Raven's Cry - czyli jak chciałem zostać piratem
Chciałem, bardzo. Starożytna, przerażająca siła grasującego na karaibskich morzach krakena i szerząca się w portowych miastach malaria szybko ową chęć odebrały.
Dziennik pokładowy
Nazywam się Christopher Raven. Jestem piratem. I Szkotem.
Nawet najlepszy rum nie ukoi mej duszy, rozszarpanej przez wydarzenia z dzieciństwa. Chcieliśmy uciec, wieść lepsze życie.
Atak nie miał w sobie nic z subtelności. Piraci roztrzaskali nasz statek i wyrżnęli w pień całą załogę. Pamiątka w postaci haka w miejscu lewej dłoni nie ułatwia zapomnienia. Nie, to złe słowo. Nie chcę zapomnieć. Neville Scranton zapłaci za to, co zrobił. Choćby nie wiem jak martwe i głębokie odmęty oceanu będę musiał przemierzyć.
Jeżeli miałbym skrupulatnie opisać Raven's Cry to, paradoksalnie, mógłbym albo zamknąć się w dwóch słowach, albo rozwlec na czterdzieści akapitów. Zamiast płakać nad rozlanym rumem, pogawędzę o zmarnowanym potencjale i felernej mapie skarbów, którą twórcy, jakby się wydawało, podążali.
Do rzeczy, kamraci. Arrr?
Raven's Cry
Malaria i robactwo
Obok rzezi mej rodziny, najgorszym koszmarem jest widzieć, jak ogromny potencjał marnuje ten świat. Jakże mam cieszyć się pięknem tych miast i dziczy, kiedy wokół choroba i zepsucie.
Robactwo, pełno robactwa.
Ludzie tak sztywni, gwardia otumaniona. Czasami mam wrażenie, że jakaś czarna, szamańska magia odcina mnie od tej krainy. Brakuje mi sił na przebycie najprostszych przeszkód, a szabla ciąży mi niemiłosiernie. Może to kara?
A może brak rumu.
Raven's Cry ma fenomenalny klimat. Od pierwszych minut czujemy zapach soli i morza, opary rumu i prochu. Miasta portowe są przepiękne, pełne ludzi, pełne hedonizmu i hałasu. Poświaty ciepła z okiennic stwarzają ułudę spokoju, którą za chwilę roztrzaska zalany w pień rybak. Gwardziści pilnie patrolują ulice, a kurtyzany szukają klientów. Ktoś się targuje, a ktoś leje po mordzie. I wszystko wydaje się być na swoim miejscu.
Dopóki nie zrobimy pierwszych kroków.
Całą robotę, którą twórcy i artyści wykonali, aby stworzyć dla gracza piracki, brudny acz fascynujący świat, kładzie aspekt techniczny gry. Pominę problemy z uruchomieniem, pominę crashe i błędy systemu przy ładowaniu lub przerywnikach. Po prostu mam wrażenie, że w tej grze wszystko działa nie tak, jak powinno. Nie tak, jak twórcy zamierzali.
Walka na szpady przypomina stukanie się kijkami. Pistolet jest na kapiszony, a nasi przeciwnicy zachowują się jak po lobotomii. Całe szczęście, możemy się skradać, czy po prostu unikać części potyczek. Ciche zabójstwa co prawda nie do końca wpisują się w piracki fach, jednak skutecznie oszczędzają nam frustracji.
Wraz z postępem gry nasz bohater zdobywa ekwipunek, rozbudowuje załogę i statek. Drzewko umiejętności ułatwia nam zarządzanie ekipą zawadiaków i wspomaga nas w walce. Uczymy się parzyć mikstury, czy skuteczniej zastraszać wrogów. Nasze poczynania podczas rozgrywki mają wpływ na naszą reputację i morale załogi. Szkoda tylko, że rozwój Christophera ma marginalne znaczenie w kontekście mechaniki gry. Walka, o ile już do niej dojdzie, to po prostu machanie źle wyważoną szpadą i popis słabej fizyki i animacji.
Sytuację ratują nieco starcia na morzu. Warto rozbudowywać nasz statek, bo początkowe potyczki potrafią dać w kość. Mamy też wybór - zastosować abordaż i więcej zarobić, czy spuścić wroga na dno oceanu, wraz z całym potencjalnym skarbem. Same bitwy galeonów wyglądają dość taktycznie i są przyjemną odskocznią od koszmaru na lądzie.
Słysząc opis wszystkich atrakcji, które oferuje tytuł, tocząc morskie bitwy i zwiedzając dzicz oraz portowe wioski, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ta gra ma wszystko, czego trzeba. I w teorii tak właśnie jest. Cała baza, fundament i tło Raven's Cry są doskonałe. Problemem jest wykonanie i konsekwencja. Pytanie, czego zabrakło? Umiejętności? Aby gra chodziła płynnie, walka miała sens, a postaci nie stawały się nieme? Czasu? Aby wyplewić wszechobecne robactwo i zwalczyć epidemię? Czy po prostu pieniędzy? Aby zmotywować, lub wesprzeć zespół twórców? A może to brak rumu?
Zwijamy żagle
Znaleziona lata temu mapa okazała się kłamstwem. Bunt wisi w powietrzu. Niegdyś wierni kamraci, teraz patrzą na mnie podejrzliwie, a w ich zmęczonych oczach widzę nieufność i złość. Szkorbut i dezercja odebrały już zbyt wielu z nich. Wokół mnie pełno robactwa i chorób. Wątpliwości i zrezygnowania. Nie widzę lądu. Mapa się zatarła, a nadzieja utonęła.
Raven's Cry
I znowu wracamy do tematu potencjału Raven's Cry. Gra jest mroczna, momentami wręcz wulgarna. Świat do zwiedzenia ogromny i rzekłbym, całkiem żywy. Tematyka piracka nie jest najczęściej poruszanym w grach tematem, a już na pewno nie w takim wydźwięku. Twórcy ciężko pracują nad błędami, pełni chęci i zapału.
Ale mam wrażenie, że już nieco za późno. Gry nie da się napisać od nowa, tak jak i pierwszego wrażenia. Jest w tym doza smutku. Bo gdyby w stworzone przez twórców ramy i makietę świata przedstawionego wrzucić ujmującą i angażującą rozgrywkę, wolną od błędów i niedociągnięć - to prawdopodobnie dostalibyśmy jedną z najciekawszych gier ostatnich lat.
Będę śledził łatki i patche. A nuż, za jakiś czas pozytywnie się zaskoczę. Ostatecznie, w Raven's Cry można zagrać dla historii i klimatu. Uzbrojeni w odwagę i cierpliwość gracze mogą znaleźć tutaj coś dla siebie.
Karol Kała
Platformy:PC, MAC, X360, PS3, PS4
Producent:Reality Pump
Wydawca:Topware Dystrybutor:Topware Data premiery:30 stycznia 2015 PEGI:18 Wymagania: Intel Core i5, GTX 670, 8gb RAM