Rocket Arena i Disintegration toną, a twórcy desperacko walczą o tlen
Każdy gra w sieciowe strzelanki? Rocket Arena i Disintegration pokazują, że nie we wszystkie.
31.07.2020 20:58
Od premiery gry "Rocket Arena" mijają niecałe dwa tygodnie. Przyjemność poznać ja bliżej miał Barnaba. Swoje wrażenia skwitował krótko, acz dosadnie: nowa gra od EA jest kolorowa, szybka i irytująca. Szybki rzut oka na oceny. Metascore (w zależności od platformy) pokazuje rozstrzał między 67 a 73. Gracze są bardziej bezwzględni. Właściciele pecetów i konsol PS4 wystawiali uśrednioną notę 4.8. Co z Xboxem? Tu małe zaskoczenie: 7.3.
Zaglądamy na Steam Chart, żeby sprawdzić ile osób faktycznie w "Rocket Arenę" gra. Zdajemy sobie sprawę z niedoskonałości i niedokładności tych wyliczeń, ale dają one ogólny ogląd na sytuację: ok. 200 graczy dziennie. Jak na grę, którą EA wyceniła na 130 zł – cios. Co robi gigant? Decyduje się na dość desperacki ruch i przecenia grę o 83. proc. Tak, "Rocket Arena" kosztuje teraz 20 zł. Do tego przez najbliższy weekend można za darmo sprawdzić czy Barnaba miał rację. Moja opinia? Bez dwóch zdań.
"Disintegration" wyszło 16 czerwca, ale zachwytu nie wywołało ani wśród recenzentów, ani graczy. Produkcję V1 Interactive miałem okazję przetestować podczas ubiegłorocznego Gamescomu. Gra miała ciekawe pomysły, które rozmywały się w chaosie, topornej realizacji i wrażeniu ogólnej nijakości. Słowem: średniak.
Znów zaglądamy na Metacritic: od 60 do 67 od recenzentów, od 4,6 do 6,8 w opinii graczy. Warto przy tym dodać, że "Disintegration" posiada tryb fabularny dla jednej osoby, ale solą i przyszłością gry (przynajmniej według twórców) mają być potyczki wieloosobowe. Ponownie nurkujemy w odmętach Steam Charta: szczyt ostatnich tygodni to 120 graczy. Ostatnie doby: 9 osób. Dramat. Nic zatem dziwnego, że cena została obniżona o 40 proc., a samą grę można przetestować za darmo przez weekend.
W "Disintegration" miał okazję zagrać Kuba. Jego opinia? Latam, strzelam, ginę, respawnuję się, znów strzelam. Ale jak to z doświadczeniami retro bywa - po dłuższej chwili coś przestaje grać.
Dwa bardzo różne pomysły na zabawę wieloosobową, oba trafiają w próżnię. Teoretycznie mądrzejszymi z tej dwójki powinni być twórcy "Rocket Arena". Choć za grę odpowiada niewielkie Final Strike Games, to działa pod skrzydłami EA. A elektronicy udowodnili, że w sieciówki potrafią chociażby przy okazji "Apex Legends", które cały czas radzi sobie nieźle.
Możliwe zatem, że przesycił się sam rynek. Za darmo można pograć w "Fortnite'a", "Destiny 2", częściowo w ostatnie "Call of Duty", a do tego nieźle (zwłaszcza na Twitchu) radzi sobie wypuszczony niedawno "Valorant" od Riot Games. I o wspomnianym "Apexie" nie zapominajmy i nieśmiertelnym "Counter-Strike'u", którego już chyba nikt i nic z piedestału nie strąci.
Za chwile swoje "trzy grosze" do wieloosobowego kociołka wrzuci Ubisoft. Na "Hyper Scape" najmocniej ręce zacierają akcjonariusze giganta. Jeśli gra "zażre", słupki odpowiednich kolumnach excela będą się przecież zgadzać. Gorzej, że twórcy coraz rzadziej pamiętają o starym, growym przysłowiu: "łaska graczy na pstrym koniu jeździ".