R.U.S.E. - recenzja

R.U.S.E. - recenzja

R.U.S.E. - recenzja
marcindmjqtx
07.09.2010 18:01, aktualizacja: 30.12.2015 14:05

Ubisoftu nie lubimy za wrzucanie kropek w każdy cholerny tytuł ich gry. Jeszcze troszkę i doczekamy się S.P.L.I.N.T.E.R. C.E.L.L.. Ubisoft lubimy, bo robi doskonałe gry, a R.U.S.E. to tego kolejny przykład.

MOVE HERE SOLDIER R.U.S.E. to także zwiastun nowej jakości w RTSach na PlatStation 3. Oczywiście wiąże się to z wykorzystaniem kontrolera MOVE, który pozwala na szybkie i precyzyjne wydawanie rozkazów. Urządzenie idealnie pasuje tak do gatunku, jak i samej gry. Dzięki MOVE'owi dowodzenie staje się jeszcze większą przyjemnością i nawet lekkie drżenie kursora (spowodowane trzęsącymi się ze starości rękoma gracza-recenzenta) nie wkurza tak, jak w strzelaninach. I tylko Kinecta żal, bo nadawałby się do tej gry jak żadne inne peryferium.

RTSy i konsole to, jak wiadomo, temat drażliwy. Jeśli gra tego gatunku nie ma przyklejonej naklejki z napisem Halo, to szanse, że tytuł się sprzeda, są marne. Red Alert 3 zniknął w otchłani niebytu szybciej niż światło, World in Conflict nigdy nie wyszedł, a z EndWarem można było głównie porozmawiać. Bodaj jedyną grą, która cieplej zapisała się w pamięci graczy był Universe at War z gigantycznymi robotami niszczącymi Ziemię.

Ubisoft się byle czego nie boi i chce złapać byka za rogi, wydając kolejną grę z wieloma kropkami, czyli R.U.S.E. Jednak w odróżnieniu od niemal wszystkich RTSów na konsolach, ten tytuł od podstaw robiono z myślą o padzie i grze na telewizorze. Wersja PC oczywiście jest i posiada całą funkcjonalność klasycznego RTSa, ale to wersja konsolowa zasługuje na szczególną uwagę. Autorzy poświęcili większość czasu na takie zaprojektowanie rozgrywki i sterowania, by obsługa padem była nie mordęgą, ale przyjemnością.

Operacja 'Stół wojenny' Gracz wciela się w rolę Joe Sheridana, młodego amerykańskiego oficera, który dzięki swoim umiejętnościom taktycznym i strategicznym robi oszałamiającą karierę w armii. Akcja zaczyna się na początku II Wojny Światowej w Afryce, by potem przetoczyć się przez większość teatrów wojennych - odwiedzamy Włochy w trakcie operacji Husky, walczymy we Francji w trakcie D-day, w Holandii w operacji Market Garden - ot, klasyka wojenna.

Zaskakująco mocnym elementem gry jest scenariusz. Od samego początku Sheridan ściera się z tajemniczym Prometeuszem, genialnym niemieckim strategiem, który zawsze potrafi przewidzieć ruchy wroga i zareagować w najbardziej dotkliwy dla Aliantów sposób. Historia nie jest może jakoś specjalnie oryginalna, ale chłonie się ją dobrze i daje wystarczające powody, by chciało się grać kolejną misję. Na plus należy także zaliczyć liczne renderowane filmiki wprowadzające w opowieść.

Ale to nie scenariusz jest tu najważniejszy, a rozgrywka. R.U.S.E. to klasyczny RTS, w którym trzeba budować bazę, wydobywać surowce i kupować jednostki. Wiele tu jednak unikalnych rozwiązań, które sprawiają, że gra jest grywalna na konsoli, jednocześnie zachowując swój charakter. Główną cechą wyróżniającą tytuł Ubisoftu, jest sposób dowodzenia. Jednostki przedstawione są w postaci żetonów, które przesuwamy po mapie. Przypomina to troszkę film dokumentalny na jakimś historycznym kanale tematycznym - typy jednostek prezentowane są poprzez miniaturki, a gdy już wydamy rozkaz to na mapie pojawiają się charakterystyczne strzałki, pokazujące, gdzie zmierzają oddziały. Sterowanie, czyli to, co na konsolach jest zdecydowanie najtrudniejsze do ogarnięcia w RTSach, jest świetne. Kursor przykleja się do jednostek, z łatwością można wybrać wszystkie oddziały danego typu albo po prostu zaznaczyć, co tylko chcemy, przytrzymując jeden z triggerów (cyngli). Lewy analog przesuwa kamerę nad mapą, prawy służy do jej obracania i płynnego przybliżania obrazu. Choć większość czasu spędza się na widoku strategicznym, patrząc na świat z wysokości kilku kilometrów, to jednak zawsze można jednym szybkim ruchem zjechać na poziom gruntu (albo prawie) i przyglądać sięm jak dokładnie odwzorowane jednostki toczą bój na śmierć i życie. Tylko z takiej perspektywy można podziwiać dopracowane efekty specjalne wybuchów i animację walczących pojazdów i piechociarzy.

Zmiana perspektywy ma jeszcze jedno, całkiem użyteczne zastosowanie - im dalej odsuwamy kamerę od ziemi, tym bardziej jednostki zbijają się w grupy. Jeśli chcemy szybko przesunąć cały batalion, to robimy to z poziomu widoku strategicznego. By wydać rozkazy poszczególnym czołgom, wystarczy przybliżyć troszkę obraz. Rozwiązanie jest nie tylko eleganckie, ale także bardzo wygodne i znakomicie ułatwia zabawę, jednocześnie niemal całkowicie usuwając konieczność tworzenia tak zwanych hot-groups, czyli oddziałów podpisanych pod klawisze.

Bitwa karciana Zgodnie z regułami rządzącymi RTSami, także tu mamy schemat kamień-nożyce-papier. Każda jednostka ma swoje słabe i silne strony, a by odnieść sukces trzeba stworzyć armię, która zdolna jest poradzić sobie z każdym zagrożeniem. Zwłaszcza, że komputer nie ma litości i stara się atakować zróżnicowanymi siłami, zwykle tam, gdzie jesteśmy najsłabiej przygotowani. W kampanii rodzaje jednostek są nam początkowo narzucane i dopiero w późniejszej jej części możemy samodzielnie dobierać oddziały - odpowiednie decyzje i zarządzanie zasobami (które do głównej kwatery dowożone są ze specjalnych magazynów położonych przy głównych drogach) są tu decydującymi czynnikami. Zbyt wiele błędów i przeciwnik rozjedzie nas jak walec tego nieszczęśnika z Austina Powersa. Powoli, ale nieubłaganie.

Warto szybko ogarnąć tytułowy element gry, czyli podstępy (ruse bez kropek oznacza właśnie podstęp, fortel). Obrazują je specjalne karty, które można zagrywać na określone sektory mapy. Na każdy z nich można rzucić najwyżej dwa podstępy, a ich pula również jest ograniczona. Trzeba więc nimi zarządzać tak samo, jak zarządzamy pozostałymi siłami. Szybko nauczymy się, że fortele, choć nie wygrywają automatycznie bitew, to jednak mogą bardzo ułatwić grę. Jeden sprawia, że nawet lekko pokiereszowane jednostki wroga zaczynają uciekać. Inny ujawnia typy wszystkich oddziałów przeciwnika w sektorze (normalnie prezentowane są w postaci różnej wielkości żetonów). Jeszcze inny wysyła we wskazane miejsce armię składającą się z makiet, co skutecznie odciąga uwagę od głównego natarcia. Podstępów jest łącznie 10, a każdy z nich ma duże znaczenie tak taktyczne, jak i strategiczne. Zwłaszcza w trybie sieciowym okazują się po prostu niezastąpione i często to właśnie one decydują o wygranej lub przegranej.

WERDYKT Na konsolach RTSów jest jak na lekarstwo, więc dobra gra tego gatunku zawsze jest godna polecenia. Ja uważam R.U.S.E. za grę bardzo dobrą, ocierającą się o geniusz. To przemyślany i dopracowany produkt, a do tego niebanalny przedstawiciel gatunku, który nie kopiuje rozwiązań prosto z peceta, ale proponuje coś nowego i świeżego. Rozgrywka w trybie kampanii wciąga, a w multiplayerze cieszy zróżnicowaniem. Znalazło się tu nawet miejsce na solidnego coopa, w którym gracze dysponujący zupełnie różnymi typami armii muszą wspólnie odpierać ataki komputera. Jeśli ktoś czuje głód strategii i nie posiada peceta (na którym wychodzą ostatnio głównie RTSy i ewentualnie MMO), to gra Ubisoftu będzie dla niego wyjątkowo smacznym daniem.

Tadeusz Zieliński

R.U.S.E (PS3)

  • Gatunek: strategiczna
  • Kategoria wiekowa: od 16 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)