Recenzja: Saints Row 2
08.12.2008 19:40, aktual.: 14.01.2016 16:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wydawać by się mogło, że po ogromnym szaleństwie na gry z otwartym światem, dziejące się w czasach współczesnych, teraz jakby szaleństwo nieco ucichło. GTAIV zebrało w tym roku, zasłużenie czy nie, wszystkie laury i inne tytuły zdawały się być poza konkurencją. Otóż to, zdawały się być. Saints Row 2 trafił do mnie zupełnie z przypadku, bo czy osoba, która nie skończyła nigdy żadnej części sagi od Rockstar (bo jej się nie podobała) może zainteresować się nędzną podróbą, grą z trzeciego sortu? Jeśli jest dobra, to czemu nie?
Gangster
Gra rozpoczyna się sceną w szpitalu, gdzie budzimy się po 5-letniej śpiączce i całej masie operacji plastycznych. To dobry pretekst do tego, aby móc z protagonisty poprzedniej części zrobić postać dokładnie taką, jaką sobie życzymy - łącznie z wyborem aktora podkładającego głos czy animacji. Po stworzeniu naszego wirtualnego alter-ego wychodzimy na światło dzienne aby przekonać się, że podczas naszej nieobecności korporacja Ultor mocno rozwinęła Stilwater City, a na dodatek nasz gang się rozpadł oddając pole 3 konkurencyjnym grupom. Nietrudno się domyśleć, że na odzyskaniu dominacji w mieście opierać się będzie główny wątek. Nie liczcie jednak na emocjonalne rozterki i pytania natury egzystencjalnej. Saints Row 2 to po prostu film sensacyjny, w którym akcja jest na pierwszym miejscu i najpierw strzelamy, a potem pytamy. Dialogi miejscami poprowadzone są bardzo zabawnie i niekoniecznie na rynsztokowym poziomie, natomiast co oczywiste, fani kina Agnieszki Holland mogą być zawiedzeni. To bardziej poziom brytyjskich komedii gangsterskich, co samo w sobie stanowi jednak dla mnie już niezłą reklamę. Wracając do bohatera - poza pierwotnym ustaleniem jego wyglądu również później możemy mocno go kustomizować - stroje, tatuaże, biżuteria, fryzjer, jest tu wszystko.
Miasto
Stilwater City, jak wspomniałem wyżej, mocno się rozbudowało i stanowi podobno połączenie Detroit i Chicago. Drapaczy chmur nie brakuje, a lokacji, do których mamy dostęp jest całe mnóstwo. Nie wiem, czy jest więcej do zwiedzania niż w Liberty City, ale jest wystarczająco dużo, abym przez całą długość gry nie zapamiętał co jest gdzie. Łącznie pięć wysp wymaga GPSa, którego na szczęście mamy zawsze przy sobie i możemy wyznaczyć na nim trasę przejazdu. Podróż umila muzyka, która przygrywa nam z jednej z kilku dostępnych stacji radiowych. Różnorodność dostępnych kawałków jest mocnym plusem - mamy rock, metal, reggae, hiphop, pop, a także moją ulubioną stację Mix FM, gdzie dominują kawałki z lat osiemdziesiątych - w tym Europe, Man at Work czy Night Ranger, super. Po drodze mijamy sporo przechodniów, cośtam między sobą gadają, zdarzają się nawet strzelaniny i interwencje policji! Na ulicy zaś, jeśli śpieszymy się pędząc lewym pasem, kierowcy po włączeniu kierunkowskazu zjeżdżają nam z drogi - takie przywiązanie do detali cieszy. Na szczęście w przypadku samego modelu prowadzenia pojazdu obyło się bez zbędnego zafascynowania symulacją i mknie się jak w najlepszej arcade'ówce, bez problemu wchodząc w poślizg i skręcając dokładnie tam, gdzie sobie tego życzymy. Jedni nazwą ten model "kartonowym", ja go nazwę, w przeciwieństwie do tego z GTAIV, przyjemnym dla użytkownika. Dynamicznie zmienia się pogoda oraz pora dnia, co dodatkowo wpływa na wrażenia estetyczne - gra utrzymana jest w przyjemnych dla oka barwach, a spora ilość fioletu działa wręcz relaksująco.
Robota
Istotą życia każdego gangstera jest jednak gangsterka. Bez niej nudno i nie ma co robić. Na szczęście autorzy zadbali, aby urozmaicić nam przygodę z ich grą i stworzyli całą masę rzeczy do wykonania. Główny wątek rozwija się wykonując Misje (Missions), których jest około 40 i starają się być w miarę zróżnicowane - przyjdzie nam w nich jeździć, strzelać, latać helikopterem, pływać łodzią, wysadzać, brać zakładników i wykonywać jeszcze inne zadania - sporo tego. To jednak tylko czubek góry lodowej, bo aby do Misji mieć dostęp, należy zdobyć odpowiednią ilość punktów respektu. Te pozyskujemy m.in. poprzez wykonywanie Działań (Activities), których jest 15 i takoż są różnorodne - bijatyki 1 na 1, eskorta dziwek, robienie za przenośny burdel, maksymalna destrukcja miasta, wyścigi i wiele innych, każda z nich na kilku poziomach trudności. Również to nie wyczerpuje rzeczy do zrobienia, bo mamy jeszcze specjalne misje, w których zdobywamy lokacje, oraz sporo innych, pomniejszych zadań. Tu pogramy sobie w minigrę z zombiakami, tam odbijemy dzielnicę, w której panoszy się konkurencja. Na jednego gangstera to oczywiście za dużo, więc możemy dobierać sobie kompanów spośród masy należących do naszej grupy postaci, które włócząc się za nami są naprawdę pomocne zwłaszcza przy strzelaninach. Ich wygląd także podlega zmianie, ba, za zarobione pieniążki możemy zmienić naprawdę wiele - wygląd naszych aut, stroje podwładnych, wyposażenie biura - opcji jest masa.
Po godzinach
Trudno zawrzeć w niedługim tekście wszystko, co Saints Row 2 oferuje. Takiej ilości wszelakich sekretów do odkrycia nie widziałem dawno i poza kilkunastogodzinnym wątkiem głównym, zapaleni gracze spędzą z grą Volition ogrom czasu. Aby ułatwić życie graczowi, wszystko opisane jest przejrzystymi statystykami pokazującymi gdzie jest jeszcze co do zrobienia. To ogromny plus, nareszcie nie trzeba tracić czasu na jeżdżenie po mieście po omacku, szukając czegoś do roboty. Nie zabrakło patentów żywcem skopiowanych z GTA, jak np. telefon komórkowy, natomiast jego wykorzystanie tutaj mocno ograniczono i szczerze mówiąc nie korzystałem z niego niemal wcale.
Saints Row 2 zabrakło tylko budżetu, a co się z tym wiąże szlifu. Animacja rzadko kiedy jest idealnie płynna, niektóre postaci ociosane są jakby z drewna, niekiedy zdarzają się tanie bugi, w stylu przenikania tekstur co blokuje nam postać. Najważniejsze jest jednak to, aby grało się przyjemnie - a ta misja została zrealizowana doskonale. Ani przez moment nie nudziłem się z Saints Row 2, a jako osoba, która za sandboxami nie przepada - to chyba spore osiągnięcie. Ta gra nie udaje poważnego filmu - to komiks, tania sensacja w nowoczesnych ciuchach i z przebłyskami w dialogach. Dodatkowo gra kosztuje u nas w okolicach 150zł, co jest rozbojem w biały dzień - sam się sobie dziwię, ale ... A niech mi tam, mocno polecam!
Jakub Tepper
PS. Pominąłem w recenzji tryb multiplayer, który także jest dostępny. Generalnie, możemy przez internet z kolegą przejść całą grę i chociaż dwa razy jacyś nieznajomi się ze mną łączyli, to nie zauważyłem nawet ich obecności. Bez tego trybu ta gra jest znakomita, a jeśli chcecie pograć ze znajomymi - będzie pewnie jeszcze lepiej.