Rekordowe ceny akcji Nintendo to już przeszłość. Inwestorzy wreszcie zrozumieli, że na Pokemon Go najwięcej zarabiają inni
Statusu globalnego fenomenu nic grze nie odbierze, ale samo Nintendo przyznaje, że nie przełoży się on na wyniki finansowe tak, jak chcieliby tego akcjonariusze.
Pokemon Go będzie pewnie ustanawiać kolejne rekordy pobrań i aktywnych użytkowników, ale dla Nintendo eksplozja popularności zbierania stworków przy pomocy smartfonów to sytuacja z gatunku słodko-gorzkich. Bo zarabiają inni, o czym pisaliśmy dwa tygodnie temu:
Przykład nie bierze pod uwagę tego, jak wzrosła świadomość marki Pokemon oraz faktu, że wbrew pozorom darmowa gra na smartfony wcale nie kanibalizuje sprzedaży serii na 3DS, a kolejne odsłony pojawią się już w listopadzie. Ale ci, którzy odliczali czas do pęknięcia giełdowej bańki galopujących cen akcji wreszcie się doczekali.
W piątek firma przypomniała swoim akcjonariuszom, że wcale nie jest autorem Pokemon Go, więc nie będzie również głównym beneficjentem zysków.
W skrócie - ta kura znosząca złote jaja wygląda jak nasza, ale nie spodziewajcie się, że ten cały szał przyniesie nam gigantyczne, bezpośrednie zyski. Trzeba przyznać, że inwestorzy wreszcie chyba zrozumieli sytuację.
W trakcie dzisiejszej sesji giełdy w Tokio cena akcji Nintendo spadła o 18% w stosunku do piątkowego zamknięcia. Oznacza to, że wartość firmy w ciągu jednego dnia zmalała o 6,7 miliarda dolarów.
Jak zauważa CNN, nie mamy do czynienia z żadną tragedią. Ot, pękła pewna bańka i wycena akcji "wróciła na Ziemię". Rekordowy wzrost wartości Nintendo jest już przeszłością, ale akcje wciąż są 60% droższe, niż 6 czerwca. Warto pamiętać, że to nie Pokemon Go, a mobilne gry oparte na markach Fire Emblem i Animal Crossing mają być pierwszym prawdziwym (Miitomo nie liczę) wejściem samego Nintendo na rynek mobilny. Do końca marca przyszłego roku powinniśmy zobaczyć jeszcze cztery takie premiery. Wszystkie mają być grami free-to-play z mikrotransakcjami. Pokemony pokazały, że znane z konsol Nintendo gry mogą poradzić sobie na nim zadziwiająco dobrze.
Maciej Kowalik