Rozlejmy trochę rtęci - Mercury Hg
Szare komórki nie wyzioną przy Mercury Hg ducha, ale dla mniej wymagających graczy nadaje ta gra logiczno-zręcznościowa się idealnie. Do tego jest taniutka.
Możecie o tym nie wiedzieć, ale Mercury to seria gier logicznych, które pojawiały się już na PS2, Wii i PSP. Nie są to jednak typowe wyciskacze szarych komórek, w których całe kwadranse wgapiamy się w ekran, szukając rozwiązania zagadki. Hg nie jest tu żadnym wyjątkiem - także i w tej grze elementy logiczne są głównie przeszkodami, które mają spowolnić sterowaną przez gracza grudkę i wpłynąć na pogorszenie czasu ukończenia planszy.
No właśnie - głównym elementem planszy jest kulka płynnej rtęci, którą musimy jak najszybciej bezpiecznie przeprowadzić do punktu docelowego. Nie kierujemy jednak "płynnym srebrem" bezpośrednio, a za pomocą przechylania planszy. Utrudnia to trochę pełną kontrolę, a w połączeniu z niezbyt inteligentą kamerą prowadzi czasem do kłopotliwych sytuacji, które zmuszają do powtarzania przejścia. Na szczęście ukończenie poziomu nie zajmuje zwykle zbyt dużo czasu, więc kilkukrotne zrestartowanie nie jest wielkim problemem.
Zresztą Mercury Hg raczej nie będzie w stanie was wkurzyć. Większość poziomów przechodzi się właściwie "z biegu", w kilka sekund rozgryzając, o co chodzi w danym etapie. Czasem musimy zmienić kolor naszej kulki, łącząc nawet kilka innych, kiedy indziej z drogi będą próbowały zepchnąć nas magnesy, a ostre krawędzie rozkroją rtęć na kilka mniejszych części, które potem trzeba będzie połączyć. Niektóre plansze są porządnie zakręcone i pokazują, że pomysłów na utrudnienie graczom życia autorom nie brakowało. Niestety wśród 60 poziomów tych naprawdę, naprawdę ciekawych znajdziemy zaledwie kilkanaście.
Oprócz "kampanii", w której odblokowujemy kolejne plansze dostępny jest jeszcze tryb wyzwań, w których oprócz dotarcia do "mety" musimy wypełnić dodatkowe cele. Szkoda, że znów wracamy na te same poziomy, ale tym razem trzeba się naprawdę śpieszyć.
Ciekwostką jest fakt, że tło, a czasem także podłoże reaguje na muzykę. Autorzy zachęcają do eksperymentowania z albumami z własnej biblioteki i choć jest to tylko pozbawiona wpływu na rozgrywkę ciekawostka, to warto pochwalić ten pomysł. Zresztą cała oprawa jest przyjemnie minimalistyczna, kolorowa i czytelna. Może nawet trochę zbyt sterylna, ale przynajmniej oczu nie meczy nam tanie efekciarstwo.
Werdykt Mercury Hg kosztuje zaledwie 400 MSP, a oferuje przynajmniej kilka godzin lekkiej gimnastyki szarych komórek i parę ciekawych pomysłów. Nie jest to może tytuł rzucający na kolana, o którym możnaby godzinami gadać ze znajomymi, ale dla dziecka/dziewczyny/mniej wprawnego gracza nadaje się idealnie.
Maciej Kowalik