Puppeteer - recenzja
Rozsiądźcie się wygodnie. Aktorzy są już gotowi? No to kurtyna w górę!
11.09.2013 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Ocena: 4/5 Jeśli w morzu sequeli i kalek brakuje wam powiewu świeżości, to Puppeteer dostarcza go w nadmiarze[...]Tym właśnie jest ta gra - odegraną z wielkim rozmachem baśniową sztuką dla młodych widzów. Na szczęście nie tylko dla nich.
Od pierwszych chwil z Puppeteer wiadomo jedno - to coś ciekawego. Stylizowany na teatralną salę ekran sytuuje gracza w roli widza przedstawienia dla dzieci. Widzimy, że elementy scenografii to makiety, latające stworki podwieszone są na linkach, a aktorzy odgrywający swoje role dwoją się i troją, by robić to jak najgłośniej, jak najbardziej ekspresyjnie i jak najśmieszniej, by zgromadzone na publiczności dzieci nagrodziły ich oklaskami. Tak widzi to człowiek dorosły. Niczym rodzic jednej z pociech na widowni stoi z boku i przygląda się spektaklowi jednym okiem. Czasem wzdychając, czasem zerkając na zegarek. Tak właśnie czułem się oglądając nieco zbyt długie, przegadane i nazbyt teatralne sceny. "To nie dla mnie" - pomyślałem. Myliłem się.
Puppeteer to jedna z historii, które mogliby opowiadać swoim pociechom rodzice obdarzeni tym rodzajem wyobraźni, który nie przejmuje się piętrzeniem absurdalnych postaci czy scen wyciąganych z rękawa. Może gdyby bracia Grimm zamarudzili z Timem Burtonem nad wyskokowymi drinkami, wpadliby na coś podobnego. Bajka to całkiem mroczna, bo choć główny niegodziwiec nazywa się Miś Bandzior Królewski, to jego imię nie licuje z czerwonymi ślepiami, wielkimi kłami i szponami rozświetlanymi przez uderzenia błyskawic, gdy uzurpator na Księżycowym Tronie pojawia się na scenie. On i jego generałowie uwięzili Księżycową Boginię, by ze swojego Czarnego Zamku kraść dusze śpiących na Ziemi dzieci i zmieniać je w swoje marionetkowe sługi. Jedna z dusz należała do Kutaro.
Rycerz bez głowy To właśnie w tego chłopca uwięzionego w ciele kukiełki wciela się gracz. Pierwsze zadanie to... znalezienie głowy. Nie swojej, bo tę ma Miś Bandzior Królewski. Jakiejkolwiek głowy innej marionetki.
Nasz bohater w pełnej krasie
Głowy pełnią funkcję "paska" życia (utrata wszystkich oznacza powrót do punktu kontrolnego) i kluczy do sekretnych skarbów czy ukrytych plansz. Wyposażeni w odpowiednią głowę w odpowiednim miejscu musimy ją aktywować, by stało się... coś ciekawego. Gra podpowiada "co i kiedy", ale robi to tak dyskretnie, że łatwo to przegapić. Sam pomysł przywodził mi skojarzenie z podobnym aktywowaniem sekretów w LittleBigPlanet. Trochę szkoda, że mechanika ma tak ograniczone zastosowanie. Dopiero gdy postanowimy zebrać wszystkie skarby i sekrety w grze, zaczyna ona mieć jakieś znaczenie. Bez tego nastawienia żonglowanie makówkami nie jest czymś, czym zaprzątamy sobie -nomen omen - głowę.
Puppeteer to przede wszystkim teatralne przedstawienie, ale gdy trzeba chwycić za pada okazuje się, że to także całkiem pomysłowa platformówka, choć daleka od klasycznych przedstawicielu gatunku. W wolnym tłumaczeniu: pełna oryginalnych rozwiązań. Rayman mógł szybować, Kutaro potrafi przemieszczać się w powietrzu przez... cięcie elementów scenografii magicznymi nożycami. To dziwna, nie do końca komfortowa, ale absolutnie kluczowa mechanika. W ten sposób będziecie radzić sobie z większymi przepaściami, wspinać po proporcach, roślinach czy ciąć pajęcze sieci więżące ważne przedmioty. To pokazuje, że Sony Japan nie patrzyło się na innych, tylko wymyślało swoją grę od podstaw.
Skoro masz nożyczki to tnij!
Poza LittleBigPlanet nie bardzo jest do czego porównywać Puppeteera, ale akurat to skojarzenie dotyczy sterowania i jest największym niedopatrzeniem przygód Kutaro. Dusza chłopaka może i została zaklęta w drewnianą kukiełkę, ale wolałbym by sterowanie nie było tak niedokładne. Trudno mi zliczyć głupie skuchy, które wynikały z ociężałości głównego bohatera, zwłaszcza w trakcie skoków. W platformówce można popsuć sporo, ale akurat sterowanie powinno być skrojone idealnie. Jeśli ginę przez swój błąd - trudno. Jeśli widzę, że to wina gry, mocno się denerwuję. Na szczęście Puppeteer miał czym mnie uspokajać.
Spektakl na wielkiej scenie Nie sposób długo gniewać się na produkcję, która prowadzi nas przez tak bogate w życie plansze. Wróć, "plansze" to złe określenie - chodzi o sceny. Kutaro jest w nich głównym aktorem, ale nie jedynym. Jego towarzysze lubią wdawać się w dyskusje z narratorem, który zdaje się nie spuszczać wzroku z chłopaka ani na chwilę. Plejada rozgadanych postaci, które przewiną się przez grę jest przebogata, do tego wszystkie (no, prawie wszystkie, bo muzyczne numery śpiewane są w oryginale) mówią po polsku. Przygotowana przez SCEP lokalizacja należy do najlepszych jakie słyszałem. Kiepski dubbing położyłby Pupeteera na łopatki, tymczasem czułem się, jakbym naprawdę siedział w teatrze i oglądał profesjonalnie przygotowane przedstawienie. Z tym zastrzeżeniem, że wyczarowane przez grę dekoracje były jakieś milion razy ciekawsze od tego, co pamiętam ze szkolnych wycieczek.
Miś Bandzior Królewski i jego generał
Wizualny styl gry to małe arcydzieło. Teatralną iluzję podtrzymują zmieniające się z hukiem na naszych oczach elementy scenografii, obsługiwane zapewne przez jakąś niepojętą maszynerię. Każda z 21 plansz ma własny charakter, ale nieważne czy wspinamy się spiralnymi schodami po zamkowej wieży, niszczymy bombami zatruty trucizną magiczny las czy walczymy z samym Krakenem - z ekranu zawsze bije wyjątkowy wizualny sznyt, którego ze świecą szukać w innych grach. Żałuję, że nie dane mi było przetestować gry w trybie 3D, ale i bez niego ma się wrażenie, że przedstawienie nie mieści się już w telewizorze i zaraz zostanie z niego wyciśnięte. Niektórych elementów aż chciałoby się dotknąć, by sprawdzić z czego są zrobione - nie przypominam sobie, by jakaś gra (może oprócz LBP) wywołała we mnie wcześniej taką ciekawość co do faktury wirtualnych obiektów.
Biegając z nożyczkami Ale Puppeteer jest nie tylko oryginalny. Zaskakuje też różnorodnością. Musicie wiedzieć, że ta długa, starczająca na 12 godzin opowieść praktycznie co planszę nieco się zmienia. Nie nuży powtórkami z rozgrywki, a cieszy zmianą otoczenia i pomysłów na których opiera się konkretna lokacja. Niektóre motywy powracają, ale z reguły są wzbogacone o coś nowego.
Sam Kutaro z aktu na akt staje się coraz ciekawszą postacią. Nie z uwagi na jego charakter (nie ma swojej głowy, więc nie mówi - zostawia to reszcie obsady), ale nabywane umiejętności. Początkowy nieudacznik zmienia się w wojownika wyposażonego w magiczne nożyczki, magiczną tarczę, bomby czy uwiązany na łańcuchu piracki hak. Każda z tych rzeczy służy do rozwiązywania kilku typów zagadek, a projektanci poziomów sprawnie nimi żonglują. Nie wymagają od gracza nie wiadomo czego - pod względem pomysłowości przeszkód Puppeteer nie błyszczy szczególnie jasno. Nie taranuje nimi graczowi drogi, nie zmusza do wysiłku czy powtarzania fragmentów plansz do znudzenia. Nawet gdy na drodze Kutaro stają bossowie. Niektóre starcia toczą się przez całą planszę, inne to szybka zabawa w "zrób to samo trzy razy". Tych walk jest ciut za dużo, autorzy mogliby spokojnie odpuścić sobie powracające starcia z Tkaczem.
Wpływy japońskiej kultury są widoczne
Puppeteer to gra, którą przechodzi się za jednym podejściem, ale w niczym nie umniejsza to płynącej z niej przyjemności. To kwestia uroku kolejnych lokacji, mnóstwa mniej lub bardziej slapstickowych gagów czy puszczania do widza oczka przy nawiązaniach do popkultury. Także przy nich widać klasę ekipy odpowiedzialnej za dubbing.
Maruda z ostatniego rzędu Puppeteer to oryginalne i świeże doświadczenie. Bardzo łatwo wsiąknąć w to przedstawienie i pozbyć się na chwilę kilkunastu lat z metryki. Mimo wszystko muszę zaznaczyć, że wraz z kolejnymi godzinami szczypta po szczypcie traciłem zainteresowanie opowieścią. Musiałem powstrzymywać się przed omijaniem ciągnących się zbyt długo dialogów, a i kolejne absurdalne wydarzenia budziły we mnie tęsknotę za nieco większym sensem. Coraz trudniej było mi udawać, że nie mam na karku 28 wiosen i chyba warto o tym wspomnieć, gdybyście planowali zakup dla siebie, a nie dla pociechy.
Idealnym układem byłoby granie z dzieckiem. Puppeteer umożliwia wcielenie się drugiego gracza w rolę pomocnika Kutaro, którego zadaniem jest przeszukiwanie planszy na okoliczność skarbów i sekretów. Można wykorzystać do tego pada, ale lepiej spisze się kontroler Move, bo pomagierzy głównego bohatera to w dużym uproszczeniu latające po ekranie kursory myszki. Gdy gramy sami, kontrolujemy ich prawym analogiem.
Ciężka dola bohatera (nie chodzi o przeszkody, a ciągle gadającą towarzyszkę)
Werdykt Jeśli w morzu sequeli i kalek brakuje wam powiewu świeżości, to Puppeteer dostarcza go w nadmiarze. Nie jest to gra dla każdego - nie znajdziecie tu wymagających pomyślunku czy zręczności zagadek, a tempo akcji nigdy nie zaprze wam tchu w piersi. Puppeteer często bywa pokraczny. Zupełnie jak jego bohater, ale to część uroku tego przedstawienia. Bo w gruncie rzeczy tym właśnie jest ta gra - odegraną z wielkim rozmachem baśniową sztuką dla młodych widzów. Na szczęście nie tylko dla nich.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów.)
Maciej Kowalik
- Platformy: PS3
- Data premiery: 11.09.2013
- Producent: SCE Japan
- Wydawca: Sony Computer Entertainment
- Dystrybutor: SCEP
- PEGI: 12
Egzemplarz do recenzji dostarczył dystrybutor.
Puppeteer (PS3)
- Gatunek: przygodowa
- Kategoria wiekowa: od 12 lat