Prelude Rune od Square Enix nareszcie nabiera kształtu
I piękna. Oraz daje nadzieję na kolejną wielką markę w gatunku.
Oficjalnie nadal nazywa się to Project Prelude Rune, ale wnioskując po dawnym „Project Octopath Traveler”, po czasie odrzucą zapewne z tytułu „Project”, a finalny produkt nazwany będzie albo Prelude Rune, albo… jakoś zupełnie inaczej. Niemniej - pierwszą wzmiankę o nim czytaliśmy w lutym 2017 roku. Pamiętam doskonale, bo od jakiegoś czasu wracałem myślami do nowego, zarządzanego przez producenta Namcowskiego Tales of (Hideo Babę) studia Istolia. Półtora roku temu dostaliśmy bowiem tylko grafiki koncepcyjne (ze smokami!). A na Tokyo Game Show Square przywaliło nieco konkretniej. Niedługi zwiastun z… niewielką dawką domniemanego gameplayu.
Absolutnie przepiękny, cel-shadowany świat. To, jak podejrzewam, będzie chwilowo największym wabikiem marketingowym Prelude Rune. W zależności od tego, jak długo śledzicie japońskie erpegi, skojarzycie tę oprawę albo z Valkyria Chronicles, albo - i pod tym się z chęcią podpiszę - Rogue Galaxy czy nawet Dragon Quest VIII. Czyli naprawdę solidnymi klasykami z ery PlayStation 2. Niestety, to zaledwie kilkanaście sekund, które wyraźnie podkreśla, że jesteśmy całkiem daleko od dnia premiery. Czy nawet oficjalnego wskazania tego dnia. Chociaż jako platformę docelową nadal wskazuje się obecną konsolę Sony.
Autorzy nie wyjaśnili, ba - nie pokazali nawet, żadnego systemu walki. A to przecież „dość” istotna kwestia. Zwłaszcza gdy projekt wyreżyserował gość, który zjadł zęby na Talesach. Zatem nieco banalnych produkcjach, gdzie wystarczy mieć odpowiedni poziom postaci i pocierać rytmicznie przycisk odpowiadający za atak (cóż, przepraszam fanów, ale w większości przypadków tak to w gruncie rzeczy wygląda). Zresztą Square musi skupić się teraz na czymś o wiele bardziej realnym - Kingdom Hearts III. Prelude Rune, podobnie jak remake Final Fantasy VII, o ile w niego wierzycie, niech sobie wróci później. Dobrze po prostu wiedzieć, że prace idą stabilnie do przodu.