"FIFA to ping-pong" - powiedział człowiek od PES‑a. Rozgrzewka przed konfrontacją dwóch wirtualnych piłek?
Być może ciekawsza od samej konfrontacji.
- Mamy grę, która pozwala grać w prawdziwą piłkę - można kontratakować, utrzymywać się przy piłce, grać długą piłką. Nie możesz tego robić w tej drugiej grze, gdzie wygląda to bardziej jak ping-bong - wypalił Adam Bhatti, europejski brand manager Pro Evolution Soccer 2015.
Ta "druga piłka" to rzecz jasna FIFA 15. Zakładając, że Bhatti ma rację, można by oczekiwać, że jego produkcja pobije Fifę na głowę. Od kilku lat ma z tym problemy, a czasy, kiedy dominowała niepodważalnie, dawno minęły. Czuć tu raczej desperacką próbę zwrócenia uwagi, że istnieje jeszcze inna gra piłkarska. Bo co by nie mówić o Fifie, nie przypominam sobie problemów z przerzuceniem futbolówki na drugą stronę boiska albo atakiem pozycyjnym.
Jednocześnie Bhatti przyznaje, że błędem było pozycjonowanie PES-a w przeszłości jako gry dla koneserów piłki. I choć seria wciąż jest dla nich przeznaczona, Konami nie chce wykluczać graczy z innym podejściem.
Zamiast picia piany wolałbym, żeby PES pokazał na "boisku", że jest od konkurenta lepszy. Będzie miał ku temu okazję w listopadzie. FIFA 15 ukaże się pod koniec września.
[Źródło: NowGamer]
Marcin Kosman