Rozważania NaGórze: Czarny Zeszyt
Czyli jak zacząłem pisać o grach.
Wrzesień, początek roku szkolnego, dziatwa wraca do nauki. Znakomity moment, żeby podzielić się z czytelnikami Polygamii odrobiną okołoszkolnej historii z lat dziewięćdziesiątych. Nie obawiajcie się jednak: choć zaczniemy od czegoś zupełnie innego, to gry wideo i tak wyjdą spod cienkiej warstwy edukacyjnej, jak szydło z worka.Zanim wziąłem się do opowiadania, musiałem najpierw upewnić się, że nie wyalienuję czytających już na samym początku. Rzecz tyczy się mianowicie tak zwanej “prasówki” na WoS, czyli przedmiot Wiedza o Społeczeństwie. Po pierwsze zatem, sprawdziłem czy przedmiot taki nadal istnieje i czy jest nauczany w szkołach. Okazuje się, że tak, co oszczędzi mi wstępu tłumaczącego kontekst. Nadmienię tylko, że do czasu reformy systemu oświaty w 1999 roku, tej samej, która wprowadziła gimnazja (co właśnie niedawno odkręcano kolejną reformą), Wiedza o Społeczeństwie pojawiała się już w VII klasie ówczesnej ośmioklasowej szkoły podstawowej. Po drugie, sprawdziłem czy w XXI wieku nadal funkcjonuje pojęcie “prasówki”, czyli przeglądu prasy. Również tak, o czym świadczą strony internetowe noszące różne wariacje tytułu “prasówka na WoS”. Dodam więc jedynie, że w latach dziewięćdziesiątych miała ona formę zeszytu, w którym jako pracę domową zapisywało się co ciekawsze informacje z każdego dnia i tygodnia. W założeniu miało to wyrobić w uczniach nawyk lektury prasy i zainteresowanie wydarzeniami bieżącymi. Co wyrobiło u mnie - o tym poniżej.Tytułowy Czarny Zeszyt to moja prasówka z Wiedzy o Społeczeństwie, nauczanej w siódmej i ósmej klasie szkoły podstawowej nr. 172 w Łodzi, na przełomie 1994 i 1995 roku. Zwracam uwagę, że było to zaledwie pięć lat po wyborach z czerwca 1989 roku. Burzliwe lata dziewięćdziesiąte, czas zmian i zawirowań, a na tym tle dzieciaki z podstawówki próbują cedzić z papierowej prasy informacje tak, by spodobało się to nauczycielce, która chwilę wcześniej uczyła socjalistycznej wersji historii Polski. Monty Python się chowa!Przeglądanie Czarnego Zeszytu ćwierć wieku później jest fascynującym doświadczeniem, nie tylko z powodu jego wartości faktograficznej i sentymentalnej, ale również dlatego, że jak na dłoni widać w nim moją nasilającą się fascynację grami z epoki. Dziś - wspominane ciepło przez fanów retro ramotki, wtedy - budziły we mnie znacznie większe emocje niż dziejące się w tym samym czasie wojny w Jugosławii i Czeczenii, perypetie Borysa Jelcyna czy kształtowanie zrębów Trzeciej Rzeczpospolitej. Gdzieś tam płoną Bałkany i Kaukaz, a młodziutki Bartuś z wypiekami na twarzy zapisuje informacje dotyczące Mortal Kombat II.W pierwszych tygodniach prowadzenia Czarnego Zeszytu prasówka próbuje jeszcze zachować należytą powagę. Notatki znajdują się w ramkach, podzielone na szpalty, jak w prawdziwej gazecie, zaś wzmianki o grach wideo zajmują ułamek powierzchni każdej strony - a i to ukryte pod stanowiącym listek figowy nagłówkiem “Informatyka” (niekiedy z niewiadomych przyczyn pisany z wykrzyknikiem). Wrzesień i październik zdominowane są przez wiadomości dotyczące amerykańskiej misji stabilizacyjnej na Haiti oraz eskalacji przemocy w Jugosławii, pomiędzy nimi jednak znajdziemy informacje o tym, że ID Software wypuściło Doom II, trwają pracę nad konwersją Mortal Kombat II na PC, a także szczegóły dotyczące fatalities w tym ostatnim tytule. Na jednej ze stron zwraca uwagę stopka redakcyjna z narysowanym odciskiem stopy. Po latach śmieszy też wiadomość o chorobie Borysa Jelcyna, który po długim locie przez Atlantyk nie był w stanie opuścić samolotu. Dziś znając już słabości ówczesnego prezydenta Rosji, możemy podejrzewać, że prawdopodobnie była to choroba filipińska, którą znacznie później zaraził się też polski prezydent Aleksander Kwaśniewski...W okolicach listopada z Czarnego Zeszytu można dowiedzieć się, że policja na Dzień Zmarłych doradzała dobrze ułożyć się z sąsiadami, jako najlepszy środek chroniący przed złodziejami mieszkaniowymi. Dział “Informatyka” z kolei ubolewa, że najnowszy procesor Pentium firmy Intel ukazał się na rynku niedawno, tymczasem “już procesory 386 wyszły z mody, a 486 stały się tymi gorszymi.” Pozorną rzeczowość tej wiadomości nieco podkopuje widniejący obok kakodemon z Doom II - wyraźnie widać jakie zastosowania miał na myśli piszący. Kilka dni później znajdziemy wzmiankę o będącej na ukończeniu grze Wing Commander 3 i występujących w niej aktorach, takich jak Mark Hamill czy Malcolm McDowell. Jest ona okraszona smutną konstatacją, że do poprawnego funkcjonowania niezbędny jest co najmniej IBM 486DX2. Łatwiej to zrozumieć, jeśli wie się, że miałem wtedy 386DX taktowany zegarem 40MHz i nawet “gorsze” 486 było dla mnie obiektem pożądania. Im dalej w Czarny Zeszyt, tym bardziej proporcje między informacjami ze świata polityki a tymi z branży growej odwracają się. Strona przypadająca na grudniową sobotę jest cała zajęta przez emanujące niedowierzaniem doniesienie: “W wielu krajach Europy, a także w Stanach Zjednoczonych, powstały specjalne komisje które oceniają i poddają ewentualnej cenzurze… gry komputerowe!” Dalej następują szczegóły, a artykulik ilustruje wycięty z jakiegoś anglojęzycznego pisma fragment z czterema skrinszotami przedstawiającymi fatalities z Mortal Kombat II. Tylko ktoś pamiętający tamte czasy wie, jakim wyrzeczeniem było poświęcenie kawałka zagranicznego magazynu na szkolną prasówkę! W niedzielę za to odnotowana jest kwota drugiego finału rozkręcającej się dopiero Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: 47 091 418 500 starych złotych, co ciekawe, inna niż podana na stronie Wikipedii (dziś ciężko określić która z nich jest błędna).W roku 1995 Czarny Zeszyt zostaje już całkowicie zdominowany przez gry wideo, wtedy jeszcze ciągle zwane u nas grami komputerowymi. Poniedziałkowa notatka o zmianie kierownictwa Sądu Apelacyjnego w Łodzi zajmuje pięć linijek, a szczegóły krwawych wykończeń w Mortal Kombat II - dwanaście. Śmieszy odautorska konstatacja, że “realizmu w tym zbyt dużo nie ma, no bo kto to widział, żeby z człowieka wyciekało aż tyle krwi, i to po każdym uderzeniu?!” (strasznie szafowałem wtedy wykrzyknikami). Wieści o kolejnych zabitych podczas wojny w Czeczenii przeplatają się z informacjami o filmie “Street Fighter” z Jean-Claude Van Dammem i wzmianką o tworzonej przez krakowską firmę X-Land “super-grze” Excessive Speed. Wiadomość o konflikcie prezydenta RPA Nelsona Mandeli z przywódcą Partii Wolności Inkatha nie wiedzieć czemu okraszona jest postacią żółtego robota z bijatyki Rise of the Robots. Proces sprawców zamachu na zwalczającego mafię prokuratora Giovanniego Falcone sąsiaduje ze zrzutami ekranu z Tie Fightera, a walki w Sarajewie - ze skrinszotami z Mortal Kombat II (znowu!). Prezydentem Francji zostaje Jacques Chirac. Metropolis wydaje grę Teenagent. Prezydium Sejmu proponuje skład komisji do kontroli służb specjalnych. Ukazuje się druga część Gabriel Knighta. Zeszyt kończy się na strajkach robotników Ursusa.Oczywiście powolna metamorfoza poważnej prasówki w polityczno-growe potpourri nie pozostała niezauważona przez nauczycielkę, czego potwierdzeniem są coraz niższe oceny za kolejne tygodnie. Pierwszy tydzień to piątka z plusem - wprowadzonej w 1991 roku szóstki pani nie stosowała, uważając ją za nowomodną fanaberię. Kolejne tygodnie to piątka z minusem, czwórka z plusem, czwórka, czwórka z minusem, czwórka “na szynach” (czyli z dwoma minusami). Dobrze, że w pewnym momencie zostaliśmy zwolnieni z obowiązku prowadzenia prasówki, bo tylko kwestią czasu było kiedy dostanę za nią dwóję, wtedy zwaną mierną. W odróżnieniu od innych zeszytów, papierów i podręczników, nie wyrzuciłem Czarnego Zeszytu po zakończeniu klasy, a później szkoły. Jakoś nie mogłem się na to zdobyć. Z jednej strony powodem był sentyment: prasówka kosztowała mnie sporo czasu i pracy, jak również poświęciłem dla niej kilka stron zagranicznych pism o grach. Widać też kiełkujący zalążek mojego hobby: zeszyt jest jednym z początkowych ogniw łańcucha wydarzeń, łączącego tamte pisane ołówkiem notatki z dzisiejszym felietonem, wyświetlonym na ekranie Waszych komputerów. Z drugiej strony powodem była wartość dokumentalna: Czarny Zeszyt stanowi bądź co bądź zapis burzliwej epoki, widzianej z perspektywy zafascynowanego grami nastolatka z postkomunistycznej Polski. Dookoła dzieje się historia, zarówno w skali świata, jak i kraju - ale dla wpatrzonego w ekran gracza ważniejsze wydają się wykończenia w Mortal Kombat i premiera nowego Dooma.
Z pewną melancholią stwierdzam, że to zupełnie jak dzisiaj.