Rayman Origins [PS Vita] - recenzja
Minęło kilka miesięcy, a recenzowany jesienią ubiegłego roku „Rayman Origins” doczekał się przenośnej wersji na debiutującą na rynku konsolę PlayStation Vita. Nigdy nie lubiłem przenośnych wersji gier z konsol stacjonarnych. Tym razem jestem jednak bardzo pozytywnie zaskoczony, bo nowe przygody sympatycznego bohatera praktycznie niczym nie różnią się od swojej większej wersji.
10.03.2012 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Ocena: 4/5 - Warto Śliczna i wciągająca platformówka, którą nareszcie można spakować do plecaka.
W dobie trójwymiaru, milionów polygonów i setek fotorealistycznych tekstur prawie w ogóle zapomnieliśmy o tym, co lata temu zachwycało nasze oczy. Dwuwymiarowe platformówki przeszły do lamusa, pojawiając się od jakiegoś czasu w cyfrowej dystrybucji, w niepełnej cenie. Czy przypominają duże rozbudowane hity sprzed lat? Z jednej strony tak, z drugiej niestety nie. Wiele mówiło się o tym, że nowy Rayman stał się pudełkową grą w pełnej cenie. Zupełnie niepotrzebnie, to długa i napakowana zawartością platformówka.
Z przenośnymi odsłonami bywa tak, że trzeba coś obciąć, z czegoś zrezygnować. Na szczęście w przypadku „Rayman Origins” tak nie jest. Tu praktycznie wszystko jest dokładnie tak, jak na stacjonarnych sprzętach. Ta sama historia, te same etapy, praktycznie identyczna grafika i co najważniejsze - te same pokłady frajdy.
Twórca nowego Raymana, Michel Ancel zapomniał o jednym elemencie. O fabule, której tak naprawdę tutaj nie uświadczymy. Zabawne, acz krótkie intro od razu wprowadza do rozgrywki i na dobrą sprawę przez kolejne osiem godzin, które spędzicie w towarzystwie sympatycznego bohatera, temat ten nie jest rozwijany. Na szczęście mechanika rozgrywki i tona fantastycznych pomysłów pozwalają zapomnieć o tym, że tak naprawdę nie do końca wiemy, dlaczego mamy iść cały czas w prawo i zwiedzać kolejne krainy. Skoro narzekanie mamy już za sobą, pora przejść do tych elementów Rayman Origins, które przyciągały mnie do vity za każdym razem, kiedy konsola znalazła się tylko w zasięgu mojego wzroku.
Worek pełen pomysłów Nazwanie „Rayman Origins” prostą platformówką to niewybaczalny grzech. Gra jest tak bardzo napakowana różnego rodzaju pomysłami, że nie będziecie się nudzić ani przez chwilę. A dotyczy to zarówno projektu etapów, „przeszkadzajek”, przeciwników, jak i zdobywanych przez Raymana umiejętności, które jeszcze bardziej urozmaicają zabawę. Nie można zapomnieć o możliwości odblokowania nowych bohaterów, którzy zamknięci w bańkach tylko czekają, aż ktoś wejdzie w ich skórę.
Heros, w którego przyjdzie nam się wcielić, zaczyna skromnie, umie jedynie skakać. Wraz z zaliczaniem kolejnych etapów nauczy się jednak biegać po ścianach, szybować, czy też walczyć wręcz. Nowe umiejętności to doskonała wymówka, aby kolejny raz odwiedzić zaliczone już etapy i spróbować dostać się do miejsc, które początkowo wydawały się niedostępne. Taki backtracking lubię, wracałem z prawdziwą przyjemnością.
Rayman Origins: Time Trial Gameplay PS Vita (Off-Screen)
Zadaniem gracza jest przede wszystkim dotarcie do końca etapu, co przynajmniej do połowy gry nie stanowi zbyt dużego wyzwania. Ale znalezienie jak największej liczby lumków, które następnie są zamieniane na uśmiechnięte elektrony, już tak. Warto zaglądać we wszelkie zakamarki, by zakończyć etap z jak największą liczbą zdobytych elektronów, ponieważ są one potrzebne do odblokowywania kolejnych światów. Warto też o tym pamiętać od początku zabawy - to moja dziwna przypadłość, bo zawsze o tym zapominam i już od samego początku chcę zobaczyć jak najwięcej plansz. Potem muszę szukać momentów, w których nie przyłożyłem się do zbieractwa, bo nad kolejnym światem wisi kłódka, której z braku odpowiedniej liczby elektronów nie mogę otworzyć.
Co jakiś czas przyjdzie nam usiąść na grzbiecie moskita i w stylu znanym ze strzelanek z dawnych lat anihilować latające muchy, likwidować przeszkody, zbierać lumki i dolecieć do mety. Twórcy tak dobrze rozmieścili tego typu etapy, że nie musiałem na nie czekać z utęsknieniem, nie czułem też ich przesytu. Brawo. Są ponadto etapy, w których praktycznie cały czas biega się po ścianach, nurkuje, szybuje lub ślizga po lodzie. Dla każdego coś miłego.
Jest pięknie „Rayman Origins” w wersji na PlayStation Vita nie ustępuje oprawą swojemu stacjonarnemu odpowiednikowi. Gra jest prześliczna. Magia barw zachwyca od pierwszych minut, a słodycz wylewa się z małego ekranu hektolitrami. Kolory są niezwykle nasycone, a zabawa mrokiem w niektórych etapach zapiera dech w piersiach. Gra nie „przycina” nawet na moment, niezależnie od tego, jak wiele dzieje się na ekranie. Doskonale dopracowana animacja wprawiająca ten bajkowy świat w ruch po prostu zachwyca. To bez wątpienia najładniejsza dwuwymiarowa przenośna gra, z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Warto dodać, że ekran OLED, w jaki wyposażono Vitę, świeci lepiej, niż niejeden telewizor, pokuszę się więc o stwierdzenie, że pomimo niższej rozdzielczości gra potrafi wyglądać lepiej, niż w wersji na sprzęty stacjonarne.
Warstwie graficznej nawet na krok nie ustępuje udźwiękowienie. Absolutnie każdy element, czy to wróg, ruchoma platforma, czy fragmenty otoczenia wydają własne, przesympatyczne dźwięki. Koniecznie grajcie na słuchawkach, bo szkoda, aby którykolwiek z nich uciekł Waszym uszom, przytłumiony palcami zasłaniającymi głośniczki vity.
Zabawa na długie godziny Są takie gry, które odkłada się na półkę po obejrzeniu napisów końcowych. „Origins” do nich nie należy. Idę o zakład, że przynajmniej spróbujecie „wymaksować” ten tytuł. A jest co robić - po pierwsze można spróbować złapać wszystkie lumki rozmieszczone na planszach, po drugie pobić rekord przejścia etapu. Twórcy postanowili zaimplementować znany z wyścigówek system ducha, który jeszcze bardziej motywuje do wykręcania coraz lepszych czasów. Wersja na PlayStation Vita pozwala również - za pomocą aplikacji Near - dzielić się i pobierać duchy pozostawione przez innych graczy. Speedrun, kolejny ukłon w stronę platformówek sprzed lat.
Bez „smyrania” Nie jestem miłośnikiem wrzucana na siłę pewnych rozwiązań i nie uważam, aby implementowanie obsługi przedniego i tylnego dotykowego ekranu Vity miało sens w każdej produkcji. Ubisoft najwyraźniej uważa tak samo, bo tak właśnie postąpił w przypadku „Rayman Origins”. Możemy co prawda zbliżyć i oddalić obraz, „szczypiąc” przedni ekran, ale wszystkie inne dobrodziejstwa konsoli nie są wykorzystywane. Fakt, twórcy mogli pokusić się o jakieś minigry czy wykorzystanie żyroskopu podczas sterowania, ale nie jestem przekonany, aby było to nowym przygodom Raymana potrzebne. W końcu nuda i powtarzalność to ostatnie, co przychodzi mi do głowy w odniesieniu do tej gry.
Tylko samotnie Ubisoft okroiło przenośnego „Raymana” z jednej istotnej rzeczy. Istotnej z punktu widzenia stacjonarnych konsol - zabawy wieloosobowej. W swojej recenzji Maciek nie był zadowolony z braku możliwości gry w sieci, bo liczył na nią bardziej, niż na kanapową zabawę. O ile jednak granie w kilka osób na jednej konsoli świetnie sprawdzało się w przypadku wersji na 360 i PS3, o tyle w przypadku Vity nie widzę tu większego sensu. Naprawdę chcielibyście organizować kilka konsol i kilka kopii gry tylko po to, żeby razem pobiegać po poziomach? Nie usprawiedliwiam Ubisoftu, ale nie jestem w stanie traktować braku wieloosobowej zabawy jako elementu na tyle istotnego, by wpłynął na końcową ocenę tej świetnej gry.
Werdykt „Rayman Origins” to obok „Złotej Otchłani” i „WipEouta 2048” najlepszy tytuł na PlayStation Vita. Grę można polecić zarówno starszym, jak i młodszym graczom, a możliwość zabrania jej w podróż jest jednym z najlepszych pomysłów, jakie ostatnio wpadły do głowy Ubisoftowi. Gra nie straciła nic w porównaniu ze swoimi stacjonarnymi odsłonami. Jedynym okrojeniem względem większej wersji jest brak kooperacji, zapewniam Was jednak, że będziecie się doskonale bawić w pojedynkę. Śliczna i niesamowicie grywalna, do tego klasyczna, wciągająca i oczarowująca. „Rayman Origins” pokazuje jeszcze jedną rzecz - w wielu przypadkach Vita może być platformą, która pozwoli nam bawić się dokładnie tak, jak na PS3 czy 360.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).
Paweł Winiarski
- Deweloper: Ubisoft Montpellier
- Wydawca: Ubisoft
- Dystrybutor: Ubisoft Polska
- PEGI: 7
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor.