"Jajecznica" jeszcze nigdy nie była tak bolesna, czyli pierwsze wrażenia z Mortal Kombat X
Starsi gracze pewnie pamiętają to określenie - "jajecznica" to kultowy cios Johnny'ego Cage'a. Postać robi szpagat i jednocześnie miażdży pięścią, erm, genitalia przeciwnika. W Mortal Kombat X swoją wersję tego ciosu prezentuje także Cassie, córka Cage'a, a dzieje się to podczas specjalnego ciosu X-ray, w którym obserwujemy dosłownie pękające jądra wroga. Auć.
Śmiertelni kombatanci Do premiery został jeszcze miesiąc z haczykiem, ale już miałem okazję pograć kilkadziesiąt minut w Mortal Kombat X. Głównym daniem dema był prezentowany po raz pierwszy tryb fabularny - a w zasadzie jego około piętnastominutowy pierwszy rozdział. Ten toczy się jakieś dwa lata po wydarzeniach z poprzedniej części serii i 23 lata przed zasadniczą historią, jaką opowie gra. Wcielamy się w Johnny'ego Cage'a, który razem z Sonyą Blade i Kenshim muszą pomóc Raidenowi i Fujinowi w walce z Shinnokiem. Bo fakt, że Shao Kahn został pokonany, wcale nie oznacza, że świat jest bezpieczny.
Mortal Kombat X
Fabuła przedstawiana jest podobnie, jak w poprzedniej części - dużo tu scenek przerywnikowych, a od czasu do czasu dochodzi do pojedynku. Nowością są tylko interaktywne elementy w czasie tych pierwszych. To nic innego, jak... QTE. Wszystkich, którzy go szczerze nie znoszą, uspokajam - jest opcjonalne. Jeśli nie uda się go wykonać, to postać pewnie dostanie łomot (bo zwykle trzeba unikać jakichś ciosów), ale nic tak naprawdę się nie stanie, scenka i tak skończy się tak, jak miała się skończyć. Nie można "przegrać", gra nie zmusi nigdy do powtarzania takiego fragmentu. Po co więc to QTE w ogóle dodano? Teoretycznie pewnie po to, by zwiększyć zaangażowanie gracza podczas fabularnych przerywników, ale mnie jakoś ten pomysł nie przekonuje.
Same walki w trybie fabularnym są, zaskoczenia brak, absolutnie banalne, jeśli chodzi o poziom trudności. A przynajmniej będą takie w pierwszym rozdziale - w końcu to początek, więc nie można stawiać graczowi od razu wielkich wyzwań. Wspomnę więc tylko, że widziałem kilka postaci, których nie prezentowano na wcześniejszych materiałach - Fujina, Kenshiego, a także "złe wersje" Smoke'a i Jaksa. Zapytany o nich Hans Lo, jeden z producentów gry, nie chciał zdradzić, którzy będą grywalni, powiedział tylko, że "nie wszyscy". Osobiście obstawiam, że na 90 procent zobaczymy Jaksa, bo z nim jako Johnny Cage stoczyłem nawet pojedynek. Z kolei Sonyę właśnie zapowiedziano - ale w ogrywanym przeze mnie demie jej nie było.
Dół, tył, kwadrat Ma się rozumieć, dużo więcej czasu niż w trybie fabularnym spędziłem po prostu na pojedynkach. System walki praktycznie nie zmienił się od poprzedniej części. Drobną nowością są interaktywne elementy otoczenia przeniesione tu z Injustice, ale nie ma ich zbyt wiele. Miło, że są w każdym narożniku planszy, przez co zawsze łatwo z niego umknąć. W końcu nie ma nic gorszego, niż tam utknąć. Poza tym to stary, dobry Mortal, gra przystosowana raczej do pada, niż do arcade sticka.
Starzy gracze od razu poczują się jak w domu, ale nie znaczy to, że nie będą musieli niczego się uczyć. Nawet powracający bohaterowie doczekali się odświeżenia i z pewnością nie da się nimi grać "z pamięci". Dla przykładu, fani Scorpiona z pewnością zauważą, że teraz rzut hakiem wykonuje się inną kombinacją przycisków, a kombosy z poprzedniej części zwyczajnie nie wchodzą. Każdego bohatera trzeba będzie poznać od nowa. Szczególnie, że teraz wszyscy mają po trzy wersje - te różnią się, tylko albo aż, niektórymi ciosami specjalnymi. Nie jest tak, że z jednego bohatera nagle robi się trzech. Każdym Reptilem, dla przykładu, gra się w zasadzie podobnie, ale każdy wymaga trochę innej strategii. Inaczej do walki trzeba podejść, mogąc spowalniać ruchy przeciwnika, a inaczej, gdy się go zatruwa. Podstawowe ciosy pozostają jednak identyczne.
Mortal Kombat X
Już poprzednia część Mortal Kombat sprawiała wrażenie powolniejszej niż inne bijatyki, jak choćby Street Fighter czy (to w szczególności) Marvel vs. Capcom 3. Może to wrażenie, ale wydaje mi się, że w tej odsłonie wojownicy są jeszcze bardziej "masywni". Każdy cios ma jeszcze większy "efekt umf", jest jeszcze bardziej sugestywny, niż poprzednio. Nie przeszkadzało mi to - wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej czułem, że więcej zależy tu od wyczucia, taktyki i spostrzegawczości, niż od małpiej zręczności palców czy ponadnaturalnego refleksu.
You'll never kombat alone Bijatyki to gry przede wszystkim dla dwóch graczy, ale twórcy Mortal Kombat X chcą zrobić wszystko, by i samotnik miał tu co robić. I nigdy nie czuł się, nomen omen, osamotniony. Jednym ze sposobów na to będę "wojny frakcji". W skrócie mówiąc, każdy gracz na początku zabawy wybierze jedną z pięciu stron odwiecznego konfliktu (w razie czego będzie ją można zmienić). Grając, będzie zdobywał dla niej punkty. Członkowie tej frakcji, która po określonym czasie będzie na szczycie światowego rankingu, otrzymają nagrody - na razie nie wiadomo jeszcze oficjalnie, co to będzie, ale pewnie możemy spodziewać się dodatkowych kostiumów i tym podobnych dodatków.
Co ciekawe, punkty dla frakcji będzie można zdobywać także bawiąc się mobilnym Mortal Kombat X, które trafi na Androida i iOS. Tę grę twórcy określają mianem "strategicznej bijatyki", bo sam model walki jest tu mocno ograniczony, więcej zależy właśnie od taktyki. Nie przekonała mnie szczególnie, ale trzeba przyznać, że graficznie prezentuje się znakomicie. Cóż, trend jest taki, by współczesne gry miały swoje "aplikacje towarzyszące", więc i Mortal się takiej doczekał.
Mortal Kombat X
Inną ciekawostką, która ma przytrzymać graczy przy MKX, są "żyjące wieże". Tym razem wieże wyzwań będą bowiem losowo zmieniać się w zależności od godziny czy daty. Masz tylko godzinę przed spotkaniem z dziewczyną? Włącz najmniejszą z wież i spróbuj ją przejść - jeśli się nie uda, trudno, po sześćdziesięciu minutach i tak będzie inna. Chcesz coś trudniejszego? Wybierz taką, która zmieni się dopiero jutro. Pomysł jest ciekawy i z pewnością sprawi, że chętniej do Mortala będzie się wracać - choćby po to, by sprawdzić, jakie wyzwania czekają w nim tym razem.
To komu jajecznicę? Mortal Kombat X mnie nie zaskoczył. Dostałem logiczną kontynuację poprzedniej - bardzo dobrej - części. Dostaniemy bardzo zbliżony model walki, podobnie zrealizowany tryb fabularny i ciekawsze wieże wyzwań. Bo po co poprawiać coś, co tak dobrze działało? Nowości wydają się trafione w dziesiątkę (szczególnie trzy wersje każdego wojownika) i nawet nowe postaci nie rażą - a z tymi bywało w historii serii różnie. Premiera już 14 kwietnia - czy muszę dodawać, że czekam?
Tomasz Kutera