Rive - recenzja. Akcji aż do przesady

Rive - recenzja. Akcji aż do przesady

Rive - recenzja. Akcji aż do przesady
Maciej Kowalik
02.10.2016 12:07

Walka o przeżycie w tej strzelaninie na przemian wkręca i wkurza.

Sprawa jest jasna od początku. Najniższym poziomem trudności w głównym menu jest "hard". Pod nim straszy tryb przejścia całości na jednym życiu i tryb dla speedrunnerów. To ponoć ostatnia gra studia Two Tribes. Chce, żeby gracze ją zapamiętali. Jak to zrobić? Zmusić ich, do dania z siebie wszystkiego.

Platformy: PC, PS4; później jeszcze Wii U oraz X1

Producent: Two Tribes

Data premiery: 13.09.2016

PEGI: 12

Wymagania: Dual Core, 2,5 Ghz; 4GB RAM; Geforce z serii 8000 lub lepsza

Graliśmy na PS4. Grę do recenzji udostępnił producent. Obrazki pochodzą od producenta.

Zaczyna się nieźle. Rive to dwugałowa strzelanina, w której ekran regularnie zalewany jest falami mniejszych lub większych przeciwników. Ale nie taka zwykła, bo raz stateczkiem latamy swobodnie, strzelając do asteroidów w kosmosie, a po chwili okazuje się, że przyjdzie nam badać również miejsca obdarzone sztuczną grawitacją. Żaden problem, nasza maszyna okazuje się całkiem sprytnym robotem kroczącym.Sprytnym, bo oprócz plucia pociskami i skakania potrafi hackować urządzenia na statku, który jest głównym miejscem akcji. Tu zaprzyjaźni się z robotem leczącym, tu otworzy przejście, tam zapewni nam wsparcie wieżyczki.

Powyższy akapit brzmi trochę zbyt miło, bo sugeruje, że Rive często wyciąga do gracza pomocną dłoń. A jest dokładnie przeciwnie. Nie bez powodu amunicja podstawowego działka pojazdu nigdy się nie kończy. Zawsze jest do czego strzelać.Tempo akcji w Rive można z grubsza podzielić na trzy prędkości. Gdy na ekranie nic się nie dzieje, pilot lubi rzucać udanymi żartami, w których kryją się miłe dla gracza nawiązania do innych tytułów. Czasem utnie sobie pogawędkę z SI zarządzającą olbrzymim statkiem, w którym się gubimy. To moment na złapanie oddechu i wytarcie potu z pada.Gra wypada najlepiej, gdy gracz pędzi korytarzami, ostrzeliwując się na wszystkie strony, by odgonić tuziny wrogów atakujących z każdej strony ekranu. Gdy akcja jest płynna, a rozwałka ukwieca widoki kolejnymi eksplozjami, gracz często czuje się tu na absolutnej granicy pomiędzy życiem i śmiercią. Im dłużej Rive potrafi go tam przytrzymać, tym lepiej dla wrażeń. Tym więcej adrenaliny, wynikającej z mijania się z kostuchą o milimetry. Oczywiście śmierć się zdarza. Często. Ale jest tu zwykle bezstresowa. Chyba, że jakiś geniusz zapomni ustawić punktu kontrolnego po absurdalnej sekwencji zręcznościowej, do której podchodziłeś bez mała kilkadziesiąt razy. A niestety bywa i tak.Są miejsca, gdy nawet najcelniejsze strzelanie nie pomoże, bo nawet jeśli wrogowie nas nie zabiją, zrobi to plansza. Przy pamięciówkach, w których każdy ruch trzeba wykuć co do ułamków sekundy, Rive rodzi frustrację. Gra zupełnie rezygnuje z przygotowania gracza na kolejne wyzwanie i bezceremonialnie wrzuca go pod koła pociągu. To nie jest dobry design. Ale na szczęście takie miejsca nie zdarzają się przesadnie często.Najczęściej Rive jest dającą sporo satysfakcji próbą okiełznania chaosu, w który wrzucany jest gracz. Gdy giniemy przez własną głupotę lub niedokładność, szybki restart wzmaga tylko postawę "co, ja nie przejdę!?". W ostateczności w menu rozgrywki czeka opcja pozwalająca w dowolnym momencie chwilowo zmniejszyć poziom trudności, by po przejściu szczególnie dającego w kość fragmentu, móc znów go podnieść i udawać, że nic się nie stało.

O ile zabójcze skoki poziomu trudności frustrują, to największą wadą Rive jest coś innego. Część mnie nie wierzy, że muszę to napisać, ale Rive potrafi nużyć w trakcie największych zadym na ekranie. Autorzy mają tu swój ulubiony, powtarzany regularnie numer. Laserami, przepaściami czy lawą zamykają gracza na małej przestrzeni, a potem atakują go falami rozmaitych wrogów. Często nasyłają je z wyraźnie oznaczonych i łatwych do przewidzenia kierunków, dodatkowo jeszcze bardziej zawężając przestrzeń do poruszania się. I tak cisną, i cisną, i następuje moment krytyczny, w którym naprawdę trzeba uwijać się jak w ukropie. Ale po nim "zabawa" się nie kończy. Wrogowie dalej lecą, a gracz czuje, że choć zdał egzamin, z jakiegoś powodu musi jeszcze odpękać swoje w kozie. To trzecia z wspomnianych przeze mnie "prędkości" akcji - gdy gra łapie nas w jakąś "klatkę" i zaczyna nasyłać swoich zbirów, podług schematu. Dziwne, ale nawet w takim wojennym chaosie można w końcu zacząć ziewać.Na pewno wynika to po części z bardzo ograniczonego uzbrojenia pojazdu gracza. Podstawowemu działku możemy co prawda dołożyć chmarę rakiet, strzelbę czy bomby, ale specjalna amunicja nie wylatuje tu z każdego wroga. Dwie salwy i znów jesteśmy zdani tylko na "nudne" działko. W grze, która tak lubi męczyć gracza, aż prosi się o nagrody pozwalające na ciekawą rozbudowę możliwości jego pojazdu. Rive zawodzi tu na całej linii.

Ale nie warto skreślać Rive, jeśli czujecie w sobie tęsknotę do prostszych czasów i trudniejszych gier. Wyzwań dostarczy dużo więcej niż nagród za nie, ale może nie zawsze musimy być rozpieszczani. Na pewno czuć tu ducha lat, w których gry trzeba było pokonać, a nie tylko przejść. Wygląda i brzmi ślicznie, i mimo swoich wad potrafi wciągnąć w tę rywalizację człowieka z maszyną.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)