Produkt (nie)ukończony. Czy wolisz poczekać z zakupem gry pół roku / rok / dwa lata, by została załatana? [Klub Dyskusyjny]
Takie czasy, niestety.
Ale są też gry naprawdę wielkie, do których zabieram się powoli, czekając cierpliwie, aż wszystko wyjdzie. Tam mam z Pillars of Eternity 2, przy których spędzie pewnie setki godzin. I to samo dotyczy wszystkich Asasynów, Elder Scrolls, Metal Gearów czy Falloutów. Wolę poczekać, ponapawać się recenzjami i artami, uzbierać wszystkie łatki i zasiąść do produktu w momencie, gdy będzie w stu procentach grywalny. To takie wielkie, ciężkie od treści tytuły, do których świata nie da rady wskoczyć, a trzeba dostojnie wejść, rozsiąść się wygodnie, z herbatą i ciasteczkami. Przeżywam je sama, nikt mi nie jest potrzebny.
A "główny nurt"? Nie przeszkadza mi, gdy tu czy tam omija mnie bieżący "gorący temat" lub trend. To nie Warszawa, żeby mieć trzydziestu związanych z branżą znajomych, którzy nakręcają na świeże premiery. The Division, które teraz (podobnie jak Domek) nadrabiam, smakuje przepysznie, nawet jeśli niewiele osób jest już nim teraz zainteresowanych. Nawet nie wyobrażam sobie być w tym tytule przy premierze, brać udział w nagonce, wyliczać bugi. Wolę dokończony produkt. O ile mocniej podobałoby mi się Final Fantasy XV, gdybym zaliczał je dzisiaj (noo, albo za rok), a nie w tygodniu debiutu? U mnie i tak awangarda codziennie miesza się z retro. Nic do tego nie ma fakt, że rok później jest taniej (nie zawsze, co nie, Nintendo?). Być może dlatego nie znoszę "sezonów" w grach sieciowych, wszystkich "daily", "monthly" i "sronthly".
W miarę możliwości - zawsze wybiorę produkt z dopiskiem "kompletny". Widzę, że DLC może mocno wzbogacić moje wrażenia (Far Cry 5, by nie szukać daleko)? - poczekam. Widzę, że pozycja silnie nastawiona na elementy sieciowe, więc na początku będą zwiechy/problemy/braki/setki łatek? Poczekam. Gra w odcinkach? No ba, że poczekam. Gra na styku generacji? Może lepiej się wstrzymać dwa miesiące i zobaczyć, czy lada moment nie wyjdzie remaster z dodatkami w pakiecie? Za to w dniu premiery wezmę cyfrowego bąbla, który mnie nieprzeciętnie jara. I wcale nie zaprzecza to jednemu God of Warowi na kwartał, którego bez wahania odpalę w dniu zero. Wystarczy uważnie obserwować media, by wiedzieć, co będzie "ukończone" na starcie.
Far Cry 5: Post Launch | Trailer | Ubisoft [NA]
Jeżeli chodzi o DLC, mam jednak bardziej liberalne podejście, o ile dokładane po premierze rzeczy nie są ewidentnie wycięte z gry. Przykład to świetne Mooncrash, próbujące połączyć Preya z roguelikiem. Gdy płacę za grę z własnej kieszeni, raczej nie czekam na edycje kompletne. Jeżeli dany tytuł przekona mnie w edycji podstawowej i będę chciał go zachować na dysku, skutecznie pomoże mi w tym dokupienie karnetu. Wydania kompletne ukazują się zwykle po jego zakończeniu, a ja po prostu lubię co jakiś czas wrócić na chwilę do danego tytułu, niż przebiec przez wszystko w jeden weekend.
Inna sprawa, że gier, które skłaniają mnie do dokupienia dodatków wcale nie wychodzi tak dużo... Nie wszystko też udaje mi się ograć w okolicy premiery, a jeżeli w międzyczasie edycja kompletna się ukaże, można dostrzec też mroczną stronę takiego systemu wydawniczego. To sposób, by sprzedać tą samą grę po raz drugi w cenie premierowej.
Szkoda, że łatwość patchowania i rozbudowywania gier rozleniwia twórców, ale patrzę też na to jak na kolce należące do pięknej jednak róży. W ostatnim CD Action czytałem artykuł odnośnie gry Kajko i Kokosz. Gdy okazało się, że nośnik zawiera błąd uniemożliwiający ukończenie gry (a nie wszystko da się wyłapać w testach), patcha dystrybuowano poprzez wysłanie nowych nośników z grą wszystkim odbiorcom. W przypadku takiego GTA V podobna operacja mogłaby przerosnąć nawet Rockstara.
Broniła honoru redakcji
Prawie-Redakcja