Quantum Theory - recenzja

Quantum Theory - recenzja

Quantum Theory - recenzja
marcindmjqtx
01.10.2010 15:58, aktualizacja: 30.12.2015 14:05

Wydawcy gier nie lubią ryzyka. Lubią za to pieniądze, a kopiowanie sprawdzonych rozwiązań pozwala zwykle uniknąć kompromitujących wpadek. Zepsuć gotową formułę nie jest łatwo, jednak Quantum Theory sprawia wrażenie, jakby jej autorzy postawili sobie to za punkt honoru.

Zły, zły i brzydki Formuła, o której pisałem to oczywiście strzelaniny, w których istotną rolę odgrywa chowanie się za rozmaitymi osłonami. Gears of War samo ciśnie się na usta, ale porównywanie produkcji Epic do potworka stworzonego przez Tachyon byłoby dla tej pierwszej czystej wody obelgą.

Syda -  archetypicznego twardziela z blizną na czole, tatuażami i demonicznym błyskiem w oczach poznajemy w trakcie wypełniania codziennej rutyny. Dla niego oznacza to niszczenie wież, które kiedyś wyrosły na powierzchni zniszczonej wieloma konfliktami Ziemi i od tego czasu są wylęgarnią Diablozy - dziwacznej substancji, zmieniającej ludzi w potwory i dokonującej rozkładu otoczenia.  Tyle przynajmniej zrozumiałem z fabuły, która chyba nie miała wysokiego priorytetu u autorów gry, bo nigdy tak do końca nie rozumiałem, co właściwie się dzieje. Pozostawało, więc jedynie skupienie się na strzelaniu, ale i to nie było łatwe.

Powód był prosty - gra wygląda fatalnie. Już menu główne, w którym widzimy Syda i jego dziwacznie nieforemną broń uwalnia nas od złudzeń, że warto tę grę komuś pokazywać. Spełnia ono jednak funkcję prysznica z lodowatą wodą, który oszczędza nam szoku termicznego na basenie, bo opanowane przez pstrokatą Diablozę korytarze, klatki schodowe i sale to widok, który mocno zachęca do wyciągnięcia płytki z konsoli. To bez dwóch zdań najbrzydsza gra tego roku, a kto wie, czy nawet nie obecnej generacji. Zwykle potrafię wskazać jakiś element tragicznej oprawy, który wykonano nieźle. W przypadku Quantum Theory jestem bezsilny. Na początku można się jeszcze łudzić, bo niższe piętra Arki nie są skażone i dominuje w nich biel, ale im dłużej gramy, tym bardziej odechciewa się na tę grę patrzeć.

Obraz nędzy dopełniają słabo zaprojektowane poziomy, które składają się po prostu z serii pomieszczeń stopniowo zalewanych coraz większymi grupkami nieprzyjaciół. Dopiero po wyeliminowaniu ostatniego z nich otwierają się drzwi do kolejnego korytarza, który zaprowadzi nas na miejsce kolejnej rzezi.

To zresztą bardzo dobre słowo na opisanie starć z wytworami Diablozy, bo wrogowie defilują przed lufą Syda potulni jak baranki. Czasem przypomną sobie, że przecież mogą się schować za osłoną, ale ta świadomość paraliżuje ich do tego stopnia, że albo chowają się po złej stronie, albo w ukryciu zapominają o konieczności prowadzenia ostrzału. No, ale czego spodziewać się po mutantach, które mając w ręku potężną rakietnicę wolą strzelać na wiwat, w sufit, zamiast wziąć na cel gracza

Im wyżej, tym gorzej Stadnie występujący przeciwnicy to jednak pikuś, przy zdecydowanie największym wrogu gracza, jakim jest frustracja. W Quantum Theory występuje ona w różnych smakach. Przy dziesiątym podejściu do tej samej strzelaniny można zapłakać nad faktem, że do malutkiego pomieszczenia, autorzy wrzucają tylu wrogów, że po minucie wszyscy by się udusili.

Tym bardziej, że choć rodzajów broni mamy tu pod dostatkiem (jeden z nich to nawet urodziwa niewiasta, którą... rzucamy w kierunku wrogów), to żaden z nich nie jest szczególnie śmiercionośny. Oba rodzaje strzelby, jakimi przyjdzie nam tu operować wyglądają groźniej, niż działają i zasługują na podzielenie się tytułem najgorszego shotguna w historii gier. Gdybym miał zamiar polecić wam tę grę, to zwróciłbym uwagę na niepozorny pistolet, który jednak najlepiej sprawdza się w odstrzeliwaniu przeciwnikom głów. Szybkie rozprawienie się z zagrożeniem to jedno, ale pokazywanie w zwolnionym tempie rozbryzgującej się czarno-zielonej brei to bardzo niesmaczny żart autorów gry. Slow motion powinno być zarezerwowane dla ładnych gier

Popularnym motywem jest tu również skakanie pomiędzy statycznymi lub poruszającymi się platformami. Jak już wspomniałem Diabloza degeneruje i zmienia zainfekowane otoczenie, więc czasem pomieszczenia zmieniają swój wystrój na naszych oczach. Patrzenie na to nie jest przyjemne, ale frustracja pojawia się, gdy będziemy chcieli przedostać się na drugą platformę czy nowo powstałą wieżę. Pozornie wystarczy tylko w odpowiednim momencie nacisnąć kółko, by Syd dosłownie przeturlał się nad przepaścią. W praktyce okazuje się, że do zabaw z geometrią pomieszczeń autorzy gry również nie powinni mieć dostępu. Syd nie umie latać, a nieumyślnie zastawionych przez Tachyon pułapek, skutkujących śmiertelnym upadkiem nie brakuje. Zwłaszcza na ostatnich etapach, kiedy to dodatkowo maleje liczba punktów kontrolnych.

I wiecie co? Nie przeszedłem tej gry. Zrezygnowałem, choć do końca zostało mi już niewiele. Każdy poziom wysysał ze mnie miłość do gier wideo, a produkcja studia Tachyon nie jest warta poświęcania jej czegokolwiek.

Werdykt Nie kupujcie Quantum Theory. To potwornie brzydka i nudna gra, dodatkowo okaleczona przez tragiczny design oraz lenistwo programistów. Jedyną jej zaletą jest pompatyczna i niepasująca do reszty farsy muzyka. Niestety, również i ona blednie w trakcie kolejnych godzin. Zupełnie jakby kompozytor stwierdził, że ma lepsze rzeczy do roboty.  Pewnie miał rację, bo trudno o bardziej pozbawione sensu zajęcie, niż granie, czytanie czy pisanie o Quantum Theory. W trosce o ostatnie promienie słońca przed zimową szarugą, skończę więc tę recenzję w połowie wyr

Maciej Kowalik

Quantum Theory (PS3)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 16 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)