Ratunku, chyba się zakochałem w postaci z gry komputerowej

Ratunku, chyba się zakochałem w postaci z gry komputerowej

Ratunku, chyba się zakochałem w postaci z gry komputerowej
marcindmjqtx
21.02.2012 12:55, aktualizacja: 15.01.2016 15:43

Jest wysoka, silna, okrywa ją burza kasztanowych włosów. Znam jej imię. Spędzam z nią kilka wieczorów w tygodniu. Główny problem: ona nie istnieje, a ja mam dziewczynę.

Leona, Promyk Jutrzenki, bo o niej mowa, jest jedną z blisko setki czempionów występujących w League of Legends. W przeciwieństwie do zastępów ubranych w kusie wdzianka czarodziejek i wojowniczek, na pole walki wychodzi z ciężką tarczą, w zbroi, w hełmie. Jest zakuta w stal od stóp do głów. Mimo, że jej napierśnik nie podkreśla zbytnio jej kształtów, a przynajmniej nie w tych kostiumach, które lubię, to jest dla mnie o wiele bardziej kobieca niż większość innych czarownic o aparycji modelek.

Jej rola w meczu jest bardzo prosta: Leona to żywa tarcza, która chroni mniej wytrzymałych członków drużyny przed przeciwnikami, ogłuszając tych, którzy podejdą zbyt blisko. W przypadku większych starć spuszcza na pole bitwy słup światła prosto ze słońca. Może kogoś zabić, ale najlepiej sprawdza się jako wsparcie i ochrona dla innych.

Kierowanie Leoną sprawia masę satysfakcji, ale trudno jest mi powiedzieć, czemu to szczególnie do niej mam taką słabość.

Wiele osób błędnie klasyfikuje League of Legends i pokrewne jako gry MMO w stylu World of Warcraft. Pomijając liczne inne różnice w samej mechanice, jedną z najważniejszych jest stosunek gracza do jego awatara. W grach MMO gracz tworzy postać i rozwija ją na przestrzeni kolejnych godzin, tygodni, miesięcy. Awatar rośnie razem z nim, wzmacniany nowymi przedmiotami, potężniejszymi zbrojami. Inni gracze mogą również grać tą samą klasą postaci, ale ich postać będzie się nieco różniła wyglądem, ekwipunkiem, umiejętnościami.

W grach MOBA bohaterowie są jak precyzyjne narzędzia, po które sięgamy, jeśli chcemy osiągnąć dany efekt w najbliższym meczu. W tym pojedynku drużyna może oczekiwać ode mnie, że wcielę się w jakiegoś maga. Kiedy indziej, że pokieruję tankiem skupiającym na sobie większość obrażeń. Gdy wiem, którą pozycję w drużynie mam zajmować, dobieram do niej jedną z postaci z danej klasy i możemy ruszać.

Nie przelewam swojej osobowości na czempiona z League of Legends. Raczej wybieram takiego, który najlepiej do niej pasuje.

Brocode Związki graczy, w oficjalnym żargonie League of Legends zwanych "przywoływaczami”, z ich postaciami bywają bardzo intymne. Nasza drużyna składa się z 8-9 osób. Bez żadnych ustaleń, zupełnie naturalnym stało się, że jeżeli ktoś gra jedną postacią, to staje się ona "jego postacią" i inni w większości przypadków nie będą nią grali. Postaci jest wiele, więc bardzo łatwo jest znaleźć taką, która może spełniać określone funkcje w drużynie bez konieczności dzielenia się z innymi.

Jeśli drużyna potrzebuje wsparcia ja wybiorę Leonę. Tomek Kutera - Alistara, wielkiego, rozjuszonego minotaura. Paweł Kamiński - Sonę, niemą zwiewną czarodziejkę grającą na dziwacznym instrumencie. Każda z tych postaci ma swoje mocne i słabe strony, każdą z nich z jej graczem wiąże coś innego, z innych powodów zdecydowali się na grę właśnie nią.

Przez to, że te postacie są tak inne, można grać nimi bez konieczności bezpośredniego porównywania się z innymi. Gdybyśmy zaczęli regularnie grać tymi samymi postaciami, bardzo szybko okazałoby się, że któryś z nas jest lepszy od drugiego. A tak bez większego uszczerbku na dumie możemy współpracować ze sobą w ramach jednego zespołu.

Jeden z typowych meczów z Leoną w roli głównej

Leona jest więc moja.

Na 92 dostępnych obecnie bohaterów w League of Legends jest zaledwie kilkunastu, którymi rozegrałem więcej niż jeden mecz. Spośród nich tych, z którymi czuję się pewnie mogę policzyć na palcach jednej ręki.

Vladimir, Malzahar, Veigar czy Riven to postacie, którymi najprawdopodobniej rozegrałem znacznie więcej meczy niż Leoną. Vladimir jest magiem krwi, skutecznym, ale nie wywołującym we mnie innych emocji niż satysfakcja z dobrze przeprowadzonej akcji. Malzahar to z kolei wyzwanie - postać, której ogarnięcie wymaga wysiłku. Przezwyciężanie własnych słabości jest tym, co mnie motywuje do gry nim. Veigar to mały, piskliwy karzełek z kompleksem niższości i potężnymi czarami - gra się nim po prostu zabawnie. Riven wybieram wtedy, gdy chcę komuś sprawić naprawdę duży ból jej wielkim mieczem.

Riven jest kobietą. Również silną, podobnie jak Promyk Jutrzenki niewychodzącą na pole bitwy w samej bieliźnie. Rozegrałem nią pewnie więcej meczów niż Leoną. Ale coś sprawiło, że traktuję ją zupełnie inaczej. Nie słucham przeróbek piosenek Britney Spears na jej temat:

Wpada w ucho, cóż poradzić

Leona jednakże nie jest tylko moja.

Choć członkowie drużyny taktownie się do niej nie zbliżają, wierni naszemu brocode, to w League of Legends gra kilkanaście milionów ludzi. Nie da się nie trafić na takich, którzy również grają Leoną. Wtedy idziemy na noże. W końcu muszę udowodnić, że tylko ja jestem godzien aby nią kierować. Tylko ze mną będzie miała najlepsze statystyki. Tylko ze mną będzie jej dobrze.

A jednocześnie podglądam w jaki sposób steruje nią Ten Drugi. Gracz. Lub Druga, kto wie. Leona jednakże nie należy tylko do graczy.

Proces tworzenia kolejnych bohaterów w League of Legends jest długotrwały i złożony. Nowi czempioni i kostiumy do nich są jednym z głównych źródeł generujących dochód w darmowej na co dzień grze, więc firmie zależy, aby regularnie pojawiali się nowi czempioni i nie można było się nudzić.

Praca nad nowym bohaterem zaczyna się od pomysłów grafików. Szkicują, wymyślają, a potem pokazują swoje rysunki projektantom bohaterów. Ci zaczynają się wtedy zastanawiać, jaki zestaw z opracowanych przez nich mechanik można by przy tej postaci zastosować. Potem do akcji wkraczają animatorzy, dźwiękowcy i osoby przygotowujące tzw. "splash screeny", ilustracje promujące danego czempiona, które często lądują na tapetach pulpitów komputerów graczy. Z połączonych wysiłków zespołu ludzi powstaje postać, która następnie jest rozkładana na czynniki pierwsze przez milionową publiczność.

Jedni gracze nie sięgną po postacie, które im się nie podobają (co jest prostą odpowiedzią, na pytanie czemu większość bohaterek LoLa wygląda jak modelki). Inni nie będą grać ciekawym graficznie czempionem, jeśli nie będą za nim stały interesujące umiejętności i ataki. Uwielbiam Leonę za to, jaką funkcję na polu bitwy mogę dzięki niej spełniać. Ale jej wygląd też ma dla mnie znaczenie.

Skryta za wielką tarczą wojowniczka wzbudza we mnie spokój. Wyobrażam sobie, jak okłada nią hordy wrogów, osłaniając mnie przed pociskami. Gdy gram Leoną nie wcielam się w Leonę. Nie jestem nią. Raczej dopinguję ją, troszczę się o nią, nie chcę, aby się jej coś złego stało. Gdy członkowie drużyny są w opałach często uspokajam ich mówiąc "spokojnie, mamusia jest już w drodze”. A potem Leona spala wrogów w słupie ognia prosto ze słońca. Idealna z nas para.

Moja! Nie, moja! Jednym z "ojców” Leony, od strony mechaniki, jest David "Volty” Abecassis. Z kolei za jej wygląd odpowiada Michael "Iron Stylus” Maurino. A splash screen stworzył jeszcze inny grafik.I tutaj sytuacja się zagęszcza. Jedną z inspiracji przy projektowaniu była... żona Maurino. Niedawno na forum dyskusyjnym gry pisał:

To co uważam za atrakcyjne można faktycznie odnaleźć w moich rysunkach kobiet i w mojej żonie. To przeniosło się na moje projektowanie Leony. To nie dokładne przełożenie 1:1, bo moja żona nie chodzi od stóp do głów w złotej zbroi. Jednakże gdy pracowałem nad twarzą Leony, ona bardzo przypomina moją żonę. Ma nawet podobną budowę ciała.

Co dziwne, kiedy zobaczyłem splash dla Leony, zauważyłem że grafik (który użył Natalie Portman jako punktu odniesienia) także zrobił z niej kobietę, która przypomina moją żonę. Na dodatek moja żona wygląda jak bardzo wysoka Natalie Portman (zbiegiem okoliczności, jako dodatkowy szczegół, moja żona chodziła do szkoły średniej z Natalie Portman). Czy mam bzika? Być może. Po prostu jakoś tak wyszło, że dowiedziałem się, że grafik stworzył ja na podobieństwo swojej żony, która wygląda jak bardzo wysoka Natalie Portman. Steruję w grze jego żoną. Przecież to miała być MOJA Leona!

Maurino pisze:

Moja żona jest wielka inspiracją dla mnie i jest wspaniałą kobietą. Myślałem o niej przez cały czas kiedy pracowałem nad Leoną i użyłem jej cech charakterystycznych gdzie tylko wydawały mi się pasować do postaci. W pewien sposób traktuję Leonę jako hołd dla mojej żony. Ale w jej samej istocie, jest holdem dla wszystkich silnych kobiet, pełnych przekonania kobiet, które mają chęć sprzeciwiać się schematom. Co moja, również będąca brunetką, dziewczyna na to, że spędzam wieczory z zakutą w zbroję amazonką inspirowaną czyjąś żoną o twarzy Natalie Portman i słucham piosenek na jej temat? Nie jestem do końca pewny, ale gdy gramy razem w League of Legends, to ona wciela się albo we włochatego yeti, albo zmutowanego szczura.

Kobiety.

Konrad Hildebrand

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)