Premierę Mortal Kombat 11 (i kilku poprzednich gier NetherRealm) poprzedził wielomiesięczny crunch
Pracownicy narzekają na Twitterze na słabe warunki zatrudnienia.
29.04.2019 08:00
Kolejny raz NetherRealm znalazło się w złym świetle. Najpierw fani narzekali na wszechobecny w Mortal Kombat 11 grind wyglądający jak zachęta do mikropłatności. Wkurzające były zwłaszcza różne modyfikatory występujące podczas i tak trudnych walk z bossami, na które najprostszym sposobem było użycie żetonu pozwalającego pominąć walkę. Studio zdążyło już posypać głowę popiołem i przeprosić za słabe wyważenie.
W ramach zadośćuczynienia (i zapewne kupienia sobie kilku dni cierpliwości ze strony graczy) studio zapowiedziało obdarowanie graczy odpowiednio 500 tysiącami Coinsów, 500 Hearts, 1000 Soul Fragments i 1000 Time Crystals. Choć więc ciężko uwierzyć w przypadek, takie rozwiązanie sprawy cieszy. Gorzej, że teraz studio będzie musiało zmierzyć się z zarzutami przedstawionymi z kolei przez narzekających na crunch pracowników.
Zaczęło się od jednego z developerów, który napisał na Twitterze, że największym osiągnięciem był dla niego weekend poza pracą, a firma zmuszała swoich pracowników do nadgodzin (tzw. crunchowania). Szybko pojawiły się też opinie innych pracowników firmy - wyrasta z nich obraz firmy, gdzie generalnie pracowało się po 90-100 godzin tygodniowo i było to normą. Generalnie pracownicy narzekają na słabą organizację pracy, która miała nie zmienić się już od czasu Mortal Kombat 9.
Praca miala przypominać stałe gonienie terminów, a nadgodziny miały być obowiązkowe. Jeden z pracowników wspomina, że nawet gdy udało mu się dostać wolne, i tak musiał być pod telefonem. Zupełnie osobna kwestia, że także stawki w NetherRealm nie są zbyt wysokie jak na tę branżę - miały wynosić 12 dolarów za godzinę w przypadku pracowników niższego szczebla. Jedna z artystek koncepcyjnych narzeka też, że w przypadku kobiet płaca wynosiła zaledwie 11 dolarów.
Temat pojawił się na Twitterze tydzień temu, ale wpis został dostrzeżony dopiero niedawno. Szefostwo studia jeszcze nie ustosunkowało się do zarzutów.
Krzysztof Kempski