Przychodzi szpieg na Grzybowską

Przychodzi szpieg na Grzybowską

Przychodzi szpieg na Grzybowską
marcindmjqtx
21.11.2014 15:30, aktualizacja: 15.01.2016 15:37

Retrowspominki o słynnej warszawskiej giełdzie.

Pokazuję opaskę na ręce i przekraczam wejście na Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi. Podchodzę do pierwszego stoiska, akurat jest ze starymi komiksami z PRLu, gdy nagle wpadają w ucho słowa sprzedawcy skierowane do jakiegoś odwiedzającego: - Haha, jak się nie podoba to mam jeszcze cartridge na Mega Drive.

Mega Drive?! Czy ja dobrze słyszę? Znalazłem się w corocznej mekce fana komiksu i nawet tu mnie stary sprzęt dopada? Tak od razu po wejściu rzuca mi się na twarz? Jednak retrograczowy zapał bierze górę i się odzywam: - Mówi pan gry na Sega Mega Drive? Można zobaczyć?

Facet odwraca się do mnie, instynktownie chce kontynuować żart, ale w końcu bacznie mi się przygląda i dostrzega, że ja poważnie pytam. Chyba nie spodziewał się, że tak szybko zdobędzie zainteresowanie swoimi gratami. Bo jak się okazuje, przywiózł tu całkiem niezły towar. Jego stoisko wyłożone jest różnymi dobrami sprzed 20 i 30 lat. Na stole leżą magazyny i oprogramowanie związane z Atari ST, choć nie tylko. Z tyłu za sprzedawcą leżą na pudłach komputery VIC-20 i MSX (następnego dnia będzie jeszcze C-64 i MSX 2) , a w samych torbach są jeszcze wspomniane gry Segi

Wiarus Zaczynamy rozmawiać. Okazuje się, że Pan ma za sobą długoletni handel na kultowej giełdzie na Grzybowskiej w Warszawie w latach 80. i 90. Dał się w końcu namówić przyjacielowi (sprzedawcy komiksów), aby wystawić swoje zabytki, bo podobno jest teraz moda na te rzeczy. W ciągu dwóch dni mojego pobytu na Festiwalu kilka razy go odwiedzam i rozmawiamy łącznie z dwie godziny. Rozmawiamy to może za dużo powiedziane, głównie słucham opowieści z wielkim zainteresowaniem. Trzy z nich zamieszczam dla potomności, bo dobrych historii z komputerowych giełd nigdy dość.

Marek Pańczyk

Dodaję, że poniższy dialog jest umowny, pisany z pamięci po ponad miesiącu od spotkania. Ma oddać sens i charakter opowieści, a nie jego dosłowną postać.

Computergate na przełomie PRL-u i transformacji - Od razu poznałem, że to gość ze służb. Oni tak specyficznie mówili, no i to zachowanie, postawa.

- Ze służb? Czyli bezpieka?

- Chyba wojsko, wywiad, takie wojskowe zachowanie choć był w cywilu. No i później pojawił się jeszcze ten Rusek, niby sympatyczny, kulturalny, miły, ale też od razu wiadomo było skąd on jest. We dwóch podeszli.

- Coś kupić?

- Więcej, mieli interes. Od razu widać było, że oni nie tacy, że nie po Atari ST tu przyszli. Ja ich już wcześniej widziałem, nawet chwilę rozmawiałem, widać było, że badają, kto tu ile sprzedaje, jakie ma znajomości, co może sprowadzić, czy ma kontakty w RFN. A ja już długo na Grzybowskiej sprzedawałem, to ich zainteresowałem. Gruba sprawa się szykowała, do końca życia będę myślał, czy dobrze zrobiłem.

- A co chcieli?

- Po pewnym czasie jak już wszystko wybadali, to ten wojskowy pyta, czy mógłbym sprowadzić pewien sprzęt z Niemiec. Odpowiadam, że pewnie, wciąż coś tam sprowadzałem, da się zrobić, ale co chcą. No i ten wojskowy mówi, że chodzi im o NeXT, ten komputer Jobsa. Zgrzytnąłem zębami, oho, nie bawili się w detal. To się zaczęła robić ogromna akcja. Panie, jak Atari ST wtedy kosztował z 500 marek, to NeXT to było jakieś... 35.000 marek. Taka przebitka. Gigantyczna suma. Do tego cały czas było embargo.

- CoCom?

- Tak, embargo na komputery. Co prawda można było je obejść kupując od niektórych, ale na najnowszy i najszybszy sprzęt byli bardzo cięci. Na pewno z NeXTem nie poszłoby łatwo, trzeba by przemycać przez granicę. Zacząłem się zastanawiać, liczyć wszystkie koszty, jak to zorganizować, jak przewieźć. Sprawa była bardzo nęcąca, bo - Panie - to by mnie na długi czas ustawiło. Dużo na tym można było zarobić.

- I co? Zgodził się Pan?

- Mówię im, że muszę się zastanowić, ale mogłoby się to dać sprowadzić. Wtedy ten wojskowy mówi: „- Dobrze, ale jest jeden warunek”. „- Jaki?”, „- Musisz sprowadzić trzy takie komputery naraz ”

- I?

- No to wtedy już wiedziałem co się święci. Lodowaty dreszcz przez krzyż przeszedł i wiedziałem jakiego rodzaju to sprawa, gigantyczne pieniądze, że ja z tego nie wyjdę żywy.

- W sensie, że zabiją?

- To już potężna afera się robiła, a ja będę tym niepotrzebnym, tam tacy kończą w niewyjaśnionych okolicznościach. Odmówiłem, czułem, że ratuję tutaj skórę. Albo prowokacja albo bardzo gruba afera, gdzie każdy świadek staje się niepotrzebny.

- Jak zareagowali?

- Poszli szukać szczęścia gdzie indziej. Ja tego Ruska to później jeszcze spotykałem w takiej restauracji. Zawsze bardzo miły, przychodził, przywitał się, ale do sprawy nie wracał. Ja za to do dzisiaj myślę, czy dobrze zrobiłem, czy nie powinienem w to wejść, kupa pieniędzy.

- No myślę, że dobrze, mógł faktycznie skończyć Pan gdzieś w lesie, zakopany.

- Właśnie tak. Właśnie tak myślę. Że dzisiaj już byśmy nie rozmawiali jakbym wszedł w ten interes. Mam o czym myśleć do końca życia.

Marek Pańczyk

Polskie Commodore, czyli takiego wała jak Polska cała - I wie Pan, wtedy w Polsce pojawił się dystrybutor Commodore. Oficjalnie. Mieścił się na ulicy X. I można było od nich bezpośrednio kupić sprzęt, światowo się robiło, nie trzeba było sprowadzać własnymi kanałami. I wtedy przyszedł do mnie od nich gość.

- W sensie na giełdę?

- Tak, my już się poznaliśmy, no i on przyszedł do mnie z propozycją interesu. Że mają w magazynie bardzo dużo Amig pięćsetek i chętnie by je masowo komuś sprzedał. Pytam za ile? On powiedział, za tyle i za tyle, co było bardzo dobrą ceną. Już sobie w głowie liczę i z tego można wyciągnąć, wychodzi sporo grosza. Co prawda sprzętu było tyle, że musiałem zainwestować w to wszystko co miałem, ale czuć było wtedy, że warto.

- Zgodził się Pan?

- Tak, wziąłem od nich cały sprzęt. Samochód transportowy kilka razy był zapełniony tak, że ręki Pan by nie włożył. I od razu zacząłem na giełdzie sprzedawać, trochę taniej niż reszta, ale nadal duża przebitka dla mnie. Ludzie się rzucali, szło jak ciepłe bułeczki.

- Czyli sukces?

- A gdzie tam! Za pewien czas zaczęło do mnie coraz więcej osób zwracać sprzęt, że nie działa. Biorę te Amigi i zacząłem je podłączać i się okazuje, że to egzemplarze z NTSC, australijskie czy jakieś tam* i faktycznie nie działają. Dzwonię do tego Commodore, a ten człowiek od nich odmawia przyjęcia zwrotu. Wykręcił się i powiedział, że sprawa zakończona, nie przyjmują sprzętu. To mogło mnie pogrążyć na dobre. Od początku szukali frajera.

- Ale nie pogrążyło?

- Nie zbankrutowałem na szczęście, bo akurat miałem jednego znajomego, który mówi mi, że jest jakaś akcja na całą Europę, że centralne Commodore musi przyjmować takie zwroty. Że jest tam jakaś procedura. Pomoże mi to załatwić. No i zagadaliśmy do głównego Commodore, oni się zgodzili, zorganizowaliśmy transport i cały sprzęt został wywieziony. Wyszło prawie tyle, że ostatecznie do sprawy nie dołożyłem, ale ile się strachu najadłem, ile czasu straciłem, myślałem, że to już mój koniec na giełdzie. Tak panie, to było łobuzerstwo i tyle.

* W Australii jest PAL, więc Panu mogły się tutaj szczegóły pomylić.

Marek Pańczyk

Ostatni miłośnik MSX-a - To za ile puściłby Pan tego MSX-a, tak z ciekawości?

- 500 zł

- Uuu, no niemało.

- Niemało, ale to bardzo rzadki sprzęt, w pełni sprawny, w świetnym stanie, wie Pan ile na eBayu za niego dają?

- W sumie to nawet bardziej jestem zainteresowany tą późniejszą wersją - MSX 2. Ma więcej pamięci, większe pokrycie w dostępnych grach.

- MSX 2 też mam.

- Też?!

- Pewnie, Panie, ja to wszystko kiedyś zbierałem. Mogę też sprzedać.

- To ile za MSX 2?

- 1500 zł

- Taaa.

- A ile Pan może dać?

- Wie Pan, nie chcę Pana obrazić sumą, na razie się nie zdecyduję. Mówi Pan, że zawsze interesował się tym komputerem? Przecież za dawnych czasów on był strasznie rzadki w Polsce.

- Bardzo rzadki. Ale miałem wszystkie modele. Mieliśmy klub miłośników tego komputera. Wymienialiśmy się oprogramowaniem. W Łodzi był Pan taki i taki, mieszkał na ulicy takiej, było jeszcze dwóch innych. Był też bardzo ciekawy człowiek w Warszawie, on miał taki i taki model. Na giełdzie jeszcze jednego znałem. O niech Pan sam zobaczy, tu wszystko jest pokazane.

I pokazuje mi gruby katalog w segregatorze. Od czasów bywania na giełdzie na Grzybowskiej takich nie widziałem. Powycinane strony z zachodnich magazynów, ale polskich też. Wszystko poświęcone komputerom MSX, cała historia tych maszyn w pigułce, istny skarb.

W końcu żegnamy się grzecznie. Ja namawiam Pana, aby koniecznie za rok też odwiedził Festiwal, na co dostaję odpowiedź, że „jak dożyję to przyjadę” i rozchodzimy się. Zaskakujące, ale intrygujące spotkanie.

Marek Pańczyk

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)