Śródziemie: Cień Mordoru - recenzja
Cień Mordoru może być dla Śródziemia tym, czym kilka lat temu było Arkham Asylum dla Batmana. Początkiem serii; dowodem na to, że jak się chce, to można; produkcją, na której wzorować się będą inni i do której tych innych będzie się porównywać. Wyznacznikiem jakości; poprzeczką do przeskoczenia. Ale przede wszystkim to po prostu masa świetnej zabawy na co najmniej kilkanaście godzin.
07.10.2014 | aktual.: 30.12.2015 13:26
Gdzie zaległy orki Maciej Kowalik: Mordor mnóstwo czerpie z innych gier, ale dorzuca też garść świeżych pomysłów. Początkowo łapałem się na tym, że podświadomie wyliczam, co skąd podwędzono, ale po godzince magia "Władcy Pierścieni" miała mnie w garści, a rola rzeźnika Mordoru przypadła mi do gustu. Żodyn Uruk nie był bezpieczny, gdy ja i mój jasny funfel byliśmy w pobliżu! To może być najprzyjemniejsze zaskoczenie roku. A dla fana tolkienowskich klimatów to gra, w którą trzeba zagrać.
Umieszczenie akcji w Mordorze, regionie bodaj najsłabiej opisanym przez Tolkiena, to sprytny wybieg, podobnie jak umiejscowienie jej pomiędzy "Hobbitem" a "Władcą Pierścieni", czyli w okresie, którego twórca Śródziemia praktycznie nie ruszał. Dzięki temu autorzy gry mogli pozwolić sobie na wyjątkowo dużo, a teraz w łatwy sposób obronią się przed ewentualnymi protestami tolkienowych ultrasów. Bo przecież to, że orkowie nie pili w książkach grogu, nie musi znaczyć, że W OGÓLE go nie pili, czyż nie? I co z tego, że nigdy nie słyszeliście o graugach i karagorach? Przecież to oczywiste, że fauna Śródziemia musiała być bogatsza niż to, co opisał Tolkien. Karagor jest dla lwa tym, czym warg dla wilka, a graug to taki duży troll. Proste? Proste. Fanatycy mogą przy Cieniu Mordoru dostać zawału, ale, tak po prawdzie, to nie jest wizja specjalnie śmielsza od tego, co w filmowym "Hobbicie" zaproponował Peter Jackson. Spodoba się tym, którzy cenią kinowe wersje Śródziemia - jest mrocznie i widowiskowo, a za każdym rogiem czai się jakiś landszaft, przy którym palec sam wędruje do przycisku odpowiedzialnego za zrzuty ekranu.
Sama historia zaczyna się od zdobycia przez siły Saurona Czarnej Bramy - gondorskiego garnizonu, który bronił północnego wejścia do Mordoru. Talion, tamtejszy kapitan, ginie, zmuszony najpierw do obserwowania, jak brutalnie zamordowana zostaje jego rodzina. Niewyjaśniona klątwa nie pozwala mu jednak odejść na wieczny spoczynek, zamiast tego jego ciało zostaje związane z duchem tajemniczego elfa. Razem będą przemierzać Mordor, by nie tylko zemścić się na oprawcach Taliona, ale poznać również tożsamość jego niespodziewanego kompana. I choć nie mamy do czynienia z byle kim, a postacią niezwykle istotną dla całego Śródziemia, to grze nie udaje się w przekonujący sposób opowiedzieć jej historii. Szkoda. Dwójka głównych bohaterów mogła być podłożem dla świetnej, rozwijającej się relacji między nimi, ale twórcom nie udaje się jej zbudować. Talion jest zupełnie nijaki, to jednowymiarowy żołdak; jego kompan to zaś postać arcyciekawa, o której więcej jednak dowiedzieć się można z internetu, niż z gry. Jeśli chcecie w Cień Mordoru grać dla fabuły, to zastanówcie się dwa razy. Nie bolą od niej zęby, ale ciężko też o większe emocje.
fot. Poly (screen z wersji na PS4)
Orka na orkach Paweł Kamiński: Mordor doceniam za to, ile wolności mi daje - sam mogę pisać swoje historie. Jeśli mam ochotę na krótką misję skradankową - mam to. Jeśli mam ochotę na masakrę i godzinę grania - mam to. Jeśli mam ochotę podążyć za historią (jaka by nie była, bo wybitna nie jest) i grać dłużej - też to dostanę. Bardzo elastyczna gra, która podpasuje i zapalonym graczom i tym bardziej niedzielnym, co widzę po reakcjach znajomych.
Bo to nie o fabułę tu się rozchodzi, ale o wszystko inne.
Talion może walczyć - i to jak walczy! To kolejna wariacja na temat tego, co wymyślono w Arkham Asylum - atak pod jednym przyciskiem, kontra pod drugim, gdy nad przeciwnikiem zapala się odpowiednia ikonka - wyjątkowo jednak udana. Nie wiem, czy to kwestia sporej ilości specjalnych ciosów (choć nie na początku, bo trzeba je odblokować), czy tempa, czy wyjątkowo krwawych egzekucji, których są chyba setki. Pewnie wszystkiego naraz. Tak czy inaczej, tym najbardziej podstawowym elementem rozgrywki - siekaniem - ciężko się nie zachwycić. Mi sprawiało satysfakcję szczególnie wtedy, gdy nauczyłem się korzystać z łuku nawet w trakcie intensywnych starć. Nie ma jak odskoczyć czasem od wrogów i wykończyć paru z bezpiecznych dwóch metrów. Jeśli tylko dysponuje się zapasem Skupienia, czas zwalnia, można więc dokładnie wycelować i... żegnaj, orku. A w późniejszym etapie gry, zamiast strzelać, można się do takiego szczęśliwca przeteleportować i wbić mu sztylet pod żebra. Albo podpalić go strzałą. Albo wycelować w ognisko obok i wysadzić wszystkich wokół. Miód. A walka jest tym bardziej satysfakcjonująca, że momentami Cień Mordoru potrafi nieźle dać w kość, nie ma więc mowy o mechanicznym tłuczeniu przycisków. Szkoda tylko, że kamera potrafi szaleć i czasami pokazuje wszystko, tylko nie to, co akurat istotne - gdyby nie ten szczegół, byłoby perfekcyjnie.
fot. Poly (screen z wersji na PC)
Talion nie ma też problemów ani ze wspinaczką, ani ze skradaniem się. Czasami zamiast przypuszczać frontalny atak na obóz orków, lepiej wykończyć ich po cichu. Są wyjątkowo głusi i ślepi, niespecjalnie reagują na skurczoną sylwetkę przemykającą paręnaście metrów dalej. Nie za bardzo przejmują się kolegą, który właśnie przestał się odzywać, nie zwracają też uwagi na to, że ktoś za nimi jeszcze przed chwilą był, a teraz już go tam nie ma. Chroniczny debilizm komputerowych przeciwników może niektórym nie przypaść do gustu, ma jednak sens. Cień Mordoru nie jest skradanką, grą, w której miałoby sens czajenie się godzinami w krzakach i obserwowanie patroli wrogów. To gra akcji - dzięki uproszczeniu wspomnianych elementów rozgrywka nigdy nie traci tempa. Ale nie jest też tak, jak w Assassin's Creed, gdzie z jednej strony przeciwników jest multum, każdy patrzy w inną stronę i nie ma jak się przecisnąć, a z drugiej mechanizmy skradania są mocno ograniczone. Cień Mordoru wie, co chce osiągnąć - skoro ma być prosto, to wrogów jest zdecydowanie mniej, ewidentnie po to, by przynajmniej kilku dało się wykończyć po cichu. Mnie kupiło to w stu procentach. Gdy coś szło nie tak, po prostu przechodziłem do regularnej bitwy.
fot. Poly (screen z wersji na PS4)
Jeśli jeszcze za coś trzeba grę pochwalić przed przejściem do najważniejszego, to za rozwój postaci. Umiejętności jest sporo, zarówno aktywnych, jak i pasywnych, a do tego dochodzą jeszcze runy, które można "zamontować" na każdej z trzech broni - sztylecie, mieczu i łuku. Wszystkiego odblokować się nie da, trzeba decydować, czy lepiej zainwestować w więcej run, czy w zdrowie; czy odblokować doskok do przeciwnika, czy może umiejętność pozwalającą na szybsze wykańczanie ogłuszonych wrogów. Nie ma tego jakoś bardzo dużo, ale wystarczająco, by można było znaleźć swój styl zabawy. A że punkty do rozdysponowania dostaje się często, to i często jest też okazja, by spróbować czegoś nowego. Zawiodłem się tylko, gdy okazało się, że znalezienie wszystkich znajdziek albo zrobienie wszystkich misji pobocznych związanych z daną bronią nie daje żadnych specjalnych mocy. Spodziewałem się czegoś zdecydowanie większego niż informacji o zdobytym trofeum.
Ork orkowi orkiem Uwaga: opisany system przywództwa ma być mocno ograniczony w wersji na PS3 i Xboksa 360. Szczegóły na razie nie są znane. Miejcie jednak na uwadze, że wobec tego recenzja i ocena odnoszą się do wersji na PC, PS4 i Xboksa One.
Tym jednak, co "robi" Cień Mordoru w największym stopniu, jest fenomenalny system przywództwa wśród orków. Są zwykli szeregowcy, są kapitanowie i są wodzowie. Absolutnie każdy z nich ma swoje imię - każdy może też zginąć albo piąć się coraz wyżej w hierarchii. Jeśli gracz polegnie w bitwie, brzydal, który go pokonał, najpewniej dostanie awans za zasługi. Zostanie kapitanem, otrzyma swój przydomek i świtę. Kto wie, co stanie się dalej? Może wyzwie innego orka, pokona go i w końcu stanie się wodzem? A może znów natrafi na Taliona i tym razem polegnie? Wszystko to jest generowane losowo - gracz jest o tym informowany i może, choć nie musi, brać udział w tego typu wydarzeniach, by np. zasadzić się na dwóch potężnych przeciwników naraz czy pomóc słabszemu i wykończyć silniejszego. Jeszcze ciekawiej jest w drugiej połowie gry, gdy Talion dostaje umiejętność opętania i może w ten sposób przekabacać orków na swoją stronę. Opanowanym przez siebie kapitanom można - i warto - pomagać w walkach o władzę.
Jakby tego było mało, każdy orkowy "szef" ma swój zbiór silnych i słabych stron, ale tych gracz nie zna od razu. By się o nich dowiedzieć, trzeba dorwać i przesłuchać jakiegoś kapusia czy innego kapitana albo po prostu znaleźć gdzieś tajne dokumenty. Wtedy staje się jasne, czy warto na danego wodza czaić się w krzakach, czy może nie ma to sensu, bo jest odporny na ataki z ukrycia. Ale może czegoś się boi? Choćby karagorów? Może więc warto wypuścić jakiegoś z klatki albo po prostu go dosiąść i wparować na nim do obozu? A może dany ork boi się ognia? Albo czegoś jeszcze innego? Może można go wykończyć jedną celną strzałą? Cechy te - podobnie zresztą jak imiona i przydomki orków - w końcu zaczynają się powtarzać, ale nie jest to coś, co przeszkadzałoby w zabawie. Grunt, że nigdy nie wiadomo do końca, czego się spodziewać, że każdy gracz przeżyje choć w części własną przygodę i że zawsze jest miejsce do kombinowania.
fot. Poly (screen z wersji na PC)
Uwolnić orki Paweł Winiarski: Nie jestem jakimś fanem uniwersum, a pomimo tego, gdy siadłem do Cienia Mordoru, to ciężko mi się było oderwać. Świetny, trochę ciężki klimat, naprawdę udane walki, odpowiednio proste skradanie się i świat, który chce się poznawać. Zdecydowanie warto.
Cień Mordoru to piaskownica idealna. Już na początku oddaje graczowi spory otwarty świat do zabawy i nie mówi, gdzie iść i jaką misję wykonać. Chcesz zbierać poukrywane artefakty i zioła? Droga wolna, fabuła może poczekać. Ale nie tylko o wolność w kolejności wykonywania misji chodzi. Gra pozwala także na często całkowicie swobodne podejście w głównym wątku czy po prostu podczas wyrąbywana orków. Musisz pokonać wodza kryjącego się w obozie? Frontalne ataki zwykle się tu nie sprawdzają, więc warto byłoby coś wykombinować. Ale nawet jeśli masz ochotę na podejście "na Rambo", to i tak warto podczas niego zrobić użytek z dodatkowych możliwości - gniazd przerażających orki much, karagorów, wybuchających beczek, opętywania przeciwników czy słabych stron kapitanów. Cała gra jest jak system walki, który opisałem wcześniej - co z tego, że walczysz na miecze, warto czasem odskoczyć i wykończyć wroga strzałem w czoło. Wszystko tu do siebie pasuje, wszystko się ze sobą klei i ma swoje miejsce. A z wyjątkiem naprawdę krótkich fragmentów nikt nie prowadzi gracza za rączkę i nie mówi mu punkt po punkcie, co zrobić. Masz tu grę i baw się, jak masz ochotę.
fot. Poly (screen z wersji na PS4)
Oczywiście, ma to też swoje minusy. Brakuje choćby porządnych walk z bossami. Jest ich mało i żadna nie wyróżnia się niczym specjalnym. Gdy już dobrze pozna się Cień Mordoru, może okazać się też, że rozgrywka mogłaby być trochę mnie powtarzalna, mogłaby czasami zaskoczyć czymś więcej, niż tylko szlachtowaniem orków. Owszem, jest tego szlachtowania milion sposobów i w dodatku gracz sam może sobie wybrać, na jaki ma najbardziej ochotę, ale to nadal tylko szlachtowanie orków. Brakowało mi trochę może jakichś misji platformowych, może bardziej oskryptowanych fragmentów skradankowych, może czegoś w stylu zagadek logicznych czy przestrzennych. Skoro już na początku odwołałem się do Arkham Asylum, to warto przypomnieć, że tam różnorodności przecież nie brakowało, by wspomnieć tylko zagadki Edwarda Nigmy. W Cieniu Mordoru wszystko sprowadza się do masowych mordów na sługach Saurona. Z drugiej strony, to nieładnie ganić grę za coś, czym nie jest. Zwłaszcza, że gdy w tym, czym jest, jest tak dobra.
Tomasz Kutera
Platformy:PC, PS4, Xbox One. Gra trafi także na PS3 i Xboksa 360, ale będzie różnić się od pozostałych wersji - patrz: ramka w tekście. Producent:Monolith Productions Wydawca:Warner Bros. Interactive Entertainment Dystrybutor:Cenega Data premiery:30.09.14 (PC); 03.10.14 (PS4, XOne); 21.11.14 (PS3, X360) PEGI:18 Wymagania: Intel Core i5-750, 2.67 GHz bądź AMD Phenom II X4 965, 3.4 GHz, 3 GB RAM, NVIDIA GeForce GTX 460 bądź AMD Radeon HD 5850
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4 i PC. Screeny pochodzą od redakcji. Screeny z wersji na PS4 i PC (każdy opisany pod tym kątem).