Redout – recenzja. Wyścig ze wspomnieniami
Zabawne, że niektóre królujące niegdyś w sektorze AAA gatunki dziś zeszły do niszy gier niezależnych.
Weźmy takie futurystyczne wyścigi. Po WipEoutach i F-Zero nie ma w tej generacji konsol śladu, ale to nie znaczy, że nie ma dziś śladu po futurystycznych wyścigach. Mobilny AG Drive (ale tylko na padzie!) jest więcej niż grywalny. Fast Racing Neo to kawał solidnych wyścigów SF (ale tylko na Wii U). A teraz nadleciał Redout, kolejna gra z tego gatunku i to nawet bez żadnego "ale" na start. No, może z jednym - póki co zagrać można w niego tylko na PC. W przyszłym roku antygrawitacyjne statki dofruną też na PS4 i Xboksa One.Na Redouta warto zwrócić uwagę nie tylko dlatego, że nie ma on na PC prawie żadnej konkurencji. Fakt ten działa oczywiście na korzyść gry, ale abstrahując nawet od kondycji futurystycznych ścigałek, jest to po prostu kawał dobrego kodu. Z całą masą statków i torów (20), trybów (7, z multi włącznie), długą karierą (75 eventów), piękną grafiką i prędkością, która po prostu wgniata w fotel, wyprzedzając nawet ojców gatunku.
O ile w pierwszych klasach prędkości WipEoutów można było jeszcze w miarę swobodnie dostać się na podium, a z racji na uzbrojenie gra sporo wybaczała, tak tutaj litości nie ma. Jesteśmy rzucani na głęboką wodę, a gdy tylko nauczymy się w niej jako tako pływać i zdobędziemy jakieś ulepszenia statku, przeciwnicy jeszcze bardziej przyspieszają. W Redoucie nie wystarczy dobrze, bezkolizyjnie pokonać trasę. Tutaj na każdej prostej (i łagodniejszych zakrętach też) trzeba cisnąć turbo, po drodze celując oczywiście na rozsiane tu i ówdzie dopalacze. Bez tego zawsze będziemy ciągnęli się w ogonie, nie mówiąc już o sytuacji, gdy rozbijemy się na jakiejś szykanie (a tych tu nie brakuje). Po wypadnięciu z trasy czy mocniejszej kraksie, w wyniku której nasz pojazd zostaje obrócony o 180 stopni, można już na dobrą sprawę wcisnąć w menu restart wyścigu.Redout jest trudny, ale na szczęście w drabince kolejnych wyścigów nie każe nam pokonywać wszystkich szczebelków. Niektóre można ominąć, w innych wystarczy brąz albo srebro, żeby odblokować kolejne. Ja z początku byłem jednak zacięty, co często kończyło się nawet kilkunastokrotnym podejściem do jednego eventu, aż uczyłem się trasy na pamięć i wskakiwałem na pierwsze miejsce. Podejście takie gwarantuje też sporo kredytów na ulepszenia statku czy odblokowanie nowych klas pojazdów. Nie liczcie jednak na wyfarmienie punktów i podejście do początkowych etapów jakimś zaawansowanym ścigaczem.W Redout są aktywne i pasywne ulepszenia. Te pierwsze odpalamy sami w trakcie wyścigu, a kolejne ich użycie ogranicza cooldown. Drugie, w rodzaju wzmocnionej konstrukcji pojazdu czy lepszej responsywności podczas skrętów działają cały czas. Wracając jednak do tych aktywnych - można postawić na agresję i ofensywne narzędzia (wysysanie energii etc.), można postawić na kolejne dopalacze i prędkość. I ta druga opcja wydaje się tu rozsądniejsza. Walka na torze wypada tak sobie i często zasadzając się na wrogów można więcej stracić niż zyskać. Nie liczcie więc tu na demolkę, a na prędkość.
A ta jest oszałamiająca i wymagająca, dodatkowo ścigaczem trzeba sterować nie tylko w poziomie, ale i pionie. Trasy są tak pozawijane, że bez kontrolowania nachylenia statku często będziemy szorować dziobem o nawierzchnię. Lewy analog trzeba odchylać więc nie tylko w prawo i lewo, ale też górę i dół. Spustami przechylamy się natomiast na boki (strafe'owanie) w zakrętach. Spustami w alternatywnym obłożeniu pada. Te domyślne jest wyjątkowo nieżyciowe (sterowanie dwoma analogami jednocześnie, bo gra początkowo wymaga operowania też prawą gałką) i z miejsca radzę je zmienić.Prędkość Redouta oszałamia, co w połączeniu z powykręcanymi trasami i piękną, ale nieco uproszczoną grafiką momentami przypomina gry typu Frequency. Muzyka jest tylko tłem, jej rytm nie zależy od naszych działań (ale tempo odtwarzania już tak), ale analogie same się narzucają. Jeżeli natomiast trochę zwolnimy, to zauważymy, że trasy ulokowano właściwie we wszystkich możliwych strefach klimatycznych i realiach. Są pustynie z przecinającymi trasę burzami piaskowymi, są miasta, tropikalne dżungle i skute lodem rejony. Jednocześnie całość jest o wiele bardziej futurystyczna niż ostatni WipEout.Ciekawie wypada oprawa - pełna kolorów, ale też uproszczeń, będąc takim miksem The Witness z Boundem. Podobnie jak w tej pierwszej grze z ekranu wylewają się pastelowe barwy. I tak jak w tej drugiej, wszystkie obiekty, ze statkami i chmurami na niebie włącznie, mają mocno uproszczoną geometrię (tzw. styl "low-polygon" zderzony z graficznymi fajerwerkami UE4). Akurat to nie do końca mi się spodobało, ale rozumiem zamierzenia twórców. Mniej szczegółowe elementy wymagają mniejszego nakładu pracy i budżetu. A przy TEJ prędkości pójście na graficzne skróty nie rzuca się w oczy.Wracając jeszcze do tras, świetnym urozmaiceniem jest to, że pojedyncze pętle w niektórych eventach się ze sobą łączą. Co jakiś czas na całej szerokości drogi znajduje się teleport, który przenosi nas na przykład z pustyni do dżungli. Wlatując w takie pole nie ma się pojęcia gdzie się pojawimy, a już po pokonaniu pola siłowego trzeba natychmiast przypomnieć sobie układ konkretnego odcinka. Bardzo fajna rzecz. W przeciwieństwie do muzyki. O ile przy dużej prędkości nie widać, że Redout nie miał zbyt imponującego budżetu, tak cały czas to słychać. Elektroniczne, podrygujące gdzieś na styku house’u z techno kawałki brzmią trochę jak stockowa muzyka z internetu, na którą za kilka dolców można kupić sobie licencję.Redout nie jest nowym WipEoutem, ale pozwolił poczuć mi to samo, co towarzyszyło mi podczas ścigania się w WipEoutach. A to już coś. Coś, co bardzo chciałbym powtórzyć z innymi, niegdyś wysokobudżetowymi, a dziś wymarłymi wyścigami. Niezależny Burnout? Duchowy spadkobierca FlatOuta? Nawet jeżeli wzorem Redouta byłyby trochę technicznie uproszczone, to bardzo chętnie bym ich spróbował.
Pytanie, czy u nowych w temacie futurystycznych wyścigów graczy Redout jest w stanie wzbudzić zajawkę porównywalną do WipEouta z PSX-a, przy całej mojej sympatii dla Redaouta, pozostanie jednak pytaniem retorycznym.
Paweł Olszewski