Resident Evil 4 Remake – recenzja. Zabawa z zombie
Remake kultowego Resident Evil 4 podążą ścieżkami podobnymi do poprzednich odświeżonych gier Capcomu. Zabawa jest świetna, ale trudno odpędzić uczucie deja vu.
17.03.2023 | aktual.: 17.03.2023 15:17
"O, rozrywka" - mówi Leon, gdy eskortując córkę prezydenta przez korytarze starego zamczyska zostaje zaatakowany przez stado zombiaków. Seria Resident Evil nigdy nie traktowała się zbyt poważnie, ale wraz z czwartą częścią wkracza mocnym krokiem w rejony campu czy nawet autoparodii. To również jeszcze mniej niż poprzednie części horror, a jeszcze bardziej gra akcji.
Nie wszystko po staremu
Oczywiście nikogo, kto grał w oryginalne Resident Evil 4 na PlayStation 2 lub GameCubie, zwrot w tę stronę nie powinien dziwić. Wydana po raz pierwszy w 2005 roku odchodziła od statycznej kamery i prerenderowanych lokacji na rzecz perspektywy trzeciej osoby i rozgrywki znacznie bardziej skoncentrowanej na strzelaniu.
Była jedną z pierwszych konsolowych strzelanek TPP i jako taka wiele rozwiązań musiała sobie wynaleźć. Gracze nie byli jeszcze przyzwyczajeni do biegania i strzelania, więc żeby wycelować Leon musiał się zatrzymać. Uważane to było wtedy za przełomowy pomysł, dzięki któremu akcja TPP i precyzyjne strzelanie stały się w końcu przystępne dla użytkowników konsolowych padów.
Remake na szczęście nie kopiuje tego rozwiązania. Jest zupełnie nową grą, przygotowaną na silniku RE Engine, tym samym, który napędzał odświeżoną 2 i 3 część. Po raz kolejny pokazuje, jak świetną technologię ma do dyspozycji Capcom.
Przyjemność strzelania
Dzięki tej technologii w remake Resident Evil 4 gra się fenomenalnie dobrze. Silnik radzi sobie świetnie z akcją w większej skali i z większą liczbą wrogów, której nie brakuje w grze. Jednocześnie zachowuje swój "residentowy" rodowód, nie zmieniając się w trzecioosobową jazdę bez trzymanki w rodzaju Control.
Sterowaną przez gracza postać cechuje swoista bezwładność, ciężkość, która sprawia, że nie wcale tak łatwo realizować efektowne fantazje w stylu Matrixa czy strzelanek Remedy. Zdarza nam się miotać, uderzać w ściany, chybiać przeciwników, którzy wydawali się być wystawieni na talerzu (albo może po prostu jestem słaby w gry?)
Dzięki temu Resident Evil 4 Remake nie traci swojego survivalowego charakteru i potrafi być przyjemnie stresujący. Capcom jest też doskonały w balansowaniu dostępnymi graczowi zasobami. Gra nieustannie generuje sytuacje, w których cudem uchodzimy z życiem w ostatniej chwili.
Nie ma się czego bać
Wszystko to bardzo się remake'owi czwartego "residenta" przydaje, gdyż pod względem oprawy czy fabuły elementów horroru nie ma tu już praktycznie wcale. W odróżnieniu od RE2 czy szczególnie RE VII - które w pierwszych godzinach potrafiło naprawdę przestraszyć - tutaj od samego początku mamy realizować fantazje o koszeniu fal zombie niczym Woody Harrelson w Zombieland.
Szczególnie widoczne jest to w pierwszej części gry, toczącej się w wiosce. Mamy tam do czynienia z całymi wielkimi arenami, zaprojektowanymi na bieganie po nich i eliminowanie hordy. Jest tu nawet sekwencja niczym z Left 4 Dead, gdzie zamknięci w budynku z towarzyszem bronimy się przed wchodzącymi oknami przeciwnikami.
Jest miejsce na żartobliwe teksty, przybijanie sobie mentalnych piątek i ogólną frajdę z życia w tym dziwacznym, pełnym ekscentrycznych indywiduów świecie. We wstępie gry Leon wspomina wydarzenia z Raccoon City mówiąc o tym, jaką traumę w nim wywołały, ale w jego zachowaniu w ogóle tego nie widać. Może po prostu tak świetnie chowa w sobie emocje?
Misja ratunkowa
Mało rzeczy tak irytuje graczy jak misje w eskortowanie bohaterów niezależnych. Powtarzanie fragmentów rozgrywki tylko dlatego, że zginęła niekontrolowana przez nas postać, rzadko kiedy jest fair. Mogłoby się więc wydawać, że eskortowanie córki prezydenta prez jakąś połowę Resident Evil 4 szybko okaże się nieznośne.
Wygląda jednak na to, że Capcom włożył bardzo dużo pracy w ten element remake'u. Zapewne również dlatego, że sekwencje z eskortowaniem Ashley wzbudzały kontrowersje również w oryginale. Dziewczynie można więc wydawać podstawowe rozkazy (idź przy mnie albo rozproszmy się), podczas sekwencji walki zachowuje się ona racjonalnie, a przegranie z powodu jej śmierci lub porwania przez wroga nie jest wcale takie łatwe.
Wciąż oczywiście się to zdarza, ale nie ma tu wrażenia, że musimy się z grą jakoś szarpać albo przegrywamy z nie swojej winy. Tego elementu obawiałem się chyba najbardziej - jak się okazało niesłusznie.
Historia kołem się toczy
Jeżeli mam z Resident Evil 4 Remake jakiś problem, to jest nim fakt, że Capcom zdaje się tu już zjadać własny ogon niczym jakiś zombie-Uroboros. Albo wręcz podwójny zombie-Uroboros. Jest to bowiem nie tylko remake gry sprzed 18 lat, ale jednocześnie w pewnym sensie reintepretacja wydanego dwa lata temu Resident Evil Village, które to z kolei było w pewnym sensie reinterpretacją oryginalnego Resident Evil 4.
Staram się powiedzieć, że Resident Evil 4 niejako miało już swój remake właśnie w postaci Village. Zarówno pod względem lokacji, jakie przychodzi graczowi odwiedzić, struktury rozgrywki, bohaterów, jak i fabuły. Nawet wizualnie są to gry straszliwie podobne.
Niejednokrotnie podczas około 16 godzin, jakie zajęło mi ukończenie Resident Evil 4 Remake, łapałem się na uczuciu deja vu. "Widziałem już kiedyś ten zaułek, ten korytarz, ten zamek". Nie twierdzę, że Resident Evil kiedykolwiek było serią szczególnie oryginalną. Zawsze czerpało pełnymi garściami z tradycji gatunku i skrystalizowanych w nim motywów. W przypadku remake'u czwartej części ta pewnego rodzaju "wsobność" zdaje się już sięgać trochę zbyt głęboko.
Zabawa na całego
Nie wpływa to jednak szczególnie na fakt, że przy Resident Evil 4 Remake bawiłem się znakomicie. To naprawdę świetnie zrealizowana gra akcji z mistrzowsko rozłożoną dramaturgią. Twórcy doskonale wiedzą, jak poukładać poszczególne elementy, wymieszać akcję z zagadkami i eksploracją, by nie nudzić gracza ani przez moment.
Gra ukazała się na PC, konsole nowej generacji i PlayStation 4 i jeżeli tylko mogę coś polecić w tym zakresie, to nie grajcie na PS4. Gra zdecydowanie była już szyta pod nowe platformy i na starej konsoli Sony potrafi wyglądać wcale nie tak odlegle od oryginału z 2005 roku (przez straszliwie rozmazane, niskiej rozdzielczości tekstury).
Ale poza tym? Nie ma się nawet co zastanawiać.
- Przyjemność strzelania
- Bardzo dobra dramaturgia
- Solidna długość rozgrywki
- Zaskakująco przyjemne eskortowanie
- Powtórka z Resident Evil Village
- Oprawa na PS4