Rozczarowanie czy gra roku? Wszystkie problemy Destiny
Ekipa Bungie miała dostać od Activision 2,5 miliona dolarów za średnią ocen przekraczającą 90/100. Tymczasem gra ma daleko nawet do 80/100. Właściwie dlaczego?
19.09.2014 | aktual.: 15.01.2016 15:39
"Destiny ma duży potencjał i od tego, co teraz zrobi Bungie z sygnałami po alfie, zależy, jaką grę dostaniemy na premierę - hit dorównujący Halo bądź największy zawód roku" - tak napisałem po ograniu alfy 3 miesiące temu.
I tak na dobrą sprawę wciąż nie wiem, czy Destiny jest hitem, czy zawodem. Dawno już żadna gra tak mocno nie spolaryzowała graczy i w zależności od tego, kogo zapytamy, usłyszymy: "hit" lub "kit".
Powodem jest szereg kontrowersyjnych decyzji podjętych przez Bungie. Prześledźmy je sobie po kolei.
Dlaczego loot nie leci?! W Diablo III po aktualizacji przedmioty legendarne lecą z częstotliwością płynu z nosa po złapaniu kataru. W Destiny nos jest chyba zapchany zaprawą murarską, bo nie leci właściwie nic. Co więcej, nie rządzą tym żadne sensowne zasady, lecz zupełny przypadek.
Sam gram i frustruję się, bo wpadają przedmioty zielone i niebieskie, a te lepsze, czyli fioletowe (legendarne) i złote (egzotyczne) wpaść nie chcą. Frustracja jest tym większa, że Bungie niekiedy niemal podsuwa je pod nos, gdy zdobywamy tzw. engramy, które później dekodujemy w bazie. Z takiego engrama może wypaść i fioletowy sprzęt, i niebieski, ewentualnie jakiś surowiec. I co wypada? Cóż - nie fioletowy.
Wylatujcie, robaczki...
Trolling twórców jest większy, że fioletowy pancerz czy hełm, w przeciwieństwie do zielonego czy niebieskiego, może... nie nadawać się dla naszej klasy postaci. Tak, dobrze przeczytałeś: o ile nigdy nie znajdziemy słabszego sprzętu dla klasy, którą nie gramy, w przypadku legendarnych fantów takie ryzyko istnieje. Wreszcie, po wielu próbach udaje się wylosować coś dobrego, a tu okazuje się, że nawet tego nie użyjemy. A przynajmniej nie tą postacią.
Można grać najtrudniejsze Striki, wygrywać wszystko w multi i zdobyć figę, a potem słuchać, że ktoś zdobył świetny gadżet za to, że w multi był ostatni, albo na jakimś lajtowym poziomie... Z każdym dniem frustracja rośnie i dojdzie do momentu, w którym Bungie nie będzie mogło ogłosić, że coś zmienia, bo do tego czasu każdy te dopakowane przedmioty po prostu kupi i raczej nie przywita z radością informacji, że od teraz będzie łatwiej.
Gdzie historia?! Żartownisie rzucą - "No jak to gdzie, na kartach". To prawda, większość o świecie Destiny dowiemy się z kart Grimoire. Problem w tym, że nie da się ich czytać w grze - można jedynie na bungie.net lub w aplikacji mobilnej.
To rozwiązanie jest całkiem w porządku. Większym problemem jest to, że w grze fabuły właściwie nie ma. Ganiamy od lokacji do lokacji z jakąś opowiastką Tyriona w tle. Nie spotykamy NPC-ów, nie oglądamy scenek... no dobrze, kilka się znalazło. Wyglądały na totalnie wyjęte z kontekstu. W nich okazało się, że nasza postać ma jakiś tam charakter i nawet mówi.
Destiny's Story (No Spoilers)
Jak to zwykle bywa, to gracze tworząc fantastyczne teorie wykonują lepszą robotę. Najciekawsza mówi o tym, że tytułowe The Darkness to... Strażnicy, czyli my. Miałyby świadczyć o tym rozmowy przeciwników (ponoć ktoś usłyszał, jak wrogowie mówią o graczu "It's the Darkness"), ich nazwy (jakieś takie szlachetne, jak Knight czy Palladin) oraz fakt, że de facto jesteśmy zombiakami, które powstały z martwych. Szczerze mówiąc nie sądzę jednak, by Bungie aż tak bardzo zakręciło ten świat.
Widocznie wraz z nadejściem Ciemności ludzie zapomnieli, jak mają na imię
Dlaczego ciągle robię to samo?! Brak zróżnicowanych zadań to Destiny grzech najcięższy. Cała gra polega na konieczności dotarcia w pewne miejsce, po drodze likwidując przeciwników, wypuszczeniu Ghosta żeby coś zeskanował, i na zastrzeleniu jeszcze większej liczby przeciwników.
Gdzie misje polegające na ochronie jakiegoś punktu? Gdzie wyścig z czasem, w którym podróżowalibyśmy na kosmicznym ścigaczu (który notabene ma całkiem niezły model jazdy)? Gdzie aktywowanie jakichś mechanizmów, stawanie wraz z kolegami na płytach w ziemi otwierających przejście, gonitwa za wielkim przeciwnikiem?
Nie, w Destiny tej finezji nie ma. Wina leży częściowo zapewne po stronie silnika, który zapewnił wprawdzie świat piękny, ale sterylny, bo nic się w nim nie niszczy (poza przeciwnikami).
Po ukończeniu trybu fabularnego liczba opcji bynajmniej się nie poszerza. Tryb w multi o nazwie Salvage, który powinien być na standardowym "wyposażeniu", pojawił się tylko w weekend. Raidy są dostępne dla osób na 26. poziomie (a w praktyce wyższym, bowiem są piekielnie trudne).
No i wiecie. Świat miał wyglądać trochę inaczej...
The most disappointing thing about Destiny.
A kto wie, może i dłużej. Bo poza ciułaniem waluty trzeba też wbić odpowiedni poziom reputacji u danego sprzedawcy. Tu już ograniczeń tygodniowych nie ma, ale wbija się je mozolnie. Najłatwiej wykonując Bounties, czyli zlecenia typu "zabij 20 Warlocków", tyle że one odświeżają się co jakiś, więc nie możemy tu grindować w nieskończoność. Bounties, tak jak wielu wymienionych wyżej rzeczy, również w grze jest zdecydowanie za mało i powtarzają się co drugi dzień.
Więc dlaczego gram? Bo fantastycznie się tu strzela. Bo mnóstwo kumpli z listy znajomych również kupiło Destiny, więc łatwo się z nimi umówić i gdzieś wypaść. Bo w czekaniu na dobry drop jest coś z syndromu sztokholmskiego i do swojego ciemiężcy jesteśmy zbyt mocno przywiązani, by przestać. Bo PvP jest bardzo sympatyczny i nieźle mi w nim idzie. Bo marchewka wisi na końcu kilometrowego kija, ale sięgam po nią, bo głupio nie sięgnąć, skoro już tylko problemów gry się wycierpiało i zaakceptowało.
Bungie nie dostanie w bonusie 2,5 miliona dolarów za przekroczenie poziomu 90 oczek na Gamerankings. Sam fakt, że taki punkt znalazł się w umowie, pokazuje ile buty było w twórcach i wydawcy, Activision.
Tu na razie jest ściernisko...
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tej grze zabrakło czasu. Po tę formułkę często sięgamy wtedy, gdy w grze zostały dziwne błędy. Tu błędów nie ma, jest za to grzech zaniechania. Placeholdery, skromna zawartość - po prostu zabrakło czas na wypchanie ładnych planet treścią. A czekać nie można było, bo Destiny wyprzedziło swoją przedświąteczną konkurencję i ukazało się już we wrześniu, na kilka tygodni przed innymi hitami. Już zdążyło zarobić furę kasy i niechybnie się zwróci. Przejmować się więc niby nie ma czym. Chyba ostrożnością graczy w przyszłości, zwłaszcza przy Destiny 2.
Na szali stoi jednak zaufanie do Bungie. Firma powinna je spłacić nową zawartością, ale pamiętajmy, że w temacie MMO (a o wsparciu w tym guście należy tu myśleć) ma niewielkie doświadczenie. Jeśli nowy tryb multi staje się weekendowym eventem, to coś tu jest nie tak. Pokażcie, że można, panowie - i że warto Destiny zachować i nie odsprzedawać.
Cóż, hitu roku nie, uzależniający, choć ułomny produkt - owszem. Trudno go komuś polecić z czystym sumieniem, a jednocześnie każdego wieczora widzę watahę znajomych, którzy emocjonują się wskoczeniem o jeden poziom w górę bardziej, niż z jakąkolwiek inną grą wcześniej. Sam zresztą również czerpię z tego dużą przyjemność. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby żaden z powyższych punktów nie spędzał graczom snu z powiek. Ale kto wie, może bez nich Destiny nie miałoby w sobie tej trudnej do opisania magii?
Marcin Kosman