Ponad 150 milionów dolarów z crowdfundingu to za mało? Chris Roberts bierze kredyt na Star Citizena
Spokojnie, takie praktyki są bardzo powszechne i nie zawsze muszą oznaczać problemy finansowe.
To kwota, jaką Star Citizen zebrał na chwilę pisania tej notki. Prawie 153 miliony dolarów od ponad 1,8 miliona osób to niesamowite pieniądze nawet jak na grę od znanego nazwiska i rekord nie tylko w tej kategorii, ale w historii crowdfundingu w ogóle. Rekord wpisany do księgi Guinessa. Dlaczego zatem Foundry 42 Limited, spółka-córka Cloud Imperium Games pracująca nad Squadron 42, zaciąga kredyt w banku? I to zastawiając wszystko, włącznie z prawami do Squadron 42 i… roślinami w biurach.
Czyżby pieniądze zebrane od graczy zostały „przejedzone”? Powstawanie Star Citizena nie jest usłane różami. Problemy z rozrzuceniem deweloperów po całym świecie, podwykonawcy, zarzuty jakoby zebrane pieniądze były wykorzystywane do finansowania prywatnych wycieczek, zmiany silnika, fatalna atmosfera pracy czy przede wszystkim – rozrośnięcie się projektu do niewyobrażalnych rozmiarów i kiepskie zarządzanie nim, na co zwracają uwagę byli i obecni pracownicy Cloud Imperium Games w obszernym tekście na Kotaku:
Efektem tego jest jedynie zlepek pomysłów wciśniętych do dema technologicznego mającego pokazać zarys gry. Czy można było zrobić to inaczej? Na przykład wzorując się na Elite: Dangerous, gdzie poszczególne elementy były (i nadal są) dodawane już po premierze? Teraz i tak nie ma sensu wchodzić w takie rozważania, wróćmy więc do pytania zadanego na początku tej notki: Czy Star Citizen ma finansowe kłopoty?
Wbrew pozorom takie działanie nie jest niczym nadzwyczajnym. Nawet Apple zaciąga kredyty, a w 2015 roku spółka wyemitowała obligacje na kwotę 6,5 miliarda dolarów. Niecały tydzień po ogłoszeniu 18 miliardów dolarów zysku za pierwszy kwartał roku podatkowego 2015. Dlaczego firma, która dysponowała wtedy 178 miliardami dolarów na swoich kontach, zadłuża się na tak niewielką (z perspektywy dostępnych środków) kwotę? Odpowiedź jest prosta: optymalizacja podatkowa.
Warto też dodać, że kredytu Robertsowi nie udziela pierwszy lepszy bank, tylko prestiżowy Coutts zajmujący się finansami między innymi brytyjskiej rodziny królewskiej. Bank, który bardzo wybiórczo dobiera sobie klientów i poddaje ich szczegółowej weryfikacji, a żeby w ogóle ubiegać się o prowadzenie w nim konta trzeba wykazać się inwestycjami na kwotę przynajmniej miliona dolarów (z wyłączeniem nieruchomości).
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze bardzo istotna kwestia. Foundry 42 Ltd. nie bez powodu jest zarejestrowana w Manchesterze. Zjednoczone Królestwo oferuje zwroty podatku studiom tworzącym gry wideo, a warunkiem jest, by deweloper prowadził swoją działalność w Wielkiej Brytanii. Pieniądze te wypłacane są jesienią każdego roku. Zatem Roberts nie robi nic innego, jak odbiera je wcześniej, wykorzystując bank jako pośrednika. Po otrzymaniu właściwego zwrotu, zostanie on wykorzystany na spłatę zadłużenia. Zresztą jest on wpisany jako jedno z zabezpieczeń kredytu. Podobnie jak – według komunikatu na forum Star Citizena – prawa do samego Squadron 42, nie całej gry.
Na koniec jeszcze jeden powód – kursy walut. Zdecydowana większość przychodów Cloud Imperium Games i Foundry 42 jest w dolarach i euro, a do finansowania działalności w Wielkiej Brytanii potrzebne są funty. Kiedy funt brytyjski miał wyższe notowania, nie było to problemem. Dziś, z wiadomych przyczyn, wymiana niespecjalnie się opłaca. Więc znowu – taniej będzie pożyczyć i oddać ze zwrotu podatku, niż marnować pieniądze na różnice kursowe.
Osobiście jestem bardzo krytycznie nastawiony do Star Citizena. Nie podoba mi się sposób, w jaki ta gra powstaje, podobnie jak martwi mnie, że nikt nie ma kontroli ani nad całym procesem, ani nad samym Robertsem. I kto wie, może faktycznie wszystkim na dobre by wyszło, gdyby ktoś stanął z batem nad całością. Jednak daleko mi do życzenia twórcom porażki i naprawdę chcę, aby ta gra kiedyś powstała.
Bartosz Stodolny