Retro/Grade: kosmiczna strzelanka na opak albo Guitar Hero o ratowaniu galaktyki [RECENZJA]

Retro/Grade: kosmiczna strzelanka na opak albo Guitar Hero o ratowaniu galaktyki [RECENZJA]

Retro/Grade: kosmiczna strzelanka na opak albo Guitar Hero o ratowaniu galaktyki [RECENZJA]
marcindmjqtx
29.08.2012 13:56, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Znakomicie bawiłem się przy Retro/Grade. Przez godzinę.

Pomysł na Retro/Grade jest... dziwaczny. Główny bohater jest pilotem statku kosmicznego, który właśnie uratował cały wszechświat od zagłady w klasycznym shoot 'em upie ("leć w prawo i strzelaj"). Finałowy boss zostaje automatycznie pokonany w pierwszych 30 sekundach gry. Pojawiają się napisy... Stop! Nagle okazuje się, że doszło do wielkiego załamania kontinuum czasoprzestrzennego, bla, bla, bla, i wydarzenia, które doprowadziły do tego punktu trzeba "odczynić".

Czas zaczyna płynąć do tyłu. I tu wreszcie wkracza gracz - jego zadaniem jest "pozbieranie" wszystkich wystrzelonych przez bohatera pocisków. Te umieszczone są na jednej z kilku (ilu dokładnie - to zależy od poziomu trudności) linii, na których można ustawić stateczek. Wystarczy przemieszczać się między nimi i rytmicznie uderzać w przyciski pada... Czy to nie brzmi jak pewna znana produkcja? Tak, to Guitar Hero/Rock Band. Retro/Grade jest w rzeczywistości wariacją na temat klasycznej gry muzycznej. Główna różnica polega na tym, że tu oprócz trafiania w nutki trzeba także unikać lecących w prawą stronę pocisków wrogów.

Wbrew pozorom ten drobny dodatek daje grze naprawdę sporo. Swoją przygodę z Retro/Grade zacząłem - pomijając samouczek - od kampanii składającej się z dziesięciu etapów/piosenek. Na normalnym poziomie trudności rozgrywka okazała się... zabójczo intensywna. Nie była może bardzo trudna, dawałem sobie bez problemu radę, ale nie była też łatwa. Cały czas byłem dosłownie "na styku". Gdybym odrobinę się zdekoncentrował, szybko bym przegrał. W rezultacie spędziłem jakieś 40-45 minut (tyle trwa kampania) siedząc w napięciu na skraju fotela i wpatrując się w pociski lecące z obu stron - zbierając jedne, omijając drugie... Wszystko w neonowej, porażająco kolorowej oprawie graficznej.

Pierwszy raz w życiu zrobiło mi się niedobrze po graniu.

Pod pewnymi względami Retro/Grade jest aż zbyt przesadzone. Liczba kolorów wylewająca się z ekranu w połączeniu z przeogromną intensywnością rozgrywki z pewnością niejednego przyprawi o ból głowy. Ale... nie uważam tego za wadę. Wręcz przeciwnie - bawiłem się znakomicie, w czym duża zasługa także świetnej ścieżki dźwiękowej gry. Naprawdę chciało mi się odkrywać kolejne etapy i słuchać kolejnych utworów. Konieczność całkowitego skoncentrowania się na rozgrywce zapewniła mi z kolei przyjemne poczucie oderwania od rzeczywistości. Zapomniałem o wszystkich mniejszych i większych problemach, bo zwyczajnie nie miałem nawet sekundy, by skupić się na czymś innym niż ekran telewizora.

To było naprawdę dobrze spędzone 45 minut (no, może godzina, razem z samouczkiem i tak dalej).

Problem w tym, że... to wszystko. Naprawdę nie wiem, po co miałbym wracać do Retro/Grade. Wyższe poziomy trudności? Spróbowałem i znudziłem się po kilku minutach. To ciągle te same poziomy, tylko pocisków do zebrania jest więcej. Ja już to widziałem i słyszałem, a sama rozgrywka nie jest na tyle wciągająca, bym chciał opanowywać ją do perfekcji.

Jest jeszcze - mocno udziwniony - tryb wyzwań, gdzie na specjalnych zasadach gra się tylko we fragmenty etapów. Ale to nadal są te same elektroniczne utwory, ten sam stateczek, te same pociski do ominięcia i zebrania. Sił starczyło mi tylko na kilka krótkich poziomów. Niby grałem, niby próbowałem się bawić, ale nie mogłem pozbyć się dojmującego poczucia bezsensu. Nie zostało już praktycznie nic do odkrycia. Już to wszystko znam. Gdzie tu zabawa?

Retro/Grade jest - dziwacznym, ale jednak - klonem Guitar Hero. A siła tamtej gry leży w trzech rzeczach. Po pierwsze są w niej hity - kawałki znane wszystkim, których chce się słuchać dziesiątki razy. Po drugie gra jest "symulacją" bycia muzykiem rockowym, a więc spełnia marzenia z dzieciństwa całkiem sporej części społeczeństwa. Po trzecie można w nią grać w kilka osób i jest znakomitym pomysłem na imprezy.

Retro/Grade nie ma żadnej z tych rzeczy. Jest interesującym, ale zupełnie jednorazowym doświadczeniem.

I nie pomaga specjalnie fakt, że można w tę produkcję grać przy użyciu plastikowej gitary. Wręcz przeciwnie - na dłuższą metę okazuje się, że sterowanie zwykłym padem jest prostsze, przyjemniejsze i bardziej intuicyjne. No, chyba, że ktoś jest arcymistrzem w Guitar Hero/Rock Band szukającym nowych wyzwań. Ale takich osób jest pewnie na świecie niespecjalnie wiele.

Werdykt Podoba mi wiele rzeczy w Retro/Grade, choćby dbałość o szczegóły. Podoba mi się, że punkty się tu traci, a nie zdobywa, że tablica z najlepszymi (najgorszymi?) wynikami nazywa się "low score". Podoba mi się pomysł na rozgrywkę, drobne smaczki w niej, jak chociażby możliwość cofnięcia niektórych pomyłek niczym w Prince of Persia: Sands of Time. Podoba mi się intensywność rozgrywki, przesadzona kolorystyka i syntezatorowa oprawa muzyczna. Bawiłem się świetnie - przez jakąś godzinę. I nie czuję, żeby istniał jakikolwiek powód, by wracać do tej gry. To świetne doświadczenie, ale już je przeżyłem. Teraz nie ma mi, niestety, nic do zaoferowania. Gdybym za Retro/Grade zapłacił, pewnie bym się wkurzył. Ale że była dostępna za darmo w ramach usługi PlayStation Plus, to tylko ciepło o niej myślę. Wam też polecam takie podejście.

Tomasz Kutera

Retro/Grade dostępne jest tylko w cyfrowej dystrybucji, tylko na PlayStation 3. Gra kosztuje równowartość 10 dolarów.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)