Risen 2 - uratuj świat z gołą klatą. Nie, stop, najpierw zdobądź koszulę
Pokaz Risen 2 na targach Gamescom mógłbym określić jednym krótkim zdaniem: tak nie należy robić gier.
Piranha Bytes to specyficzne studio. Dawno, dawno temu zrobili pierwszą część Gothica. Okazała się strzałem w dziesiątkę (przynajmniej wśród europejskich graczy, z jej popularnością w USA było trochę gorzej), powstała więc część druga, ciągle całkiem niezła. Trzecia wyszła już twórcom dużo, dużo gorzej, niemniej na pewno zrobiliby także czwartą, gdyby tylko wskutek różnych zawirowań prawnych nie zabrano im do niej praw. Mimo to postanowili się nie przejmować i zrobili kojedną grę opartą na tych samych schematach i założeniach, tylko toczącą się w innym świecie: Risen. Teraz nadchodzi jej druga część. I to ciągle jest to samo. Hurra?
Śmiem twierdzić, że nie hurra. O ile lata temu niektóre uproszczenia czy głupotki mogły w Gothicu przejść, o tyle teraz rynek i wymagania graczy już się trochę zmieniły. W rezultacie Risen 2 robi wrażenie produkcji potwornie archaicznej pod względem zastosowanych rozwiązań. I złej.
Nie zrozumcie mnie źle: od strony technicznej wszystko wygląda wcale nie najgorzej. Grę pokazywano zarówno w wersji na PC, jak i 360 - obie prezentują się całkiem ładnie, choć ta konsolowa jeszcze trochę szarpie. To jednak kwestia optymalizacji, którą twórcy powinni bez problemu rozwiązać. Tragicznie wygląda mimika postaci, animacje też są raczej marne, ale Piranha Bytes zarzeka się, że będzie pod tym względem lepiej. Można być pesymistą i im nie wierzyć, można też być optymistą i wierzyć, ale nie ulega wątpliwości, że to tylko oprawa: w RPG-u nie ma aż tak dużego znaczenia.
Niestety, to, co ma znaczenie, zrobione jest tak, że prywatnie nie wiążę już z Risen 2 żadnych nadziei.
Na pokazie zaprezentowano sam początek gry. Główny bohater należy do frakcji Inkwizytorów i dostaje od nich zadanie zinfiltrowania siedziby Piratów na pobliskiej wyspie. W związku z tym musi pozbyć się swojej zbroi. W porządku to ma sens. Nigdy jednak nie zrozumiem, dlaczego jego koledzy puszczają go na tę misję w samych spodenkach. Bez koszuli.
Tym bardziej, że brak odzienia okazuje się nie lada problemem. Z półnagim bohaterem nie chce bowiem rozmawiać gubernator (a porozmawiać musi, bo ma mapę, której zdobycie jest kluczowe dla całego przedsięwzięcia). Wybaczcie, ale kiedy widzę w Wielkiej, Rozbudowanej Grze RPG zadanie pod tytułem "zdobądź koszulę", coś we mnie pęka. Tym bardziej, że za bohaterem niczym wierny pies podąża niejaka Patty, córka kapitana piratów, która jest w pełni ubrana. Rozumiem, że opcja pożyczenia od niej koszuli nie wchodzi w grę (dżentelmen nie zostawiłby kobiety w samym staniku, a przecież wszyscy chcemy być dżentelmenami), ale czy to ona nie mogłaby porozmawiać z gubernatorem?
Oczywiście, nie mogłaby, bo założenia gry ("ty jesteś głównym bohaterem, ty wszystko załatwiasz") tego nie przewidują. Co nie zmienia faktu, że takie zadanie jest po prostu strasznie głupie. A ja głupoty zwyczajnie nie lubię. Jestem w stanie się założyć, że Risen 2 złożony będzie w przeważającej wiekszości z misji pod tytułem "przynieś mi dziesięć skór potworów", "znajdź mój miecz", "zabij szczury w mojej piwnicy" i tak dalej: Piranha Bytes zawsze tak robiło gry i wszystko wskazuje na to, że nic pod tym względem się nie zmieniło. Owszem, twórcy obiecali na pokazie, że doczekamy się też wielkich i epickich zadań, jednak "dopiero w późniejszej części gry". W tym momencie chciałem wstać i wyjść. Więc najpierw mam się zajmować bzdurami, żeby po dziesięciu godzinach doczekać się czegoś ciekawego, tak? Dziękuję, postoję.
By oddać Risen 2 sprawiedliwość, jest tam parę rzeczy, które traktuję jako ewidentne plusy. Niewątpliwe interesujące są realia: niby jest to fantasy, ale w karaibskich klimatach, a czegoś takiego nie widuję się zbyt często. Na pierwszy rzut oka dobrze wygląda także walka: to na szczęście nie tylko bezsensowne machanie mieczem, wzięto pod uwagę specyfikę pirackiego uzbrojenia. Choć, póki się nie zagra, a takiej okazji nie miałem, ciężko definitywnie to oceniać.
Mimo mojego narzekania, jestem jednak przekonany, że Risen 2 może znaleźć swoich fanów. Graczy, którym nie będą przeszkadzać głupoty fabularne czy nudne/dziwne/durne zadania, a skupią się raczej na poznawaniu sporego i całkiem ładnego świata. Nie mówię, że nie. Ale jeśli chodzi o mnie, to ja widziałem dość, żeby skryć twarz w dłoniach i nigdy więcej na Risen 2 nie patrzeć.
Tomasz Kutera