Ponad połowa grających w For Honor robi to przez Steama
I to mimo faktu, że gra jest tam droższa, a do działania i tak wymaga konta uPlay.
Zmagania między wikingami, samurajami i rycerzami trwają w najlepsze od 14 lutego. Maciu twierdzi, że gra ma potencjał, mnie odrzuciła na etapie zamkniętej bety. Ale ludzie grają i bardzo ciekawie wygląda to, na czym - a właściwie za pośrednictwem której platformy dystrybucji cyfrowej - to robią.
Serwis githyp zajmuje się gromadzeniem danych dotyczących liczby graczy w dany tytuł na Steamie. Według informacji tam zawartej, w pierwszą sobotę od premiery, czyli 18 lutego, łącznie było ich 45 tysięcy. I teraz robi się ciekawie, bo tego dnia wbudowany w For Honor licznik pokazywał 87 tysięcy ludzi online w szczytowym momencie.
Oznacza to, że ponad połowa grających robiła to przez Steama, choć dedykowaną platformą jest tu uPlay (przynajmniej w przypadku pecetów). Mało tego, gra w sklepie Valve kosztuje 60 euro, czyli tyle samo co bezpośrednio w Ubisofcie, ale istnieją alternatywy w postaci wszelkiej maści sklepów, gdzie jest taniej.
Tylko że klucze w nich kupione wymagają aktywacji właśnie w uPlay, ze Steamem nie mając nic wspólnego. Podobnie jest w przypadku egzemplarzy dołączanych choćby do kart graficznych. Zatem zdecydowana większość posiadaczy gry na Steamie, których według SteamSpy jest ponad 350 tysięcy, wydała na nią pełną kwotę. Mimo tańszych alternatyw.
Inną opcją jest, że wielu kupujących mogło nie doczytać, że gra i tak wymaga uPlaya. W karcie katalogowej jest to co prawda zaznaczone, ale wszyscy wiemy jak jest z czytaniem opisów. Sam wolę mieć wszystko w jednym miejscu, pudełka to dla mnie niewygodny relikt przeszłości, a konieczność posiadania kont na Originie, Steamie, uPlayu, GOG-u i innych strasznie mnie irytuje.
Steam jest po prostu wygodny i czego by o nim nie powiedzieć, gwarantuje jakiś poziom usługi. Z kolei na uPlay wszyscy narzekają. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku GTA V, gdzie mimo konieczności zalogowania się do Rockstar Games Social Club, wielu ludzi i tak kupowało w sklepie Valve. Do dziś zresztą tytuł świetnie się tam sprzedaje. Ba, nawet w Polsce, tuż po premierze, znalazło się około 40 tysięcy osób, które z premedytacją wydały więcej, żeby mieć grę przypisaną do konta na Steamie.
I może właśnie o to chodzi? Nie o wygodę, przyzwyczajenie i tak dalej. Może dla wielu obszerna biblioteka na tej platformie, którą łatwo podejrzeć czy pochwalić się w forumowej sygnaturce, jest odpowiednikiem wielkiego regału z pudełkami? Czymś, na co możemy godzinami się patrzeć, tonąć w zachwycie.
A może po prostu Gabe Newell ma tylu fanów, że ci z premedytacją rzucają w niego pieniędzmi, nie zauważając zagrożeń, jakie to za sobą niesie.
Bartosz Stodolny