"Granie do niczego się nie przydaje", czyli Anna Wendzikowska z TVN‑u daje kolejny przykład ignorancji (swojej i mediów w ogóle) [HEADSHOT]
Tracimy wiarę w szansę na zmianę stereotypów. Ignorancji piętnować jednak nie przestaniemy.
23.07.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:36
Piksele to kolejny film o świecie na skraju zagłady. Tym razem kosmici przybrali postać ikon gier wideo z lat 80. (stąd też tytuł filmu). Kto może uratować ludzkość przed siejącymi pożogę Pac-Manem i spółką? Gracze.
Jak najlepiej zacząć rozmowę z Adamem Sandlerem, gwiazdą filmu o GRACH i GRACZACH (inna sprawa, że według recenzji potwornie słabego)? Według Anny Wendzikowskiej, od zbagatelizowania gier.
Ten film pokazuje jedyną możliwą sytuację w życiu, kiedy obsesyjne granie w gry komputerowe może się okazać przydatne. Pomyślałeś o tym? Błysnęła na samym początku rozmowy z Sandlerem prezenterka TVN-u. Sama nie pomyślała.
mat. prom.
Dodanie do zdania słowa "obsesyjne" nie uchroni Wendzikowskiej przed zarzutami o ignorancję czy zostaniu w tyle za resztą świata. Choć może najbardziej na miejscu byłoby zarzucenie niekompetencji. O warsztacie dziennikarki było już przecież głośno, gdy Sigourney Weaver dała jej lekcję teatrologii, przedstawiając postać Jerzego Grotowskiego. Wybitnego reżysera teatralnego, o istnieniu i dorobku którego Wendzikowska nie miała pojęcia. I to mimo bycia absolwentką dwóch szkół aktorskich. Zajmująca się filmem i kulturą reporterka nie wiedziała też wcześniej na wizji, z jakiego filmu (tudzież książki) pochodzi motyw głowy konia w pościeli.
W tym świetle mniej dziwi fakt, że obyta na salonach przedstawicielka TVN-u (a po części - co smutne - i całego kraju) w świecie śmietanki towarzyskiej przegapiła rozwój przemysłu gier wideo. Przemysłu, który dawno temu przyćmił pod względem finansowym kino czy muzykę. "Obsesyjne" granie w gry pomaga niezmiernie przy starcie w tym dochodowym przemyśle. Pomaga zostać twórcą, produkty którego bawią miliony ludzi na całym świecie. Bawią, a nie rozbawiają jak wpadki Wendzikowskiej. A nawet jeśli nie zostanie się drugim Kojimą czy Warrenem Spectorem, w branży nie brakuje posad dla ludzi ze zdolnościami w innych dziedzinach. Wspólny, wielce pomocny mianownik na każdym stanowisku? Miłość do gier wideo. Czy też "obsesja".
YouTube
Wendzikowska przegapiła też najwyraźniej internet, którym trzęsą gry wideo. Jutuberzy i strimerzy przyciągają milionowe publiczności i milionowe wypłaty. PewDiePie ze swoimi 38 milionami subskrybentów na pewno wziąłby sobie jej słowa do serca. Całe dzieciństwo i młodość przed komputerem spędził Notch, twórca Minecrafta. Źle na tym nie wyszedł, dziś jest milionerem (miliarderem?).
Jest przecież także esport, dzięki któremu rekordy frekwencji pobił katowicki Spodek. Nowa dziedzina sportu, w której droga od zera do ulubieńca tłumów jest krótsza niż kiedykolwiek. A z uwielbieniem tłumów idą ogromne pieniądze. Sześć zer w pulach turniejów esportowych to już nie powód do zdziwienia, a standard. Ale to przecież bez znaczenia, nikomu na nic w życiu się granie nie przydało.
Co jest zatem w życiu przydatne? Jakiej pasji warto się poświęcić? Filmom, z którymi pani z TVN-u jest najwyraźniej - mimo poważnych braków warsztatowych - po drodze? Co można osiągnąć jako obsesyjny "oglądacz" filmów? Można na przykład zostać ich recenzentem (gdyby tylko w grach wideo była taka możliwość...). Można pójść w ślady Quentina Tarantino i milion obejrzanych filmów przekuć na karierę filmowca. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że w roku 2015 na karierę łatwiej zamienić miłość do gier wideo.
Można też w końcu zostać "kulturalnym" reporterem TVN-u, ale do tego najwyraźniej nie trzeba się interesować niczym.
Piotr Bajda