Ratchet & Clank: 4 za jednego - recenzja

To już bodaj 10. część platformowych przygód biocybernetycznej pary Ratcheta i Clanka. Czy z tak dużym bagażem doświadczeń można próbować zbudować coś nowego? „Ratchet & Clank: 4 za jednego” pokazuje, że można. Choć nie jestem przekonany, czy warto.

Ratchet & Clank: 4 za jednego - recenzja
marcindmjqtx
SKOMENTUJ

Co zrobić, by skakanie po platformach nadal bawiło i wciągało? Drogi są dwie - albo rozbudowujemy platformy do rozmiaru miniwszechświatów (jak w „Prince of Persia”), albo dodajemy „to coś”, co odwraca uwagę od cienkiej fabułki i monotonii rozrywki (jak w „Little Big Planet”). Tym szczególnym dodatkiem może być dobre poczucie humoru lub/i współpraca między graczami (oba obecne w „LBP”). Ja jestem fanem współpracy - nie przez sieć z odległymi, a przez to odrealnionymi znajomymi, ale z ludźmi siedzącymi obok, którzy wraz ze mną i się śmieją, i wściekają. Konsola i duży telewizor nadają się do tego idealnie, bo wdrożenie się w sterowanie postacią to kwestia kilku minut, a reszta to już czysta zabawa. Proste?

W zalewie żarcików

Jak się okazuje - niekoniecznie. Bo nawet prostej platformówce przyda się fabuła, czyli pretekst, który ma nas przynajmniej skłonić do rozpoczęcia gry. Tu mamy kontynuację dotychczasowych przygód Ratcheta i Clanka - pozornie niedobranej pary, która przemierza kolejne planety, rutynowo już ratując wszechświat przed kolejnymi niebezpieczeństwami. Tym razem, po „Ratchet & Clank: A Crack in Time”, panowie postanowili udać się na zasłużony odpoczynek. Oczywiście to się nie może udać - galaktyczny megaloman Quark udaje się po odbiór niezasłużonej nagrody i wraz ze swoją eskortą, oczywiście Ratchetem i Clankiem, wpada w pułapkę zastawioną przez Dr. Nefariousa. Przez chwilę robi się ciekawiej, gdy wychodzi na jaw, że Nefariousowi nie wszystko się udało i wpada w te same tarapaty co jego ofiary.

Mamy więc nieoczekiwany zwrot akcji - oto dotychczasowi przeciwnicy muszą razem stawić czoła przeciwnościom. Pierwsza z nich, niejaki Zegrud, okazuje się tylko początkiem długiego ciągu komplikacji, w których fabuła szybko się rozmywa i traci cały rozmach. Od tej pory przy życiu trzymają nas tylko kolejne wstawki filmowe, które popychają akcję do przodu raz lepszymi, raz gorszymi żartami.

No właśnie - poczucie humoru. Niestety w większości dość drętwe. „Ratchet & Clank” ma w sobie coś disnejowskiego - tę nieuchwytną sucharowatość, która tak wyraźnie odróżnia „Małą syrenkę” od „Gdzie jest Nemo?”. Żart może być bezpieczny i obły, wywoływać przelotny uśmiech i znikać. Może też zaskakiwać swoją przewrotnością, kusić drugim dnem i pozostawać w pamięci. Niestety tu humor krąży raczej wokół tej pierwszej kategorii. Owszem, jest kilka naprawdę niezłych momentów, ale szybko zostają wymyte z pamięci zalewem okrzyczków i żarcików. I nie, nie przekonuje mnie twierdzenie, że to gra raczej dla młodszych. Im też należy się trochę dowcipów z wyższej półki.

Współpraca bez zachwytów

Wielką nowością w tej odsłonie „Ratcheta & Clanka” jest tryb kooperacji. Czy to siedząc koło siebie, czy grając przez sieć, maksymalnie cztery osoby mogą kontrolować czterech głównych bohaterów. Tu niestety zabrakło pomysłu - współpraca w zasadzie sprowadza się do dwóch typów zadań: „Pokonamy go strzelając razem” albo „Pomóż mi przeskoczyć tę dziurę”. Od czasu do czasu zdarza się też konieczność wspólnego stanięcia w określonym miejscu. To spora słabość - oczekiwałbym czegoś bardziej pomysłowego, wspólnego rozwiązywania wymagających pokombinowania zadań czy doskonalenia współpracy. Dodatkowy minus za identyczne postacie - kimkolwiek zagrasz, nie poczujesz różnicy. To oczywiście kwestia wyrównywania szans wszystkich graczy, ale Clank i Nefariousa to tak odmienne postacie, że powinno się to czuć od razu.

Tymczasem najbardziej charakterystyczną cechą każdej postaci, poza wyglądem, pozostają głosy. Trzeba przyznać - świetne. To jeden z lepszych polskich dubbingów gier. Wojciech Malajkat (Ratchet) i Jerzy Kryszak (Clank) są niemal idealni, a sekundują im Nefarious (Mirosław Wieprzewski) i Qwark (Robert Tondera).

Brak spójnej fabuły sprawia, że niezależnie od scenerii i danego zadania rozgrywka sprowadza się właściwie tylko do tłuczenia kolejnych fal przeciwników, rozbijania pudeł ze śrubkami i przechodzenia na kolejne platformy. Absolutna liniowość gry jest podkreślana jeszcze automatycznym prowadzeniem kamery. To kolejna cena za możliwość kooperacji - tam, gdzie normalnie sterujemy widokiem, tym razem mamy koło przełączania broni. Ilekroć więc próbujemy spojrzeć w bok i odruchowo poruszamy prawym kciukiem, na ekranie pojawia się pole opcji uzbrojenia. Tymczasem obraz pozostaje ustawiony tak, by obejmował wszystkich uczestników gry. I znowu - to zrozumiałe, że nie można zgubić poza ekranem którejś postaci, ale kamera porusza się strasznie sztywno, nieustannie naganiając nas, byśmy podążali dalej.

Ranking śrubek Mocną stroną „Ratcheta & Clanka” zawsze pozostawało uzbrojenie, więc i tu nie zawodzi ono oczekiwań. Przeciwników można smagać, wystrzeliwać w powietrze, zamieniać w świnie czy rozrywać na strzępy. Każdą broń można trzykrotnie ulepszać i sporo zabawy daje obserwowanie, która z naszych armat daje w określonym momencie najlepsze efekty. Kolejne usprawnienia kupujemy za mozolnie zbierane śrubki - sprawa znana z kolejnych części gry, jednak tu wyjątkowo irytująco wypada konieczność ciągłego rozwalania tysięcy pudeł, w których poukrywana jest nasza waluta. Radosna demolka bawi przez 15 minut, a potem zamienia się w mozolny obowiązek.

Motywujący może być tylko ranking, który pojawia się po każdym etapie i uwzględnia to, ile czego natłukł i zabierał każdy z graczy. To coś, co zachęca do wysiłku, bo jak wiadomo nic tak nie cieszy jak triumf nad bliźnim.

Graficznie „Ratchet & Clank” jest poprawny, ale niewiele ponad to. Widać, że gra ma już swoje lata i brak tu jakichś nowych pomysłów i rozwiązań. Warto tylko zwrócić uwagę na to, co dzieje się w tle. A to ktoś demoluje budynek, a to widać miasto wyraźnie zainspirowane „Blade Runnerem”, a to pojawiają się światy nawiązujące do „Avatara”. Prawdę mówiąc, momentami miałem wrażenie, że autorów bardziej bawiło to, co działo się z tyłu, niż podrygiwania postaci na pierwszym planie.

Werdykt Nie. Jednak nie. Były momenty, gdy zabawa się rozkręcała, ale ostatecznie możliwość współpracy nie porywa na tyle, by rekompensować choćby złe prowadzenie kamery i monotonię schematu śrubki-walka-przerywnik. Mam nadzieję, że kolejny„Ratchet & Clank” albo wróci do poprzedniego schematu gry, albo znajdzie naprawdę ciekawy pomysł na kooperację. Szkoda dalej brnąć tą drogą.

2/5 - Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku, tylko, jeśli nie ma niczego innego do grania).

Piotr Stanisławski

  • Data premiery: 21.10.2011
  • Deweloper: Insomniac Games
  • Dystrybutor: Sony Computer Entertainment Polska
  • Wydawca: Sony Computer Entertainment
  • PEGI 7

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor.

Ratchet and Clank: 4 za jednego (PS3)

  • Gatunek: platformowa
  • Kategoria wiekowa: od 7 lat

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne