Ridge Racer - recenzja
Seria Ridge Racer towarzyszy konsolowcom od 1995 roku i wszystkie odsłony były co najmniej dobrymi zręcznościowymi wyścigami. Nową, przenośną część gry Namco Bandai postanowiło wypuścić wraz z premierą PlayStation Vita. Powiedzmy to sobie jednak już na samym początku - to nie jest pełnoprawna gra.
Ocena: 2/5 - Ostatecznie
Rozczarowujące, płatne demo, które powinno być raczej dodawane do konsoli za darmo
Choć wydawca chce, by ją za taką uważać. Na pewno pamiętacie doniesienia o tym, jak mało czasu twórcy spędzili nad stworzeniem nowego „Ridge Racera” oraz o okrojonej zawartości, jaką tym razem serwuje japoński koncern. Niestety, wszystkie te doniesienia okazały się prawdą, dlatego nie powinno się tej gry traktować jako pełnoprawnej produkcji. Namco tłumaczy, że to taki wydawniczy eksperyment, że odda za darmo kilka samochodów, tras i utworów do ścieżki dźwiękowej - a następnie wyciągnie od nas kolejne pieniądze, bo dodatkowa zawartość ma być sprzedawana w formie płatnych DLC. Piszę o tym na samym początku, bo to bez wątpienia największa wada gry, która rzutuje na odbiór dostępnego na rynku produktu. A szkoda, bo mogliśmy dostać całkiem niezłe wyścigi. Ale po kolei.
Zero symulacji Ridge Racer i symulacja? Nie, przecież to czysta zręcznościówka i nikt nie spodziewa się innego modelu sterowania. A ten, jak nietrudno się domyślić, z jazdą prawdziwym samochodem nie ma nic wspólnego. Pewnie niesłusznie, ale zupełnie zapomniałem o hamulcu - na zakrętach wystarczy na chwilę puścić gaz, aby wprowadzić samochód w kontrolowany poślizg, odpowiednio wymierzyć kąt i efektownie pokonać dany fragment. Sam drift wygląda nieźle, a po trzeciej próbie nie sprawia najmniejszego problemu. Jedni potraktują to jako plus, mi trochę przeszkadzał fakt, że zupełnie tych poślizgów nie czułem i od pewnego momentu wykonywałem je automatycznie. Warto wybrać najlepiej Wam pasujący model driftowania, bo to zmienia trochę dynamikę wyścigu - dostępne opcje to mild, standard i dynamic. Ja jechałem standardowo, ale może w innym ustawieniu poczujecie się lepiej.
Kluczem do sukcesu, na równi z umiejętnym driftowaniem, jest jak najlepsze i najbardziej przemyślane użycie dopalacza. Ten ładuje się dość długo (można go również rozbudować o kilka butli), dlatego używajcie go mądrze, bo niejednokrotnie zadecyduje o Waszym wyniku.
Ogólnie model jazdy daje jednak frajdę i bicie własnych czasów lub ściganie się z duchami innych kierowców przykuje Was do konsoli na jakiś czas. Oczywiście po kilku godzinach się znudzicie, w końcu ileż można jeździć na trzech trasach pięcioma identycznymi samochodami.
Ridge Racer for Playstation Vita gameplay
Mało, za mało No właśnie, w grze znajdziemy jedynie trzy trasy oraz ich lustrzane odbicia. Nie są to ani jakoś wyjątkowo urozmaicone, ani przesadnie wykręcone tory. Wyglądają znajomo? Nie dziwię się - to przecież Harborline 765, Highland Cliffs i Southbay Docks Southbay Docks znane z poprzednich odsłon serii. No dobrze, to może sytuację ratuje napchany samochodami garaż? Pudło - samochodów jest pięć, a poza wyglądem nie różnią się między sobą prawie w ogóle. Jest drzewo modyfikacji pojazdu, niestety jednocześnie możemy zainstalować tylko trzy takie dodatki. Raz zakupione, obejmują wszystkie samochody, nie trzeba więc wydawać wirtualnych pieniędzy na ulepszanie każdego pojazdu z osobna. Możemy ponadto pomalować karoserię oraz felgi.
Nie ma tu również klasycznego trybu kariery. Zaserwowano nam natomiast serię wyzwań, po jednym na dzień - na samym początku jesteśmy przyporządkowani do jednej z kilku drużyn i wespół z innymi graczami z grupy zdobywamy punkty, starając się pchnąć naszą dzielną ekipę na pierwsze miejsce zestawienia. Oczywiście niezbędne jest połączenie z siecią, ale kiedy już je nawiążemy, zostaniemy wprowadzeni w sposób rozgrywki na dany dzień i będziemy mogli wystartować w wyścigu. Jeśli oczywiście znajdziemy chętnych, bo miałem z tym niemałe problemy - na dobrą sprawę bez przeszkód pobierałem jedynie duchy przejazdów innych graczy. Pewnie zmieni się to po europejskiej premierze, oby.
Niestety nie poczułem żadnej motywacji do zaliczania kolejnych wyścigów - wszystkie samochody oraz trasy odblokowane są od razu, możemy jedynie „połasić” się na wirtualną walutę i zamontować większą liczbę zbiorników z nitro. Chyba że połechczecie swoje ego zdobytym poziomem doświadczenia, który wbija się raczej topornie, i szczerze podziwiam Japończyków, który zdobyli 16. poziom. Ja nie miałbym tyle cierpliwości. Panowie pewnie przejeżdżają już wszystkie trzy trasy z zamkniętymi oczami i związaną jedną ręką.
Bez szaleństw Oprawa graficzna przenośnego „Ridge Racera" jest przeciętna. To jedna z pierwszych gier na PS Vita i doskonale widać, że Namco nie potrafiło w pełni wykorzystać potencjału drzemiącego w konsoli. Wizualnie wyścigi nie dorastają do pięt „Wipeoutowi 2048”. Modele samochodów są schludne, ale nie rewelacyjne, a na trasach brak zapierających dech w piersiach motywów. Jedyną rzeczą, jaką zapamiętałem, są sztuczne ognie na jednym z torów, ale to wciąż nic, co rzucałoby na kolana. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że gra potrafi delikatnie „przymulić” i to nie wtedy, gdy na trasie znajduje się kilka samochodów, ale podczas wyścigu z duchem innego gracza. Tak się widocznie robi kod na kolanie.
W „Ridge Racer" usłyszymy kilka utworów stanowiących raczej średniej jakości miksy muzyki elektronicznej. To zupełnie nie moja szufladka brzmieniowa, ale czasem zdarza mi się złapać „wkręt” na jakiś motyw. Tu niestety tak się nie stało. Odgłosy pojazdów są w porządku, ale tu naprawdę trudno było coś zepsuć.
Nie będziemy się dotykać Jedynym miejscem, gdzie w „Ridge Racerze” wykorzystano dobrodziejstwa Vity, jest menu. Poruszamy się po nim za pomocą dotykowego ekranu, stukając w poszczególne ikony. A znajdziemy tam między innymi odtwarzacz powtórek, listy rankingowe i statystyki gracza, oraz wydarzenie dnia. Poza tym tryb World Tour, w którym możemy między innymi pojeździć w sieci oraz tryb przejazdu na czas zarówno jednego okrążenia, jak i całego wyścigu (trzy kółka). Menu jest ładne, nowoczesne i schludne. Dobrze, że chociaż ono.
Werdykt „Ridge Racer” nie powinien się pojawić na Vicie w takiej formie. Ja wiem, że Namco testuje w ten sposób nowy pomysł na sprzedaż gier, ale myśląc o popularnej serii na nowym sprzęcie Sony, spodziewałem się raczej czegoś konkretnego, a nie „płatnego dema”. Niestety tylko tak potrafię patrzeć na przenośnego „Ridge Racera”. Przeciętna oprawa, 5 jednakowych samochodów, raptem trzy niezbyt porywające trasy. Mało, bardzo mało. Najniższej oceny nie wystawiam tylko dlatego, że poprawianie własnych czasów sprawiło mi trochę frajdy i zabrało kilka godzin z życia. Gra powinna być za darmo dodawana do konsoli. W takiej formie, w jakiej sprzedaje ją Namco, mówię „nie” - sytuacji nie ratuje nawet niższa cena produktu.
Ocena: 2/5 - Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku i tylko jeśli nie ma niczego innego do grania).
Europejska data premiery: 22.02.2012 Deweloper: Namco Bandai Wydawca: Namco Bandai Dystrybutor: Cenega PEGI: 3
Egzemplarz do recenzji udostępnił dystrybutor, firma Cenega.
Paweł Winiarski