Polski rząd bierze się za loot boxy
Echa afery wokół Battlefronta II docierają do Polski.
10.04.2018 | aktual.: 10.04.2018 19:31
Jak informuje Rzeczpospolita, nieetyczne praktyki twórców gier wideo zainteresowały również polskich rządzących. Sprawie tzw. loot boxów, czyli sprzedawanych w grach skrzynek, w których znaleźć można wirtualne dobra i nagrody, przyjrzą się dwa odrębne ministerstwa.
Pierwszym z nich jest Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii. Zbadać ma ono sprawę pod kątem praw konsumenta. Ministerstwo obiecało konsultacje z przedstawicielami branży gier wideo. Jego biuro prasowe napisało:
Oczywiście tutaj dużo zależeć będzie od interpretacji tego, czym jest pełnoprawny produkt. Nawet najbardziej łasi na pieniądze graczy twórcy są zapewne w stanie polemizować, że w ich grach teoretycznie wszystko dostępne jest bez dodatkowych opłat, a możliwość ich uiszczenia jest całkowicie opcjonalna.
Z drugiej strony sprawie przyjrzy się również Ministerstwo Finansów. Ono z kolei bacznie przygląda się wszystkim przedsięwzięciom, mogącym zawierać elementy losowe pod kątem zgodności z ustawą o grach hazardowych. Zakazuje ona chociażby oferowania dostępu do pewnych kategorii gier losowych nieletnim czy nakłada znaczące ograniczenia na możliwość ich reklamowania.
Tutaj sprawa jest znacznie ciekawsza, a jej przebieg zależeć będzie od tego, czy gry z loot boxami w ogóle zostaną uznane za hazard i jak w takim przypadku sklasyfikowane. W chyba najbliższym grom wideo przypadku gier hazardowych prowadzonych przez Internet, państwo ma według tej ustawy całkowity monopol na ich prowadzenie. Z tego ograniczenia wyłączone są jedynie zakłady bukmacherskie i loterie promocyjne.
Trudno sobie wyobrazić, by z tego powodu gry z loot boxami mogły zostać całkowicie zakazane, ale z drugiej strony – czy są to loterie promocyjne? Bo zakłady bukmacherskie (czy szerzej, jak nazywa ja ustawa, „zakłady wzajemne”) nie są to na pewno. Tak czy inaczej – może być ciekawie.
Chociaż loot boxy są znane graczom od dawna, to sprawa stała się głośna po zeszłorocznej premierze Battlefronta II. Grą zainteresowali się początkowo rządzący z Hawajów, później wypowiedzieli się w tej sprawie również oficjele z Holandii i Belgii.
Wszystko przez to, że twórcy Battlefronta II zamiast oferować jedynie skrzynki z kosmetycznymi nagrodami, do których przywykli gracze, zastąpili nimi cały system progresji w grze. A to zrodziło dwa odrębne problemy – po pierwsze pełnowartościowości produktu (czemu po kupieniu gry za pełną kwotę nie dostaje się wszystkiego, co ona oferuje), po drugie – hazardu.
I chociaż znów, żaden z tych aspektów nie był dla graczy nowy, to najwyraźniej takie ich skondensowanie w przypadku tego konkretnego tytułu musiało się obić nawet o rząd Polski.
Dominik Gąska