Remastery trzech Residentów pokazują, jak niewiele wystarczy zrobić, by zgarnąć od graczy kasę
Wesker byłby dumny.
Mamy kolejny ciekawy głos w dyskusji "odgrzewane kotlety rakiem naszej branży". Capcom pochwalił się na Twitterze, że już półtora miliona konsolowych remasterów "czwórki", "piątki" i "szóstki" Resident Evil rozeszło się (nie "sprzedało", to chyba dość istotne) na całym świecie. Jak na nie tak stare produkcje to ładny wynik. Ale i powód do pewnych zmartwień. Z kolei dla wielu z Was zapewne spore zaskoczenie, bo nawet nie wiedzieliście, że takie twory istnieją.
Ba, a oprócz wersji cyfrowych mają także wydania pudełkowe. Wszystkie trzy łączy jednak pewne lenistwo wydawcy. Słowo "remaster" jest dla nich sporym nadużyciem. Bo nawet Capcom przyzwyczaił nas do choć minimalnego wysiłku przy odgrzewaniu swoich hitów z poprzedniej generacji - przykładem niech będzie DmC Definitive Edition, które ślicznie pyrka w sześćdziesięciu klatkach na sekundę - jest nareszcie taką grą, jaką być powinno, nawet jeśli budzi sporą nienawiść ultrasów Devil May Cry. Residenty potrafią sobie za to, zwłaszcza na One'ach, wyraźnie chrupnąć. Ktoś może powiedzieć, że to "porty", a nie prawdziwe remastery. No ale "HD" w tytule sugeruje raczej coś przeciwnego.
Wygląda na to, że jednak wystarczy do gry dołożyć komplet starych DLC-ków, by wyminąć czujność fanów. A fakt rozcięcia trylogii na trzy osobne produkcje? No bo Residenty trzeba kupić osobno. Na PlayStation Store stoją obecnie za 84 złote. W cenie jednej mielibyście całą trylogię na konsolach poprzedniej generacji. Okej, ktoś nie ma już starszych konsol. Ale na Steamie Residenty również często trafiały się w fajnych cenach. Wersje HD nie usprawiedliwiają sprzedawania ich osobno. Wszystkie trzy zostały przyjęte z umiarkowanym entuzjazmem. Średnie z Metacritica dla tych technicznie lepszych, z PS4, to: 60/100 dla "szóstki", 69 dla "piątki" no i zrozumiałe 83 dla "czwórki" (żelazna klasyka, której poprzedni remaster nie był zbyt imponujący).
Ot, narzekamy na odgrzewańce maści wszelakiej nieustannie, ale te wyraźnie odklepane na kolanie nam umykają i sprzedają się jak ciepłe bułeczki. A Capcom przez ostatnie dwa, trzy lata wycisnął Residenty do ostatniej kropli. Przecież do sumy należy dodać także "jedynkę", "zerówkę" i Revelations, odkurzone na stacjonarnych konsolach. Pozytywną stroną tego wyniku są coraz częstsze plotki o tworzonym potajemnie, pełnoprawnym remake'u Resident Evil 2. Bo w niego byśmy zagrali z przyjemnością chyba wszyscy. No i styczniowa "siódemka", która nareszcie odcina się od formuły dwóch mniej udanych poprzedniczek.
Adam Piechota