Polski rząd bierze się za loot boxy
Echa afery wokół Battlefronta II docierają do Polski.
Jak informuje Rzeczpospolita, nieetyczne praktyki twórców gier wideo zainteresowały również polskich rządzących. Sprawie tzw. loot boxów, czyli sprzedawanych w grach skrzynek, w których znaleźć można wirtualne dobra i nagrody, przyjrzą się dwa odrębne ministerstwa.
Pierwszym z nich jest Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii. Zbadać ma ono sprawę pod kątem praw konsumenta. Ministerstwo obiecało konsultacje z przedstawicielami branży gier wideo. Jego biuro prasowe napisało:
Oczywiście tutaj dużo zależeć będzie od interpretacji tego, czym jest pełnoprawny produkt. Nawet najbardziej łasi na pieniądze graczy twórcy są zapewne w stanie polemizować, że w ich grach teoretycznie wszystko dostępne jest bez dodatkowych opłat, a możliwość ich uiszczenia jest całkowicie opcjonalna.
Z drugiej strony sprawie przyjrzy się również Ministerstwo Finansów. Ono z kolei bacznie przygląda się wszystkim przedsięwzięciom, mogącym zawierać elementy losowe pod kątem zgodności z ustawą o grach hazardowych. Zakazuje ona chociażby oferowania dostępu do pewnych kategorii gier losowych nieletnim czy nakłada znaczące ograniczenia na możliwość ich reklamowania.
Tutaj sprawa jest znacznie ciekawsza, a jej przebieg zależeć będzie od tego, czy gry z loot boxami w ogóle zostaną uznane za hazard i jak w takim przypadku sklasyfikowane. W chyba najbliższym grom wideo przypadku gier hazardowych prowadzonych przez Internet, państwo ma według tej ustawy całkowity monopol na ich prowadzenie. Z tego ograniczenia wyłączone są jedynie zakłady bukmacherskie i loterie promocyjne.
Trudno sobie wyobrazić, by z tego powodu gry z loot boxami mogły zostać całkowicie zakazane, ale z drugiej strony – czy są to loterie promocyjne? Bo zakłady bukmacherskie (czy szerzej, jak nazywa ja ustawa, „zakłady wzajemne”) nie są to na pewno. Tak czy inaczej – może być ciekawie.
Chociaż loot boxy są znane graczom od dawna, to sprawa stała się głośna po zeszłorocznej premierze Battlefronta II. Grą zainteresowali się początkowo rządzący z Hawajów, później wypowiedzieli się w tej sprawie również oficjele z Holandii i Belgii.
Wszystko przez to, że twórcy Battlefronta II zamiast oferować jedynie skrzynki z kosmetycznymi nagrodami, do których przywykli gracze, zastąpili nimi cały system progresji w grze. A to zrodziło dwa odrębne problemy – po pierwsze pełnowartościowości produktu (czemu po kupieniu gry za pełną kwotę nie dostaje się wszystkiego, co ona oferuje), po drugie – hazardu.
I chociaż znów, żaden z tych aspektów nie był dla graczy nowy, to najwyraźniej takie ich skondensowanie w przypadku tego konkretnego tytułu musiało się obić nawet o rząd Polski.
Dominik Gąska