[Rozpoznanie wzorca] Baśnie dla niegrzecznych dzieci
[Rozpoznanie wzorca] Baśnie dla niegrzecznych dzieci
Pewnego dnia podarowała małej czerwony, aksamitny kapturek, w którym tak pięknie wyglądała, że nie chciała włożyć już innej czapeczki. Chodziła ciągle w swym czerwonym kapturku i przezwano ją też „Czerwonym kapturkiem”. Raz powiedziała jej matka: – Masz tu karabin UZI, kilka min przeciw piechotnych, rakiety i koktaile mołotowa. Idź i zrób porządek z potworami. Przyda nam się trochę kasy. – Dziewczynka przyrzekła matce, że wszystko spełni jak należy.
Gdy dziewczynka znalazła się w lesie, napotkała wilkołaka. Wiedziała ona, co to za zły zwierz, ale dobrze wyszkolona nie przestraszyła się go wcale.– Dzień dobry, Czerwony Kapturku! — powiedział wilkołak.– Dzień dobry, wilkołaku! — odrzekła uprzejmie.– FIGHT! – rozległ się krzyk nie wiadomo skąd.
Bo to nie był żaden Czerwony Kapturek, tylko łowczyni nagród i potwór znana w Japonii jako Bulleta, a na zachodzie – B.B. Hood.
A było to tak, że wszedłem do sklepu PSN zobaczyć, co tam ciekawego rzucili i przywitała mnie wielka ośmiornica oferująca towar z Japonii w atrakcyjnej cenie. Gry jak sushi, do wyboru do koloru, po taniości, aż głupio czegoś nie wziąć. Mój wybór padł na bijatykę Darkstalkers Resurection. DR to odświeżony pakiet dwóch gier z wampirzego cyklu firmy Capcom – Night Warriors: Darkstalkers' Revenge (1995) and Darkstalkers 3 (1997). Dwuwymiarowe bijatyki, które wyróżniały postacie rekrutujące się z baśni i klasycznych horrorów i to w zasadzie wszystko. Nie szokują w dzisiejszych czasach – na przykład tła, chociaż ładne, nie są interaktywne, system walki też nie robi dziś jakiegoś większego wrażenia. Więc po co?
Jestem w wieku, w którym ataki nostalgii są tak częste, że przestaje się je zauważać i był właśnie jeden z nich. Darkstalkers Resurection robi wszystko, żeby nostalgię nakarmić. Problemem przy uruchamianiu takich gier w 2013 to niska rozdzielczość oryginału, którą obchodzi się na dwa sposoby – drogi, wymagający przerysowania wszystkich sprite'ów do wysokiej rozdzielczości (jak Street Fighter HD) lub użycia filtrów. Nowa edycja DR oferuje to duże możliwości konfiguracji – od wygładzania (którego nie lubię, efekt jest sztuczny i psuje piękno oryginalnego piksela), po możliwość emulacji starego kineskopowego monitora, łącznie z jego bańkowatym kształtem i odbiciami w plastikowej ramce otaczającej wirtualny ekran. Istnieje nawet opcja „patrzenia przez ramię”, widać wtedy pod kątem automat do gry. Ten mały detal przenosi gracza (tzn. mnie) wprost do lat 90., do salonów gier pełnych dwuwymiarowych bijatyk. Te wszystkie żetony pożarte przez Basic Instintc, godziny spędzone nad Galaxy Fight, klasowe mistrzostwa w Street Fighter II, tego nie da się zapomnieć!
WAMPIRY I SPÓŁKA
Napisałem, że serię Darkstalkers wyróżniają postacie rekrutujące się z baśni i klasycznych horrorów, ale to zdanie nie oddaje całej prawdy. Ten cykl wyróżniają znakomicie zaprojektowane, nietuzinkowe i genialnie (to właściwe słowo) animowane postacie z baśni i klasycznych horrorów! Dziś, w 2013, wszystko stoi na głowie. Gdzie nie spojrzeć – tam zombie. Wampiry to seksowni kochankowie, do których wdychają nastoletnie dziewczęta. Estetyka horroru zagościła na półkach z lalkami, okupowanych przez koszmarkowe dziewczyny z „Monster High” i ich klony. Jak na tym tle bohaterowie Darkstalkers?
Postacie dzielą się – z drobnymi wyjątkami, jak wspomniana na początku B.B. Hood, mordercza łowczyni nagród w skórze małej, niewinnej dziewczynki – na dwie kategorie: przerażające i seksowne. Nieprzypadkowo ten podział pokrywa się z podziałem na płeć bohaterów. Są tu klasyczne potwory: ożywione przez szalonego doktora monstrum zszyte z kawałków zwłok, wampir z wyższych sfer, wilkołak, wielka stopa, mumia, potwór z głębin, duch samuraja – i mniej klasycznej, jak zombie muzyka rockowego. Ale ciekawie robi się właśnie przy potworniackich dziewczynach.
Nieoficjalną twarzą serii – o ile ktoś zdoła skupić się na jej twarzy – jest ponętna i śmiertelnie niebezpieczna wampirzyca Morrigan Aensland– piękna, dojrzała kobieta ze skrzydłami nietoperza. Była jedną z dwóch żeńskich postaci z oryginalnego składu, obok Felicii, kobiety-kota (nie tak jak Kobieta Kot z „Batmana”, tylko z uszami, pazurami i ogonem), na równi uroczej i seksownej, w przedziwny sposób, no bo te uszy, pazury i ogon! Ale to jeszcze nic w porównaniu z kolejnymi przedstawicielkami demonicznego wymiaru, które doszły w kolejnych odsłonach cyklu, jak Hsien-Ko (chińska wampirzyca zombie) czy Q-Bee, która jest piękną i ponętną dziewczyną... z odwłokiem pszczoły, yyy. Na ich tle Lilith, siostra Morrigan, jest oazą normalności.
Tła są ładne i animowane, ale jak wspomniałem brakuje im elementów interaktywnych. Są dopasowane tematycznie – jest tu magiczny las, zamek wampira, laboratorium szalonego naukowca, japońska wioska, egipska pustynia, ale kilka się wyróżnia. Należą do nich pochłonięta wojną Europa, „Wieża Arogancji” – wieżowiec, gdzie zawieszone są prawa grawitacji, piekielny pociąg i wreszcie jedna z najlepszych planszy w historii bijatyk – wnętrze demonicznej macicy z gigantycznym płodem Zbawcy Wampirów.
Każda postać i gra ma oczywiście bogatą historię, odsłanianą w ekranach końcowych. Seria doczekała się adaptacji jako manga, komiksy oraz dwa seriale animowane. Dość przerażający – w niezamierzony sposób – amerykański serial telewizyjny z 1995:
oraz japońską czteroodcinkową miniserię przeznaczoną na rynek wideo (1999):
Autorzy Darkstalkers Resurection zdawali sobie chyba sprawę z faktu, że oprawa graficzna i projekty postaci to największy atut serii. Dlatego nagrodą dla graczy jest „Skarbiec”, w którym za zdobyte w czasie walki punkty można odkrywać obrazki (piękne plakaty i concept arty) oraz animacje ze wszystkimi bohaterami gry.