nowe obszary w technologii, wolą zostać przy tych już sprawdzonych i co najwyżej zmieniać je minimalnie ) jest strasznie frustrujące.
Jednakże, jak pisze, nie wszystko jest stracone:
Tak to wygląda z punktu widzenia współpracującego z Japończykami Europejczyka, jednakże sami japońscy twórcy gier coraz głośniej narzekają na gnuśność kolegów i starają się rozruszać towarzystwo. Choćby ustami Hideo Kojimy czy Yoichiego Wady. Sam wspominany przez j_uk_deva Capcom kupił ostatnio studio Blue Castle, czyli kanadyjskich twórców Dead Rising 2.
Konrad Hildebrand