Rock Band 3 vs Guitar Hero: Warriors of Rock
2010 rok będzie dobrym okresem dla fanów zabawy z plastikowymi instrumentami. W końcu doczekamy (no, ci z nas, którzy nie boją się importowania gier) pełnoprawnej części Rock Band, a i Guitar Hero wydaje się wracać na właściwe, metalowe tory. Widziałem obie gry w akcji, sam również chwyciłem za gitary i sam się zdziwiłem wnioskami, do których doszedłem.
21.08.2010 | aktual.: 07.01.2016 15:56
Ambitnie: Rock Band 3 Zacznijmy od Rock Band 3, bo Harmonix w końcu może pochwalić się, nad czym pracowało przez ostatnie dwa lata, czyli praktycznie od premiery Rock Band 2. Nowości można, a nawet trzeba podzielić na dwie kategorie.
PROsto nie jest Pierwsza z nich to oczywiście tryby Pro dla każdego z instrumentów. Daniel Sussman (producent) określa je jako dwa olbrzymie kroki w ewolucji gatunku gier muzycznych, które mają zawstydzić konkurencję. I faktycznie, sześciostrunowa gitara Fendera to instrument, którego nie powinno się lekceważyć. Kilku największych pewniaków szybko przekonało się na pokazach, że expert w poprzednich grach to pikuś przy trybie Pro i poziomie trudności easy. Niby nie trzeba być muzykiem, by z niego korzystać, ale ja nie potrafiłem na tyle szybko odnajdywać odpowiednich progów, by moi koledzy z zespołu mogli cieszyć uszy nawet tak prostym utworem jak I Love Rock and Roll. A przecież musiałem skupiać się jedynie na jednej strunie
Lepiej poszło mi na keytarze, choć szczerze mówiąc nie rozważam zakupu akurat tego instrumentu. Nawet pomimo faktu, że można na nim odgrywać również ścieżki gitarowe, więc za 80$ (europejskiej ceny - nie mylić z polską, bo u nas gry nie będzie - nie są jeszcze znane) dostajemy właściwie dwa instrumenty. Powód jest prosty - piosenki z Rock Band i Rock Band 2 oraz biblioteka Rock Band Music Store nie posiadają ścieżek dla klawiszy. Sussman twierdzi, że jeśli będzie zapotrzebowanie, to zostaną one dodane, ale kosztuje to sporo pracy, więc na pewno nie za darmo.
Tryby Pro są świetnym pomysłem, by połączyć przyjemne z pożytecznym (Harmonix przyświeca hasło "przede wszystkim się bawimy, uczymy się przy okazji"). Każdy instrument, a nawet każda dostępna na dysku piosenka posiada samouczki, które będą powoli uczyły nas kolejnych gitarowych sztuczek.
Reszta obejdzie się smakiem I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że polski gracz będzie musiał kombinować z kupnem gry, a instrumenty przyjdzie nam importować. Na szczęście nie aż z Ameryki, bo Mad Catz wprowadzi je do europejskich sklepów, ale na pewno nie będzie to tania zabawa. Dodatkowo może się okazać, że po wydaniu nieprzyzwoitej ilości pieniędzy, tryby Pro okażą się zbyt wymagające, jak na nasze umiejętności.
A co jeśli chcemy pozostać przy aktualnie posiadanych instrumentach i kupić jedynie płytę z grą? Dobra wiadomość jest taka, że Rock Band 3 będzie kompatybilny z każdym kawałkiem plastiku, jaki jest obecnie na rynku. Również z mikrofonami z Lips czy Singstara. Mniej różowo wyglądają przewidziane dla wszystkich nowinki w grze. W zasadzie kończą się one na nowych piosenkach i zmienionym trybie kariery.
Kariera w Rock Band 3 oznacza, że wszystko, co robimy w grze zwiększa liczbę naszych fanów i pozwala odblokować nowe ciuszki, gitary, loga, postacie itp. Przypomina to zdobywanie doświadczenia i awansowanie na kolejne poziomy w grach rpg. Autorzy postawili przed nami mnóstwo celów, których zdobycie skutkuje bonusem do liczby wielbicieli. Jeśli lubicie otrzymywać co chwilę informację o tym, co zdobyliście, to zabawa z Rock Band 3 będzie przyjemnością. Problem w tym, że pomimo dwóch lat przerwy między gramy, nie poczujecie, że dostaliście coś naprawdę nowego. To uczucie będzie luksusem zarezerwowanym dla graczy, którzy zdecydują się na kupno nowych instrumentów i zabawę w trybach Pro.
Konkretnie: Guitar Hero: Warriors of Rock Dlatego moim zdaniem warto w tym roku przyjrzeć się Guitar Hero: Warriors of Rock. O tym, że Neversoft nie żartuje z powrotem do ostrego brzmienia przekonywałem Was już dawno, a pełna lista utworów tylko potwierdza słowa Briana Brighta o tym, że każda piosenka będzie trzęsła szybami. Co nowego przyniósł nam GamesCom? Dobrą zabawę przy Paranoid w wykonaniu Ozzy'ego i Metalliki!
Poza tym zapewnienie, że za import piosenek z poprzednich części nie będziemy musieli dodatkowo płacić (z Activision nigdy nic nie wiadomo ). Upewniłem się również jak będzie wyglądał finał gry, bo mamy przecież zarówno utwór napisany na potrzeby gry przez Dave'a Mustaine'a z Megadeth jak i całą suitę 2112 zespołu Rush. 20 minut progresywnego rocka będzie towarzyszyło ostatniemu etapowi drogi naszych bohaterów po gitarę Demigoda. Później sam półbóg chwyci za odzyskane wiosło i razem ze swoimi wojownikami zmierzy się z najtrudniejszymi (nieodblokowanymi od razu) utworami. A wielkim finałem będzie trzyrundowa walka z Bestią, do której podkład zapewnił właśnie Mustaine.
Spodobał mi się również pomysł na korespondencyjną rywalizację ze znajomymi, inspirowaną podobną mechaniką w Blur. Widząc, że ktoś pobił nasz wynik w danej piosence możemy ustawić jego rezultat jako cel i w trakcie gry będziemy widzieć, ile nam jeszcze brakuje. Po pobiciu od razu można poinformować nieszczęśnika o swoim zwycięstwie wysyłając wiadomość.
Nowe gitary mają fikuśne kształty, ale kolorowe przyciski wciska się na nich tak samo jak zawsze, więc zakup nowego sprzętu naprawdę nie jest konieczny. Sama płytka wystarczy by cofnąć się do czasów Legends of Rock i ponownie dawać czadu przy trzęsących się szybach. Oczywiście z zachowaniem bogactwa dodanych ostatnio trybów i z biblioteką powiększoną o wszystkie utwory, które kupiliśmy od czasu World Tour.
Warto kupić obie, ale... Kupno Warriors of Rock to dużo tańsze wyjście, niż zakup osprzętu potrzebnego do docenienia pełni możliwości Rock Band 3. Do tego gra Neversoftu zapowiada się wyjątkowo (patrząc na ostatnie części) ciekawie i dlatego na pewno kupię ją szybciej, niż zaimportuję Rock Band 3.
Maciej Kowalik