Prosto z Gamescom: Assassin's Creed IV: Black Flag. Karaibskie słońce dobrze robi skrytobójcom

Prosto z Gamescom: Assassin's Creed IV: Black Flag. Karaibskie słońce dobrze robi skrytobójcom

Prosto z Gamescom: Assassin's Creed IV: Black Flag. Karaibskie słońce dobrze robi skrytobójcom
marcindmjqtx
24.08.2013 11:30, aktualizacja: 07.01.2016 15:45

I co ja mam teraz powiedzieć? Że tak, już trochę mam dosyć corocznych edycji tej serii? Ano mam. Albo raczej miałem - poszedłem na prezentację na Gamescomie i mi przeszło.

Forma prezentacji: 30 minut grywalnego dema, do zagospodarowania wedle życzenia.

Zaczęło się spokojnie: to ja, znaczy Edward, to mój statek, to moi szlachetni piraci, to Karaiby, płyniemy przed siebie, hej, ho, butelka rumu i takie tam. Tym się strzela, tym się patrzy przez lunetę. Ogółem wszystko po staremu, choć pojawiło się parę całkiem przydatnych nowości (dodatkowa prędkość statku - kamera zdecydowanie się od niego oddala, nie można wtedy używać dział). Wszystko wygląda jakoś sto razy lepiej od poprzedniej odsłony, ale gra prezentowana jest na PS4, więc nie spodziewam się niestety, żeby w momencie premiery miała tak błyszczeć na moim wysłużonym PS3. Szkoda, bo krótkotrwały sztorm prawie zmroził mi krew w żyłach. A to podobno był tylko minisztorm. Demo skupiało się na prezentacji otwartego świata, nie widziałem więc nawet skrawka fabuły. Mogłem za to samodzielnie wybrać element gry do przetestowania.

Zacząłem od zwiedzania morskiego dna. Akurat niedaleko mnie znajdował się wrak jakiegoś statku. Podpłynąłem więc - krótka animacja zaprezentowała specyficzny dzwon spadający do wody. Po chwili byłem już - znaczy Edward był - głęboko pod powierzchnią. Okazało się zaś, że rzeczony dzwon służy jako bańka powietrza. Gdy tego zaczynało brakować, należało po prostu podpłynąć i zaczerpnąć tchu. Przydawały się do tego także zaplątane tu i ówdzie beczki. Poza tym badanie wraku polegało na ograbieniu kilku spoczywających na dnie skrzynek. Przy okazji trzeba się było także opędzać od groźnych zwierząt, ale na żadnego rekina nie wpadłem, tylko jakiś rybo-wąż próbował mnie pogryźć. Edward poradził sobie bez mojej pomocy - ot, obejrzałem scenkę przerywnikową.

fot. YT

Wszystko działało płynnie, grało się sympatycznie. Szczerze mówiąc, nie znoszę pływania w grach, ale nie powiem, żebym zauważył tutaj jakieś błędy czy braki. Tylko to zbieranie skrzynek z dna wydało mi się strasznie mało urozmaicone. Ale może nie wszystkie tego typu misje poboczne polegają na tym samym (choć znając tę serię - pewnie polegają...), tego nie wiem. Wróciłem na statek. Może powalczymy? Włączyłem mapę - o Jezusie, Mario, jaki ten otwarty świat jest niesamowicie wielki - i wybrałem pobliską wysepkę chronioną przez hiszpańskie statki. Popłynąłem. Z walki niestety nici, bo wraże okręty jak na złość postanowiły akurat wspólnie patrolować drugą stronę niedalekich skał. Trudno. Rzuciłem kotwicę, by w spokoju zwiedzić rzeczony skrawek lądu (słowo "skrawek" jest kluczowe - to miało mniej metrów kwadratowych niż moje mieszkanie). To jeszcze scenka przeryw... Nie ma scenki przerywnikowej? Nie ma - ze statku w Black Flag "wysiada się" jak z samochodu w GTA. I nie powiem, żeby nie robiło to w pierwszej chwili wrażenia.

Assassin's Creed IV: Black Flag

Wracając do wysp. Tu skarb, tam palma, tam kolejna, tam jakaś znajdźka, tu można wziąć kontrakt na jakiegoś templariusza, tam punkt widokowy do synchronizacji... O, tawerna! Niestety, rumu nie było, dostałem za to w twarz. Ale odwdzięczyłem się tym samym. I wiecie co? Walka w Assassin's Creed ciągle się zbytnio nie zmieniła. Szykujcie się na częste kontrowanie ciosów. Skoro na rzeczonej karłowatej wysepce nie byłem mile widziany, postanowiłem przyjrzeć się z bliska jednemu z dużych miast w grze. Dzięki mechanizmowi szybkiej podróży (działa podobnie jak w AC3 - najpierw trzeba odkryć jakieś miejsce, by potem móc się do niego natychmiast przenieść) dosłownie skoczyłem do Hawany. To jeszcze nie czasy Fidela, więc obyło się bez wizy (tak, to żart).

I to był moment, gdy do Black Flag przekonałem się w stu procentach.

Assassin's Creed 3 to była dobra gra, ale NIESAMOWICIE brakowało mi w niej porządnych miast, z milionem zaułków i malutkich uliczek. W Black Flag na szczęście - mam nadzieję, bo jednak nie widziałem za wiele, proszę brać poprawkę - wróci to, co dobre. Raz, że sama zabudowa wygląda fantastycznie, te wszystkie hiszpańskie budynki czy kolorowa farba płatami złażąca ze ścian, a dwa, że wreszcie ulice nie mają szerokości autostrad. Po wbiegnięciu na dach można krążyć i kluczyć do woli. Tak właśnie powinno być.

Łażenie po szczytach budynków to jednak nie zawsze najlepszy pomysł - można na przykład zostać zaatakowanym przez jakiegoś strażnika, jak ja na opisywanej prezentacji. Wdałem się z nim i jego kolegami w krótki pościg - mechanizm ten w ogóle nie zmienił się od poprzedniej części. Wybiegłem z koła na mapie, ukryłem się w jakimś stogu siana i było po sprawie. Spokojnie odebrałem kontrakt na pewnego templariusza i zabiłem go, chowając się w pobliskich krzakach (wreszcie wyglądają porządnie! Ciekawe, jak będzie na konsolach obecnej generacji...). Jego kumple chyba mnie jednak zauważyli...

Assassin's Creed IV: Black Flag

...Ale to był już koniec dema. Cóż, Edwardzie, widzimy się pod koniec października.

Tomasz Kutera

Assassins Creed IV: Black Flag (PS3)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)